Wyobraź sobie, że ktoś oferuje Ci 100 zł (od razu, w gotówce) w zamian za zrobienie czegoś szalonego: poderwanie obcego chłopaka na ulicy, zrobienie kawału telefonicznego, odtańczenie w sklepie tańca gangam style, itp. Podejmujesz wyzwanie czy natychmiast odmawiasz? Zapewne wszystko zależy od Twojego charakteru. Im większe jest Twoje poczucie wartości, tym więcej masz odwagi do robienia zwariowanych rzeczy.
Jesteś ciekawa, jak sprawy potoczyły się w przypadku bohaterów naszego artykułu? Przeczytaj, do czego byli w stanie się posunąć w zamian za pieniądze!
„Wielokrotnie jeździliśmy z klasą na wycieczki, ale jedna z nich szczególnie utkwiła mi w pamięci. Było to w liceum, wybraliśmy się z wychowawcą i nauczycielem fizyki do sąsiedniego miasta, żeby zwiedzić jakieś zabytki. Ja z moją ekipą jak zwykle siedziałam na tyłach autobusu. Gadaliśmy i wygłupialiśmy się, aż w końcu jeden chłopak zaproponował, żebyśmy wylosowali jedną osobę spośród nas, dali jej śmieszne zadanie, a jeśli je wykona – zapłacimy jej po 20 zł od osoby. Do zgarnięcia było więc 120 zł.
Wszyscy ochoczo się zgodziliśmy i… padło na mnie. Ekipa naradzała się, co mam zrobić i w końcu chłopcy wpadli na pomysł, bym podeszła do nauczyciela fizyki i pocałowała go w czoło. Bez tłumaczeń, bez wstępów. Buzi w czoło i zawrotka na tył autobusu.
Cała się spociłam z nerwów, ale zrobiłam to! Na szczęście facet od fizyki okazał się równym gościem. Od razu wyczuł, że to głupia zabawa i ze śmiechem podniósł kciuki do góry, jak już dałam mu tego całusa w czoło. Tylko wychowawca miał niemrawą minę. Może mu zazdrościł?” – śmieje się Martyna.
„Dwa lata temu pojechałam z moim chłopakiem i jeszcze jedną parą do domku na Mazury. Siedzieliśmy sobie przy piwku, śmialiśmy się i opowiadaliśmy o różnych rzeczach. W końcu postanowiliśmy zagrać w płatne wyzwania. Kiedy przyszła moja kolej, Radek, mój facet, wymyślił, że zapłaci mi okrągłe 100 zł jeśli… zjem ćmę. Roiło się ich wtedy bez liku w naszym domku. Pomyślałam „czemu nie?”, złapałam jedną i wsadziłam z obrzydzeniem do ust. Gryzłam tak szybko, że nawet nie poczułam smaku. Myślałam, że zwymiotuję, ale obyło się na szczęście bez rewolucji. Stówka była moja!” – cieszy się Paulina.
„Moja przyjaciółka jest najbardziej zwariowaną osobą, jaką znam. Raz wpadła na pomysł, że zapłaci mi równe 50 zł, jeśli wejdę do pierwszego lepszego tramwaju i zacznę śpiewać na cały głos. Przy okazji musiałam patrzeć pasażerom prosto w oczy i uśmiechać się do nich. Najpierw się opierałam, ale ponieważ obie byłyśmy delikatnie podpite, w końcu dałam się namówić. Wsiadłyśmy do tramwaju, kilka minut zbierałam się na odwagę, aż wreszcie zaczęłam śpiewać pierwszą piosenkę, która przyszła mi do głowy: „ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie”. Myślałam, że ludzie będą patrzeć na mnie jak na wariatkę, a tymczasem wszyscy się uśmiechali. Jeden dziadek nawet do mnie dołączył i śpiewał ze mną! Śmiechu było co niemiara!” – twierdzi Ola.
„Razem z czterema przyjaciółkami tworzymy naprawdę zgraną paczkę. Jeździmy na wspólne wakacje, doradzamy sobie w różnych kwestiach, wspieramy się i oczywiście wygłupiamy. W zeszłe wakacje poszłyśmy do klubu. Ponieważ niefortunnie zapomniałam portfela, dziewczyny stwierdziły, że wymyślą mi jakieś szalone zadanie. Jeśli je wykonam, podarują mi 100 zł (czyli po 25 zł od każdej z nich), których nie będę musiała im oddawać. Chętnie przystałam na taką ofertę.
Na miejscu wyszukały wzrokiem całkiem przystojnego faceta, który akurat stał przy barze sam, kazały mi do niego podejść i bez słowa cmoknąć go w usta. Wyzwanie to wyzwanie. Zgodziłam się! Bez ociągania zbliżyłam się do nieznajomego i stanęłam tuż obok. Odważnie spojrzałam mu w oczy, on już, już miał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Dałam mu buziaka, zaśmiałam się uroczo i odeszłam. Był w szoku! Po jakimś czasie podszedł do mnie i powiedział coś w stylu: „Co prawda wiele nas łączy, bo już się całowaliśmy, ale nie wiem, jak masz na imię”. Zaczęliśmy rozmawiać i wieczór spędziłam właściwie tylko z nim. Maciek do dzisiaj jest moim chłopakiem! Zyskałam więc nie tylko 100 zł, ale również faceta!” – opowiada Maja.
„Najbardziej szalony zakład o pieniądze w moim życiu? Tak, był taki. W zamian za 50 zł zgodziłam się wejść do sklepu monopolowego i namówić sprzedawcę, by dał mi najtańsze wino za darmo. Za ladą stał dość ponury facet, ale nie zniechęciłam się. Zaczęłam mu opowiadać, że miałam paskudny dzień i chciałabym napić się alkoholu. Niestety nie mam przy sobie portfela i czy on byłby tak łaskawy, by podarować mi jedno najtańsze wino. Spojrzał na mnie z politowaniem, powiedział, że on tez miał fatalny dzień i że z chęcią da mi jedno wino. Było z kartonu i kosztowało 4 zł, ale co z tego! Zakład wygrałam!” – mówi Weronika.
„Moja siostra wpada czasem na głupkowate pomysły. Raz, kiedy chodziłyśmy po galerii w poszukiwaniu nowych dżinsów, zaproponowała, że da mi stówkę, jeśli wejdę do pierwszego lepszego sklepu i poproszę sprzedawczynię, by dała mi do przymierzenia kilka ciuchów w rozmiarze S. Dodam, że ja jestem L-ką i nigdy w życiu nie wcisnęłabym się w tak małe ubranie. Ale OK., wyzwanie podjęłam.
Poprosiłam ekspedientkę o sukienkę, spódnicę, bluzkę i spodnie w stanowczo za małym na mnie rozmiarze. Patrzyła na mnie podejrzliwie, starała się nawet zasugerować, że to raczej nie jest mój rozmiar, ale wpierałam jej, że ciuchy będą na mnie leżały jak ulał. W końcu się poddała. Dając mi je do ręki powiedziała jednak, bym była ostrożna i nic nie podarła. Siostra miała niezły ubaw, jak obserwowała to z boku” – komentuje Klaudia.
A Ty założyłaś się o coś szalonego?