Ostatnie moje dziecko wyfruwa z gniazda. Oczywiście symbolicznie, bo od 2 lat już nie mieszka z nami. Córka wychodzi za mąż i zakłada własną rodzinę, a to już jest poważna sprawa. Jak nakazuje tradycja, tak będzie - to nasza strona sfinansuje wesele. Zaciśniemy pasa, ale damy radę. Zwłaszcza, że kolejnych takich uroczystości już raczej nie planujemy.
Córka i jej narzeczony mają praktycznie wolną rękę. Sami wybrali termin, miejsce, teraz ustalają menu, wystrój, muzykę i tak dalej. Ja z mężem jesteśmy tylko od płacenia kolejnych rachunków i zaliczek. Nie żalę się w tym momencie, bo przecież trzeba było się z tym liczyć. Martwi mnie jednak to, że kiedy zaproponowałam dopisanie kilku osób na listę gości, to wyrazili sprzeciw.
To nie jest tania zabawa. Dlaczego w zamian nie umożliwią mi chociaż tego? Bardzo mi zależy na obecności kilku osób.
fot. Thinkstock
Córka powtarza, że to jej wesele i ona powinna mieć ostatnie zdanie w tej kwestii. Zgadzam się, ale dlaczego tak się upiera? Mnie chodzi dosłownie o 5-6 osób. Dwie bliskie przyjaciółki (które swoją drogą sama powinna zaprosić, bo są dla niej jak ciotki), moją byłą szefową (odeszłam na emeryturę, ale chciałabym odnowić kontakt) i maksymalnie dwie pary, dzieci moich znajomych.
Cóż to jest 6 osób wobec 150 innych, które już teraz są na liście? Wystarczy dobre serce z ich strony. Przecież mi nie powiedzą, że ich opór wynika z oszczędności. To ja zapłacę za ugoszczenie każdego. Stawiają się raczej po to, żeby wyznaczyć granicę. Pewnie się boją, że po ślubie też im będę narzucała swoje zdanie.
O to naprawdę nie mają się co martwić. Teraz chcę się zająć swoim życiem, bo przy dzieciach już się napracowałam.
fot. Thinkstock
Zupełnie nie wiem, jak mam z nimi rozmawiać. Czy mam użyć argumentu, że skoro płacę, to mogę cokolwiek wymagać? Naprawdę wolałabym uniknąć dyskusji o pieniądzach, bo oni to odbiorą jako wypominanie im tego. Nie taki jest mój cel i nigdy żadnej złotówki od niech nie będę chciała. Sprawa jest prosta: chcę mieć tych kilka osób przy sobie i oni powinni zacisnąć zęby. Nic im się z tego powodu nie stanie.
Martwi mnie takie stawianie sprawy, że ty jesteś matka, więc płać, ale niczego więcej nie oczekuj. Gdybym była złośliwa, to zagroziłabym im obcięcie budżetu. Ciekawe, co by wtedy zrobili… Uważam, że akurat w tej sprawie mam rację. Nawet mój mąż, który często ma jakieś „ale”, tym razem stoi solidarnie po mojej stronie.
Dla mnie postawa córki i jej narzeczonego to zwykły brak szacunku i złośliwość.
Wanda