Głośno jest ostatnio o kobiecie, która urodziła dziecko nad rzeką. Słyszałam o niej dużo wcześniej i kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten filmik, zamarzyłam o tym samym. Teraz jestem w ciąży, dopiero na początku i skłaniam się właśnie ku temu. Nie chcę, żeby moje maleństwo przychodziło na świat w bezdusznym szpitalu. Poród na łonie natury jest czymś cudownym. Tamta mama jest najlepszym dowodem, że można to zrobić i nic złego się nie stanie. Nie wiem czy zdecyduję się na sfilmowanie tego, ale bardzo chcę doświadczyć cudu narodzin nad wodą, między drzewami i czując zapach kwiatów, niż w dusznym szpitalnym pokoju.
Brzmi jak szaleństwo, ale dużo na ten temat czytam i jeśli nie ma przeciwskazań - każda z nas może to zrobić. Nie musimy ulegać terrorowi, że tylko szpital, leki, kroplówki, kilku lekarzy, pielęgniarki. Przez wieki kobiety rodziły gdzieś w krzakach i czuły, że są częścią natury. Odebrano nam to i moim zdaniem niesłusznie. Ryzyko komplikacji jest niewielkie, jeśli przez całą ciążę jest się pod opieką specjalistów. Samo rozwiązanie to nic takiego.
fot. Thinkstock
Naprawdę marzę o tym, żeby tego dnia pojechać gdzieś nad jezioro albo do lasu. Położyć się swobodnie na kocu, spacerować, wdychać świeże powietrze. Tuż obok byłby mój mąż. Zabralibyśmy też panią położną na wszelki wypadek, ale ogólnie chciałabym to zrobić bez niczyjej pomocy. Po prostu przeć, upajać się przyrodą i powitać maluszka na świecie. Ewentualnie potem do szpitala na badania kontrolne, ale na pewno nie dam się zamknąć na oddziale w momencie pierwszych skurczów.
Rodzenie w szpitalu wydaje mi się sztuczne i w pewien sposób nieludzkie. Mama nawet nie może się nacieszyć dzieckiem. Personel od razu je zabiera. To raczej nie jest do końca zdrowe dla obu stron. Potem wydzielają czas na przytulanie. Procedury zabijają cały urok tego wydarzenia i dlatego nie chcę rodzić w ten sposób. Mąż jest przestraszony, ale jakoś go przekonam. Gorzej z innymi bliskimi.
fot. Thinkstock
Rodzice nawet nie chcą o tym słyszeć, a teściowa twierdzi, że zwariowałam. Według niej nadaję się nie na porodówkę, ale do psychiatryka. Tylko dlatego, że mam swoje zdanie. Większość ludzi dała sobie wmówić, że poród = szpital. Dlaczego? Tak jest dopiero od niedawna. Przez wieku kobiety rodziły w domach albo w szczerym polu. Przy dzisiejszym rozwoju medycyny można uniknąć komplikacji.
Będę cały czas pod obserwacją lekarzy. Tuż przed rozwiązaniem USG, sprawdzimy ułożenie dziecka i mogę jechać na wymarzoną łąkę. Właśnie tego chcę.
Nie jestem wariatką, ale świadomą mamą. Czy tak trudno to zrozumieć i zaakceptować?
Katarzyna