Słyszałam o kilku przyjaźniach i związkach, które rozwaliły się przez pieniądze. Jak ktoś ma za dużo, a do tego skąpi, to zawsze pojawi się jakiś problem. Druga osoba może zazdrościć i kłopoty gotowe. To, co mnie spotkało, to zupełnie inna sytuacja. O zarobkach nie rozmawiałyśmy ze sobą nigdy, a właśnie przez kasę zakończyła się nasza przyjaźń. Z Martyną znam się od początku gimnazjum. To nie jej powierzałam największe tajemnice i wcale nie byłyśmy nierozłączne, ale bardzo lubiłam jej towarzystwo. Widywałyśmy się systematycznie, nawet kiedy poszłyśmy do różnych szkół.
Nigdy nie urwał nam się kontakt. Kiedy mieszkałam przez pół roku w innym mieście, często do siebie dzwoniłyśmy. Ja odwiedzałam ją, ona mnie i byłam pewna, że tak będzie już zawsze. To, że wybrała mnie na swoją świadkową na ślubie tylko to potwierdzało. O coś takiego prosi się najbliższą osobę. Zgodziłam się i to był dla mnie zaszczyt. Dzisiaj bardzo, ale to bardzo tego żałuję. To był gwóźdź do trumny.
Ślub był piękny, wesele jeszcze lepsze. Nie tylko stałam za nią w kościele, ale pomagałam w czasie całej imprezy. Ona mogła cieszyć się chwilą, zagadywać gości i o nic się nie martwić. Byłyśmy nawet wstępnie umówione na oglądanie zdjęć w tygodniu po tych wszystkich wydarzeniach. Do tego spotkania już nie doszło. Przestała odbierać telefon i napisała mi tylko, że ma ważniejsze sprawy na głowie, niż mnie. Minęło trochę czasu i dalej nie wiedziałam, o co może jej chodzić.
Podejrzewałam wszystko. Pewnie ktoś wymyślił jakąś plotkę, ona uwierzyła i jestem skończona w jej oczach. Innego powodu nie widziałam, bo od wesela nic się nie wydarzyło, a w trakcie zachowywała się jak najlepsza przyjaciółka. Wreszcie ktoś życzliwy powiedział mi o co w tym wszystkim chodzi... Podobno bardzo się na mnie zawiodła. Nie usłyszałam tego wprost, ale na pewno chodzi o to, co znalazła w kopercie ode mnie.
Nie będę zaprzeczała – dałam jej tylko 100 zł, bo więcej nie miałam. Nie zarabiam dużo, a wcześniej i tak musiałam się zapożyczyć u rodziców na sukienkę itd. Nie chciałam jej zrobić wstydu jako świadkowa. Mało tego, to ja zorganizowałam i opłaciłam jej wieczór panieński. Większość dziewczyn tylko przyszła. Nie dały mi na to ani grosza. Więc skąd nagle miałam wziąć więcej, żeby jej dać? Było mi głupio, ale to chyba nie powód, żeby niszczyć tyle lat znajomości.
Jak w ogóle można się obrazić na coś takiego? To, ile kasy jej dałam, nie oznacza przecież, że na tyle ją cenię. To nie jest wyraz mojego szacunku, czy jego braku. Po prostu więcej się nie dało.
Próbowałam z nią rozmawiać, ale dalej udaje, że mnie nie zna. Jest mi strasznie przykro i nie wiem, jak mam to naprawić...
Aneta