Początki kariery zawodowej rzadko bywają spektakularne. Zazwyczaj zaczynamy od pracy w handlu lub gastronomii, ewentualnie wykonujemy proste obowiązki biurowe. Niewielkie wymagania, ale i skromna pensja. Wierzymy jednak, że kiedyś sytuacja się odmieni i przyjdzie nam zajmować się czymś ambitniejszym i bardziej dochodowym. Okazuje się, że nie wszyscy mają takie marzenia.
Poznajcie młodą kobietę, która mówi wprost: zawsze marzyłam o pracy w fast foodzie i nie wyobrażam sobie lepszego zajęcia. Mało tego - żeby smażyć frytki i serwować hamburgery zdecydowała się zrezygnować ze studiów. Jej wyznanie wzbudziło skrajne emocje. Mało kto potrafi to zrozumieć.
Jak to możliwe, że 21-latka pokochała pracę, którą większość z nas traktuje jako zło konieczne?
Zobacz również: REPORTAŻ: Jestem kasjerką i nienawidzę swoich klientów
fot. Thinkstock
Megan Bittner z Australii zaczęła pracę w lokalu fast food jako uczennica. Mając 14 lat dorabiała sobie po lekcjach do kieszonkowego. Już wtedy zrozumiała, że gastronomia to jej żywioł. Jeszcze w liceum została liderką szkolącą nowych pracowników, a po ukończeniu szkoły wymarzyła sobie zostanie managerem.
- Większość ludzi myśli, że praca w takim miejscu to tylko przerzucanie burgerów, ale tak naprawdę możemy nauczyć się współpracy w grupie, nabyć wiele nowych umiejętności i spojrzeć na tę branżę z zupełnie innej strony. To także praktyczna szkoła biznesu - wyznaje 21-latka w rozmowie z portalem News.com.au.
Zaraz po szkole średniej rozpoczęła studia, ale szybko je rzuciła. Oczywiście wszystko po to, by jeszcze bardziej rozwijać swoją karierę.
Zobacz również: Portret bezrobotnej Polki: Kto nie znajdzie pracy?
fot. Thinkstock
- Ukończyłam liceum i poszłam na uniwersytet. Mniej więcej po roku zrozumiałam, że za bardzo kocham swoją pracę, żeby marnować czas. Rzuciłam studia i od tego momentu całym sercem i duszą poświęcam się karierze w fast foodzie - wspomina. Nie mogła wtedy liczyć na pełne zrozumienie mamy, która obawiała się, że córka szybko pożałuje tej decyzji.
Na razie nic na to nie wskazuje. Megan pnie się po kolejnych szczeblach i nie może się nachwalić swojego pracodawcy. Twierdzi, że elastyczne godziny pozwalają jej na rozwijanie innej pasji - nauki tańca.
Krytycy twierdzą, że cała ta historia jest kolejną odsłoną kampanii giganta gastronomicznego, który próbuje nas przekonać, że praca w fast foodzie to nie powód do wstydu, ale dumy. Nie ulega jednak wątpliwości, że lokale tego typu to wciąż najwięksi pracodawcy dla młodych ludzi.
źródło: news.com.au
Na początku kariery pracownik może liczyć na 9-10 zł za godzinę. Z czasem stawka wzrasta, bo w tej branży docenia się lojalność i dyspozycyjność. Zazwyczaj w grę wchodzi umowa o pracę, ale rzadko na pełny etat. Dorabiający sobie studenci częściej decydują się na 1/2 lub 3/4 etatu.
W sieciowych fast foodach po kilku latach możliwy jest awans na managera lub kierownika lokalu. Najlepsi zarabiają nawet 4,5-5 tys. zł netto. Rotacja załogi jest duża, dlatego najwytrwalsi prędzej czy później przestają serwować frytki, a zajmują się bardziej organizacją pracy restauracji.
Dobry pomysł na karierę?
Zobacz również: Dziecko kontra fast food