Bardzo Was proszę o pomoc, bo chyba zwariuję... Nigdy nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską. Przeżyłam to na sobie i wiem, że wreszcie zaczyna iskrzyć i już nie chodzi o zwykłe koleżeństwo. Kiedyś miałam niby kolegę, ale wreszcie został moim chłopakiem. Nie mówię, że tak musi być zawsze, ale ryzyko jest ogromne. Właśnie dlatego nie potrafię się pogodzić z tym, że mój chłopak stale widuje się z pewną dziewczyną. Są znajomymi od dłuższego czasu, można nawet powiedzieć o przyjaźni. Przynajmniej on tak twierdzi...
Ja nie mam z nią prawie żadnego kontaktu, bo spotykają się w swoim gronie. Albo sami, albo z kolegami, których ja nie znoszę. Do tej pory dawałam mu wolną rękę, ale zaczyna mnie to niepokoić. Ciągle słyszę, że ona mu coś powiedziała, coś doradziła, wyraziła swoje zdanie. Co mnie to obchodzi? Jest ciągle obecna. Albo on o niej wspomina, albo się widują, albo dzwonią do siebie. Z tych rozmów nie mogę wywnioskować niczego podejrzanego, ale kto wie?
fot. Thinkstock
Jakoś nie potrafię zrozumieć, że taka znajomość może się opierać tylko na przyjaźni. Mam coraz więcej podejrzeń, chociaż oni nie dają mi ku temu powodów... Nie przyłapałam ich w dwuznacznej sytuacji, nie podsłuchałam żadnej dziwnej rozmowy, nikt mi niczego nie doniósł. Ale już nie potrafię usiedzieć spokojnie, kiedy wiem, że w danym momencie są razem. Gdzie? Czy są sami? Co robią? Od tego myślenia dostaję szału. On mi niby opowiada potem o wszystkim, ale nie wiem, czy mogę mu wierzyć.
To jest jednak facet, ona ładna kobieta. W każdej chwili może się coś wydarzyć. Nawet jeśli mnie kocha i próbuje być szczery, to wypadki chodzą po ludziach. Zwłaszcza, że tak świetnie się dogadują i czują w swoim towarzystwie...
Jestem zazdrosna i chciałabym wierzyć, że przesadzam. Tego niestety nie wiem.
fot. Thinkstock
Sama zerwałam kiedyś znajomość z kolegą, kiedy zaczynało być między nami niebezpiecznie blisko. Niby kolega, nic wielkiego, ale po jakimś czasie wyznał mi miłość. Zrobiłam to, co powinnam, czyli zakończyłam przyjaźń. Jestem w związku i nie potrzebuję nikogo innego.
Nie jestem pewna, czy on zrobiłby to samo? Może to już w ogóle jest romans, a ja jestem jedyną głupią, która tego nie dostrzega?
Pomóżcie mi się z tym uporać i podjąć właściwą decyzję. Chciałabym ufać i wierzyć, ale za dużo w życiu widziałam. Udawanie, że nic się nie dzieje, może się zakończyć tragicznie. Oskarżanie go, chociaż nic nie zrobił, jeszcze gorzej...
Justyna