Bezrobocie w naszym kraju wynosi obecnie około 7%. Nie jest źle – pomyślą niektórzy. Zapewne ci, którzy pracę mają. Co jednak z osobami, które nie mogą znaleźć stałego zajęcia z porządnym wynagrodzeniem i pewną umową? Realia są takie, że większość firm preferuje zatrudniać pracowników na umowy śmieciowe. Zdarzają się też takie, które szukają darmowych stażystów, a po zakończeniu praktyki wręczają im stosowny papier i… wznawiają rekrutację na kolejną osobę od czarnej roboty. Zero kosztów, zero wydatków, a praktykanci i tak walą drzwiami i oknami.
Polecamy także: 22-latka żali się, że została wyrzucona z pracy za wulgarny strój. Sama sobie winna? (Zobacz i oceń!)
Marzena szukała pracy przez ostatnie pół roku. Stopniowo zmniejszała listę swoich oczekiwań, widząc, że o posadę na takich warunkach, jakich początkowo sobie życzyła, wcale nie jest łatwo. „Przestałam w końcu żądać umowy o pracę i premii za dobre wyniki. Uznałam też, że zadowolę się mniejszą pensją. Doszłam do wniosku, że muszę znaleźć jakąkolwiek pracę, a o lepsze warunki zacznę się starać, jak już się gdzieś zakotwiczę” – napisała w swoim mailu.
„Ostatnio byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w pewnej małej firmie. W ogłoszeniu napisali, że szukają doświadczonej asystentki, która biegle mówi po angielsku i ma miłe usposobienie. Wysłałam tam CV i następnego dnia zaprosili mnie na rozmowę”.
Fot. Thinkstock
Z Marzeną spotkał się wtedy prezes firmy. „Rozmowa była krótka i bardzo rzeczowa. Zadał kilka pytań po angielsku, ja odpowiedziałam, potem jeszcze chciał wiedzieć, czy umiem obsługiwać fax i xero. Konkretny facet, w ogóle nie wzbudził moich podejrzeń. Zaoferował umowę-zlecenie i wynagrodzenie 2700 zł brutto. Po trzech miesiącach niewielka podwyżka, jeśli sprawdziłabym się na tym stanowisku. Powiedział, że jeszcze jest w trakcie rekrutacji i jeśli zdecydują się na mnie, to na pewno zadzwonią.
Dokładnie po trzech dniach faktycznie dostałam od niego telefon. Powiedział, że tamta posada jest nieaktualna, ale oferuje mi stanowisko swojej prawej ręki. Miałabym z nim bywać na spotkaniach z klientami, wypełniać za niego jakieś firmowe papiery, a nawet współtworzyć stronę internetową firmy. Pensja wzrosła do 4000 zł netto, ale jest jeden haczyk. Miałabym być w 100% dyspozycyjna”.
Fot. Thinkstock
Prezes wyjaśnił Marzenie, że jej praca nie trwałaby standardowo od 8:00 do 16:00. „Powiedział, że czasem spotkania z kontrahentami odbywają się późnym wieczorem. Do tego dochodziłyby służbowe wyjazdy, nierzadko zahaczające o weekendy. Spytał, jak z moją dyspozycyjnością i czy ważniejsze jest dla mnie w tej chwili życie zawodowe, czy prywatne. Przyznam szczerze, że to było trochę dziwne pytanie. Nie padła jednak żadna dwuznaczna propozycja w stylu: rano pracujemy, wieczorem uprawiamy seks. Nic z tych rzeczy.
Mimo to oferta wydaje mi się trochę podejrzana. Nie wiem za bardzo, czy on faktycznie szuka prawej ręki, czy raczej pani do towarzystwa. Kusi mnie, żeby się zgodzić, bo to dobre pieniądze, ale z drugiej strony boję się, że za jakiś czas jego żądania zwiększyłyby się właśnie o usługi seksualne.
Fot. Thinkstock
Co Wy zrobiłybyście na moim miejscu? Mówię szczerze, że w czasie rozmowy telefonicznej ten prezes nie sapał do telefonu i nie rzucał obleśnych tekstów pod moim adresem. Zero flirtu, tylko rzeczowe pytania. Nie rozumiem jednak, czemu tamto stanowisko jest już nieaktualne i czemu stworzył nowe z większą pensją. To bonus za jakieś dodatkowe obowiązki? Za sypianie z nim?
Nie wiem, czy powinnam szukać dziury w całym, czy po prostu przystać na ofertę. Szukam pracy od pół roku, a cztery tysiące piechotą nie chodzą. Odpowiedź muszę mu dać jutro po 16:00. Zgodzić się czy szukać pracy dalej? Widzicie w jego propozycji jakieś niecne zamiary?
Marzena”
Polecamy także: Gdzie pracować, żeby nie klepać biedy? Lista najbardziej dochodowych zawodów