Od pewnego czasu w moim życiu zaszło dużo zmian… Wszystko teraz się nawarstwia i nawarstwia. Zacznę mniej więcej od początku, chcę chociaż ogólnie przedstawić Wam moją sytuację. Jestem młoda i od jakiegoś czasu jestem w związku małżeńskim. Z mężem dogadujemy się bardzo dobrze, czasami wiadomo, są drobne kłótnie, ale w gruncie rzeczy jesteśmy ze sobą naprawdę szczęśliwi, gdyby nie jeden fakt… Mąż został adoptowany zaraz po urodzeniu, jednak pewnego dnia odnalazła go biologiczna rodzina.
Sprawdził to dokładnie i tak - to niestety naprawdę oni. Sama mam ciężki charakter, nie cierpię, gdy ktoś próbuje mi wydawać polecenia dotyczące mojej przyszłości, bądź tego co jest rzekomo złe a co dobre, a sam nie jest w porządku. Jego rodzina niestety taka jest… Wielodzietna, bez żadnych perspektyw, rodzeństwo chociaż pełnoletnie i zdolne do pracy ciągle siedzi w domu, zamiast wziąć się za siebie. I zawsze gdy przyjeżdżaliśmy do nich, było to samo - daj, daj i daj. Ileż można?
W końcu zaczęło mi to przeszkadzać i zwróciłam mu na to uwagę, że powinni sami zacząć zarabiać pieniądze, a nie tylko od niego wyduszać. Gdy z czasem zobaczyli, że J. nie jest chętny by dawać im pieniążki, bądź robić za darmową taksówkę, zaczęli najpierw szeptać mu na ucho z dala ode mnie, czego by potrzebowali, jednak to również im nie wyszło. W końcu wymyślili historyjkę, że ja chodzę i roztrząsam te ich wszystkie sprawy w innej wsi, w której oni mają znajomości i znów była nagonka na mnie.
Że jestem dla niego nieodpowiednia, że ciągle plotkuję o nich (tak jakbym nie miała nic lepszego do roboty, chociaż fakt też jest taki, że w ich opowieści nie potrafili podąć konkretnych nazwisk ani wytłumaczyć tego, jak to możliwe, skoro ja stamtąd nikogo nie znam), że może ta poprzednia dziewczyna była lepsza itp. Pokłóciliśmy się o to i już myślałam, przyznam szczerze, nad rozstaniem, jednak J. zmądrzał i postanowił przestać się do nich odzywać. I tu pojawiają się kolejne absurdy...
Do jego adopcyjnej mamy jednak dotarły kolejne wieści, jaka to jestem zła, właśnie z ich ust, ciągłe kłamstwa i niestworzone historyjki, nikt już mi w nic nie wierzy… Gdy J. chciał to wyjaśnić znowu wyparcie się i zwalenie winy na jego adopcyjną mamę, że ona nie jest wcale taka święta. J. wkurzył się i stwierdził, że nie będzie z takimi ludźmi utrzymywał kontaktu, na razie przez ten czas był spokój, ale mam nieodparte wrażenie, że wszyscy już plotkują znowu na mój temat.
Co mam zrobić z tym? Naprawdę mam dość oszczerstw na mój temat i żałosnych prób rozdzielenia nas, chcę po prostu żeby przestali się odzywać. Bardzo proszę o jakieś sensowne porady.
Alicja