Mamy maj, a jak maj to i komunie. Na jedną zostałam zaproszona. Uroczystość odbędzie się za niecałe dwa tygodnie, córka mojej najbliższej kuzynki przyjmie sakrament. Niby ważna uroczystość religijna, ale niewiele ma to już wspólnego z wymiarem duchownym. Najważniejsze jest przyjęcie i prezenty o czym zdążyłam się przekonać. Ja i mój partner dostaliśmy zaproszenie, fajnie, spotka się cała rodzina, ale późniejsze wydarzenia sprowadziły mnie na ziemię.
Zostałam postawiona przed faktem „pomożesz w organizacji, prawda?”. Myślałam, że jakieś drobne pomoce, w końcu to bliska rodzina i mamy dobre relacje mimo, że obie mamy ciężkie charaktery. Od dobrych 2 tygodni dzwoni ciągle. Czy pojadę z nią to tu to tam, a może pożyczę talerze i krzesła, bo jej brakuje. OK, dopóki to nie było uciążliwe i miałam czas to pomagałam.
Ostatnio usłyszałam, że nie muszę iść przecież do kościoła, ja i mój narzeczony możemy być w domu i przygotować przyjęcie.
fot. Thinkstock
W sumie to możemy być i w sobotę, bo sałatki robić trzeba, a rano w niedzielę ktoś stoły musi nakryć. Plan jak już widzę miała ułożony. W sumie to ciasto też bym mogła jakieś upiec. Oczywiście milion wytycznych jakie ciasto się kwalifikuje na taką uroczystość. W rodzinie już każdy dostał swój przydział pracy i tego co ugotuje. Krew mnie zalała, powiedziałam, że skoro studiuję i pracuję, to jeśli znajdę czas, to jakieś proste ciasto mogę zrobić.
Kolejna kwestia to ilość gości. To będzie małe wesele, a nie komunia! Usadzić 50 osób w domu nie jest łatwo. Oczywiście w domu, bo lokal kosztuje. Ale podobno damy radę, bo skoro ja i mój narzeczony razem z częścią rodziny będziemy robić za obsługę to przecież 50 osób na raz jeść nie będzie. Ręce mi opadły. Zaprosiła sobie gości żeby obsługiwali jej przyjęcie. Powiedziałam jej parę słów do słuchu.
Usłyszałam, że jestem bezczelna i stwarzam same problemy. Obraziła się i mam przynajmniej trochę spokoju.
fot. Thinkstock
Mój telefon nie dzwoni 3 razy dziennie, nie dostaję setki SMS-ów i wiadomości na Facebooku czy te buty będą mi pasować do sukienki?; gdzie dostane najtańszy tort?; myślisz, że poza tortem trzeba mieć jakiś deser, bo chyba po co?. I tak codziennie z milionem pytań na które sobie sama odpowiada, jeśli moje zdanie się różni, to słyszę, że to jej przyjęcie.
Znosiłam ją zbyt długo. Jestem wściekła. Najchętniej bym nie szła w ogóle. Dała małej prezent i poszła, ale wiem, że wywołam sensację w rodzinie. Zacisnąć zęby, udawać, że wszystko jest OK, przyjść, zjeść obiad i w miarę szybko się ulotnić? Nie chcę dziecku sprawić przykrości. Chyba to będzie najbezpieczniejsze. Sama nie wiem co robić. Na myśl o tym, że mam ją znosić już mam dość.
Oby nie liczyła na to, że zrobi ze mnie kelnerkę i zmywak. Organizuje sobie małe wesele na komunii? To niech sobie też zapewni obsługę. Liczę, że mi coś doradzicie.
Karolina