Wyliczenia ekspertów nie pozostawiają wątpliwości - powiększenie rodziny to naprawdę spory wydatek. Wychowanie tylko jednego dziecka kosztuje średnio kilkaset tysięcy złotych, zanim stanie się pełnoletnie. To najskromniejszy wariant, bo wydać można jeszcze więcej. I chociaż pieniądze szczęścia nie dają, to w tym przypadku są zwyczajnie niezbędne. Mówimy bowiem o zaspokojeniu podstawowych potrzeb. 500 zł miesięcznie to dla wielu rodzin ogromne wsparcie, ale na pewno nie wystarczy.
Zobacz również: „Zarabiam 5000 zł miesięcznie. Nie potrafię nic oszczędzić” (Historia Karoliny)
Nie brakuje dzieci, które żyją poniżej minimum socjalnego. Ale też takich, którym niczego nie brakuje. Skalę tego rozwarstwienia wyraźnie widać na przykładzie Pauliny. Rodzice inwestują w nią co miesiąc więcej, niż pozostali przez rok albo dwa. W grę wchodzi nawet 30 tysięcy złotych. Czy z tego powodu 18-latka czuje się szczęśliwsza od rówieśników? A może tak przywykła do dobrobytu, że nie jest już w stanie tego docenić?
W rozmowie z nami dziewczyna zdradza, jak wygląda jej codzienność i na co dokładnie przeznaczane są tak wielkie środki. - Nie jestem rozpieszczona. Od koleżanek różnię się tylko tym, moich rodziców stać na wszystko - twierdzi.
fot. Unsplash
Papilot.pl: Pewnie często słyszysz, że twoje życie to sielanka. Nie musisz nic, a możesz wszystko.
Paulina: Jak to nic nie muszę? Życie na trochę wyższym poziomie wcale nie oznacza, że nie mam żadnych zmartwień i obowiązków. Ja też chodzę do szkoły, muszę się uczyć, czeka mnie matura, zakochuję się, czasem bez wzajemności, brakuje mi dobrego kontaktu z rodzicami, ludzie wokół mnie chorują, nie wszyscy mnie lubią. Nie wydaje mi się, żebym żyła pod kloszem i miała same powody do zadowolenia.
Ale zmartwień masz zapewne trochę mniej. Rodzice w rok wydają na ciebie tyle, ile inni na swoje dzieci przez 18 lat ich życia. Statystycznie.
To mnie akurat nie martwi, ale człowiek szybko się przyzwyczaja. Jak niczego nie masz, to i tak próbujesz normalnie żyć. Zaczynasz dostrzegać inne pozytywne strony. A jak śpisz na pieniądzach i wszystko masz pod nosem, to z czasem przestajesz to doceniać. W środku jestem taka sama jak moje koleżanki, których rodziców nie stać na takie luksusy. Tak uważam.
30 tysięcy złotych miesięcznie - większość Polaków nie zarabia tyle przez rok.
Wiem. Nie jestem oderwana od rzeczywistości i widzę, co się dzieje wokół. Zdaję sobie sprawę, że jestem w bardzo komfortowej sytuacji. Ale to jeszcze nie powód, żeby traktować mnie jak rozkapryszoną księżniczkę, która musi mieć wszystko co najlepsze i gardzi biedniejszymi. Mam normalnych znajomych i poradziłabym sobie nawet bez tych pieniędzy.
Na pewno? To dzięki nim twoje życie wygląda tak, jak wygląda.
Pewnie byłoby zupełnie inaczej, ale nie musiałoby być gorzej. Czasami sama mówię rodzicom - przystopujcie. Wystarczy. Więcej nie potrzebuję.
Zobacz również: Ona dostaje minimalną pensję. Teraz zdradza, jak żyje się za 1500 zł miesięcznie
fot. Unsplash
Naprawdę? Przeciętna nastolatka w twojej sytuacji zapewne chciałaby coraz więcej.
Nie jestem tego taka pewna. Naprawdę nie jest łatwo żyć z łatką bogaczki mieszkającej w złotej klatce. Czasami naprawdę chciałabym być taka zwyczajna. Bez tych wszystkich luksusów i możliwości. Wtedy ludzie ocenialiby mój charakter, a nie analizowali, czy znajomość ze mną im się opłaca. Wiem coś o tym, bo czasem pojawiają się „przyjaciele”, którym nie zależy na mnie, ale kasie. Muszę być bardzo czujna, żeby nie dać im się wykorzystać.
Zdradzisz, na co twoi rodzice wydają aż tyle?
Najwięcej kosztuje moja szkoła. Chodzę do prywatnego liceum dwujęzycznego. Miesięczne czesne to ok. 10 tys. zł. Nie ma się co oszukiwać - byle kto się tutaj nie uczy. To głównie dzieci polityków i biznesmenów. Nie chodzi o próżność albo o to, że nie dałabym sobie rady w publicznej placówce. Raczej o wyższy poziom i budowanie relacji z osobami, które kiedyś wyrosną na wpływowych i znanych ludzi. Żeby mieć znajomości w elicie i być jej częścią.
Pozostaje jeszcze dwa razy tyle.
I w tym momencie pewnie wyjdę na oderwaną od rzeczywistości, bo mam szofera. To pan, który ogarnia sporo rzeczy w naszym domu, a przy okazji zawozi mnie i odwozi ze szkoły. Czasem jak potrzebuję czegoś z miasta, to też mnie podrzuci. Mam też kartę płatniczą. Chyba bez limitu, ale umówiliśmy się, że nie będę wydawała więcej, niż 5 tys. zł miesięcznie. Wiem, co zaraz usłyszę. Tyle na utrzymanie nie mają nawet kilkuosobowe rodziny…
Bo to prawda.
Proszę sobie wyobrazić, że ja jestem tego świadoma. Wiem, co się dzieje wokół mnie i że większość ma gorzej, niż ja. Dlatego staram się nie szastać pieniędzmi na lewo i prawo.
Zobacz również: Właściciele tych imion zarabiają najwięcej. Czy Twoje też znalazło się na liście?
fot. Unsplash
Jakieś dodatkowe przyjemności?
Rodzice płacą też za dodatkowe zajęcia i kursy. Skończyłam niedawno język angielski i zapisałam się na hiszpański. W tenisa gram 2 razy w tygodniu. Mam też zapewnione wakacje. Mogę gdzieś wyjechać, jak tylko jest wolne w szkole. Teraz robię prawo jazdy, więc pewnie jakiś samochód też się znajdzie. Ogólnie chodzi o to, żebym się rozwijała i w to najwięcej inwestują moi rodzice. To nie tak, że idę do jakiegoś projektanta i wydaję u niego tysiące na ciuchy czy torebki.
Stronisz od tego?
Zdarza się, ale bez przesady. Największe takie zakupy zrobiłam jakiś rok temu, kiedy polecieliśmy do Londynu. Nakupiłam się za wszystkie czasy. To jednorazowe wybryki, a nie norma. Nie chodzę też codziennie do makijażystki i fryzjera, żeby jakoś wyglądać. Raz w tygodniu wystarczy.
Czujesz się z tego powodu lepsza?
Jestem szczęśliwa, że los jest dla mnie tak łaskawy. Mogłam urodzić się w rozbitej rodzinie, gdzie brakuje na jedzenie. Ale zdarzyło się inaczej. Rozumiem, że moje życie różni się od polskiej średniej. Staram się tym przesadnie nie epatować i zasłużyć na szacunek tym, kim jestem, a nie tym, co mam. Uważam siebie za osobę skromną i rozsądną. Pieniądze mnie nie zepsuły.
Jakie są twoje plany na przyszłość?
Za rok matura, a później studia. Możliwe, że w Stanach.