REPORTAŻ: Najdziwniejsza rozmowa kwalifikacyjna, na jakiej byłam

Głośna muzyka i dziwne okrzyki dobiegające z korytarza to tylko niektóre z dziwnych rzeczy, które spotkały Ewę podczas procesu rekrutacji.
REPORTAŻ: Najdziwniejsza rozmowa kwalifikacyjna, na jakiej byłam
fot. Thinkstock
25.07.2016

Zdobycie dobrej pracy na polskim rynku nie jest łatwe, zwłaszcza dla osób bez doświadczenia. Obecnie pracodawcy oczekują od potencjalnego pracownika wyższego wykształcenia, znajomości kilku języków obcych oraz doświadczenia w pracy na stanowisku podobnym do oferowanego. Pośród ogłoszeń solidnych firm o nieposzlakowanej opinii można napotkać oferty naciągaczy, a nawet korporacji podszywających się pod szyld innych. Zazwyczaj charakteryzują się tym, że ich przedstawiciele obiecują duże zarobki w krótkim czasie, mówią ogólnikowo i niewiele wspominają na temat konkretnych zarobków. Rozmowy na temat finansów odkładają w czasie. W takich firmach często można spotkać się z kilkustopniowym systemem rekruracyjnym. Trzeba przejść przez kilka etapów zanim dostanie się pracę.

Wejście w interakcję z firmami, które zwyczajnie naciągają ludzi, naraża na stratę cennego czasu i nerwów. W niektórych przypadkach nawet wysiłku, bo zdarza się, że po miesiącu pracy na konto nie przychodzi wyczekiwana wypłata.

Jak rozpoznać, czy firma, do której aplikujemy, jest wiarygodna? Zazwyczaj można to zrobić szybko. Wystarczy poczytać na jej temat na forach, a jeśli takich nie ma, obserwować i wyciągać wnioski podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Niektóre z nich są naprawdę dziwne... Na temat jednej z nich zgodziła się opowiedzieć Ewa. 20-latka szuka pracy na czas studiów.

Zobacz także: Czas rzucić to wszystko i założyć blog?!

rozmowa kwalifikacyjna

fot. Thinkstock

- Jak na razie nie mam żadnego doświadczenia w swojej branży. Studiuję zaocznie administrację, dlatego zaczęłam szukać pracy pod tym kierunkiem. Dość szybko znalazłam fajne ogłoszenie. Wynikało z niego, że obowiązki to typowo administracyjno-biurowe zadania. Na stronie internetowej nie znalazłam żadnej nazwy firmy, ale nie przejęłam się tym. Aplikowałam jeszcze do kilku innych firm. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i radości już następnego dnia dostałam telefon.

Ewa dowiedziała się, że jest brana pod uwagę aż do trzech działów.

- Pani, która dzwoniła, powiedziała mi tylko swoje nazwisko, a o nazwie firmy nic nie wspomniała. Zapytałam o nią dopiero pod koniec rozmowy. Dowiedziałam się, że zakwalifikowałam się aż do trzech działów firmy: do działu eventowego, do działu administracyjnego i do działu obsługi klienta. Chyba nie trzeba dodawać, że byłam w siódmym niebie.

rozmowa kwalifikacyjna

fot. Thinkstock

Firma, do której trafiła Ewa, miała swoją siedzibę z dala od centrum miasta i nie była oznaczona żadnym szyldem. Kiedy dziewczyna weszła pod wskazany nr budynku, znalazła jedynie naklejoną na ścianie kartkę z informacją `Rekrutacja tutaj`.

- Gdy weszłam do środka, nie mogłam uwierzyć, bo wszędzie rozbrzmiewała muzyka. Było bardzo głośno. Rozejrzałam się szybko, a tam kompletne pustki. Za chwilę wyszła jedna młoda dziewczyna i skierowała mnie do właściwego pomieszczenia. Za chwilę wszedł tam młody mężczyzna.

Pierwsze wrażenie dziewczyny co do wyglądu biura nie było najlepsze...

- Ogólnie było tam bardzo pusto. Żadnych segregatorów, dokumentów, przyrządów biurowych, drukarek itd. Zauważyłam jedynie jakieś książki. Nazwisko autora jednej z nich to, o ile dobrze pamiętam, Kiyosaki.

Zobacz także: Jesteś kasjerką? Wyjdziesz za budowlańca! (Te zawody łączą się w pary)

rozmowa kwalifikacyjna

fot. Thinkstock

- Wkrótce przyszedł mężczyzna, który zaczął mi opowiadać dużo o firmie. Już na początku zwrócił moją uwagę tym, że bardzo odwoływał się do amerykańskiej kultury biznesu. Mówił coś w stylu, że jeżeli chce się osiągnąć w życiu sukces, trzeba dużo z siebie dać i nigdy się nie poddawać. Jego zdaniem obecnie młodzi ludzie nastawieni są na łatwe i szybkie zarobki bez większego zaangażowania w pracę. Poprosił mnie o opisanie cech dobrego lidera. Potem pochwalił mnie i powiedział, że jego zdaniem mam te cechy. Następnie zaczął mówić strasznymi ogólnikami. Firma ma wiele oddziałów za granicą, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, a oni teraz chcą rozwinąć ją w Polsce i szukają ambitych, zmotywowanych i pracowitych osób. Mężczyzna bardzo zachwalał firmę, mówił, że oferuje ona rozwój i można w niej zostać managerem. Co jakiś czas wspominał, że nie każdy ma szansę się tu dostać, że jest bardzo duża selekcja, jeżeli chodzi o CV, a po tej rozmowie są jeszcze dwa etapy. Na koniec dodał, że wieczorem ktoś zadzwoni z informacją, czy się zakwalifikowałam do dalszego etapu.

Ewę zdziwiło także kilka innych szczegółów...

rozmowa kwalifikacyjna

fot. Thinkstock

- Kiedy wyszłam z pokoju po rozmowie, zauważyłam, że przyszło kilka osób, które wypełniały w pomieszczeniu obok jakieś formularze. Muzyka nadal była włączona, ale nie przeszkodziła mi w usłyszeniu z końca korytarza okrzyku: `Jestem zwycięzcą`. Przyznaję, że byłam bardzo skonsternowana. Zastanawiałam się, czy z tą firmą wszystko jest w porządku. Osoby wypełniające formularze również spojrzały po sobie ze zdumieniem.

Wieczorem Ewa otrzymała telefon. Dowiedziała się, że zrobiła świetne wrażenie i jest jedną z 5 osób na 40, które zostały zakwalifikowane do kolejnego etapu.

- Przyznaję, że zawiniła moja próżność. W innym przypadku chyba bym nie poszła. Kolejny etap niestety tylko potwierdził moje wcześniejsze obawy.

Ewie została przydzielona dziewczyna, która pracowała tam kilka lat. Razem wyruszyły w teren. Co dokładnie miały robić? Ewa nie miała pojęcia.

rozmowa kwalifikacyjna

fot. Thinkstock

- Próbowałam się od niej dowiedzieć, gdzie jedziemy, ale wtedy ona zręcznie zmieniała temat. W ogóle nie przestawała mówić i wychwalać firmy. Mówiła m.in., że jestem ogromną szczęściarą, bo nie każdy się dostał do drugiego etapu. Potem zaczęła wspominać o szkoleniach, wyjazdach i sukcesach ludzi, którzy tu pracują. Próbowałam się dopytać o kwestie finansowe. W końcu niechętnie powiedziała mi, jaka jest stawka. Dodam tylko, że była bardzo niska. Dziewczyna zaraz zaczęła mówić o systemie premiowym, ale ja byłam już mocno zniechęcona. Potem kazała mi wykonywać głupie zadania i zrobiłyśmy trening motywacyjny (coś na podobieństwo okrzyków `Jestem zwycięzcą`). Ku mojemu przerażeniu zorientowałam się, że praca polega na akwizycji, czyli chodzeniu od domu do domu, nagabywaniu ludzi i próbach wciskania im różnych ofert. Stanowczo podziękowałam. Byłam wściekła. Dziewczyna nagle przestała być miła. Powiedziała, że wiele tracę i z takim podejściem nigdy nic nie osiągnę. Na koniec dodała, że to nie jest praca dla leniwych, ale odparłam jej, że nie chcę pracować dla oszustów i naciągaczy. Jej mina była naprawdę bezcenna...

A Wy byłyście kiedyś na dziwnej rozmowie rekrutacyjnej? Jeżeli macie podobne doświadczenia, podzielcie się nimi z nami.

Zobacz także: Jak tak naprawdę wyglądają kolaboracje sławnych modowych marek z gwiazdami?

Polecane wideo

Komentarze (14)
Ocena: 5 / 5
gość (Ocena: 5) 30.07.2016 09:23
Co za kretyni bawią się w te wszystkie powtarzanie haseł motywacyjnych i inne sekciarskie zabiegi. Nie spotkałam jeszcze nikogo kto to stosuje i zrobił dobry biznes. Poza tym jak towar czy usługę trzeba wciskać komuś kto nawet nie szuka podobnych towarów czy usług to znaczy że jest beznadziejny i powinien zniknąć z rynku. Dobry interes jest wtedy jak klienci sami przychodzą zainteresowani -wystarczy mieć dobre towary czy usługi i reklamę w internecie.
odpowiedz
Ona (Ocena: 5) 26.07.2016 14:15
Mój Narzeczony miał dokładnie taką samą sytuację !
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 26.07.2016 13:21
Skąd ja to znam. Już myślałam że jestem jedyna którą tak do dała nabrać. Moja historia w sumie nie różni się za bardzo od waszych opisanych wcześniej z jednym małym szczegolem. Otóż na poczatku czerwca w ogłoszeniu które znalazłam w Internecie była napisana fajna stawka finansowa - praca biurowa na wakacje czemu nie. Ubrana eleganco poszłam na rozmowę W tym samym dniu od razu pojechałam na dzień próbny w teren. Stanowisko to obsługa klienta. Najbardziej nie zmylilo to że ta firma byla pod nazwą którą już znałam jako przedstawiciel mediów telewizyjnych internetowych i telefonicznych. A tu dla odmiany przedstawiciel dostawcy energii. Ale jako spółka . Do końca na rozmowie nikt nic nie powiedział konkretnego. Pojechaliśmy pksem do konkretnej miejsowosci . Potem na osiedle domków jednorodzinnych. I się zaczęło chodzenie od domu do domu naciągane starszych osób. Na zmianę operatora. I tak przez 8h. Dzien skończył sie policją i wyzwiskami od strony poszkodowanych . Hmm bardzo mi sie to nie spodobalo . Ale oczarowana słowami ze to normalne i mam się nie przejmowac. No i duża stawka od podpisanej umowy a ze takich umów jest nie mneij niz 5 dziennie. Dalam sie nabrać. Ale coś mnie tknelo i stwierdziłam że może jeszcze oprócz tego poszukam czegoś na wakacje. Długo zwlekalam z zerwaniem z nimi umowy. Aż w końcu poszłam w te miejsce po 3 tygodniach, prace miałam zacząć od 1 lipca. A tam zero śladu po tej firmie. Po szyldzie został tylko klej. A w siedzibie całkiem inna działalność. Weszłam z ciekawości się spytać co się stało z moim niedoszlym pracodawca. Jak sie okazalo parę dni wcześniej szybko się zwinęli. I ślad po nich zaginął. Także wpakowalabym się w niezłe guwno. Dobrze że trochę zdrowego rozsądku mi zostalo. Uważajcie na siebie. Bo nigdy nic nie wiadomo...
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 26.07.2016 00:58
Heh. Pamiętam jak jakiś czas temu, ze 2-3 lata, szukałam pracy na własną rękę. Więc napisałam do jakiejś firmy, która dała swoje ogłoszenie na znanym portalu w moim mieście, gdzie najczęściej można coś złapać. Parę dni później ktoś do mnie zadzwonił i mówi, żebym przyszła we wskazane miejsce następnego dnia o 6 rano. (Trochę dziwne, ale cóż. Młoda i głupia to stwierdziłam: ok. pójdę, może coś z tego będzie. Po za tym, słyszałam o pracy na 3 zmiany więc w sumie nie było to takie dziwne). Następnego dnia, wg umowy przyszłam na wskazane miejsce. Patrzę: jakaś grupka ludzi na parkingu. Ok. Podchodzę, pytam się o co chodzi. Ktoś mi odpowiada: tu jest rekrutacja, proszę iść do tamtej pani. Podeszłam do kolejnej osoby, przywitałam się i dalej stoję jak słup soli. W pewnym momencie wszyscy wsiadają do dwóch samochodów, w tym pakując mnie tam też. Byłam dość mocno wystraszona, bo nikt mi nie powiedział, gdzie jedziemy, ani nawet ŻE GDZIEŚ JEDZIEMY. Po drodze okazało się, ze drugi samochód ma jakieś problemy i trzeba było szybciej zrobić przystanek. Zatrzymali się w małym miasteczku, niedaleko mojego miasta. Podzielili nas na grupy. Ja trafiłam na kobietę, prawie menagerkę, która ponoć pracowała tam już kilka lat. Jak się okazało, praca polegała na chodzeniu do różnych instytucji, typu banki, szpitale i namawianie ludzi na kupno biżuterii. Wróciłam wtedy do domu chyba ok. 18. Jeszcze jak tam chodziłam z tą kobietą, byłam pewna, że nie nadaję się do naciągania ludzi na badziew i na pewno nie podpiszę z nimi żadnej umowy. A wspomnę tylko, że jak wypytywałam o nazwę albo lokalizację firmy, to nazwa była inna niż podano mi najpierw przez telefon, a siedziba "sklepu" była w remoncie. Z racji, że miałam wtedy ok 20 lat, to moja rodzina mocno zbulwersowała się tą całą sytuacją. Kiedy mnie nie było w domu to siostra sprawdziła w necie parę rzeczy i dowiedziała się, że to jacyś szemrani oszuści. Co było śmieszne? Brali na taką dzienną "rekrutację", żeby pokazać na czym polega praca "przedstawiciela handlowego". W dodatku, żeby podpisać z nimi umowę trzeba było wpłacić im 500 czy 1000 zł zadatku, tzw. ubezpieczenia, w przypadku, gdyby pracownik np. został okradziony z, ponoć srebrnej i pozłacanej, biżuterii, albo gdyby zgubił. I co najdziwniejsze: Byli tam ludzie, którzy pracowali np. po 3 miesiące. Ale nikt, kto pracowałby tak długo jak ta manegerka i sam "szef". Trzeba uważać moim drodzy na to, gdzie się zgłaszamy do pracy...
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 25.07.2016 23:28
Byłam na rozmowie, gdzie szukali asystentki zarządu, a dokładniej braci, w jednej firmie. Praca 24h/7. przez 5 dni w tygodniu współpraca z zespołem, wykonywanie obowiązków w siedzibie firmy. Poza nią? Typowo matczyne zadania. Odbieranie prania szefa, wożenie go po całym mieście, "odrabianie jego lekcji", dbanie o jego dietę itp. Zrezygnowałam, bo mam męża, rodzinę i nie mam zamiaru zajmować się innymi facetami. Najgorsza rozmowa kwalifikacyjna w dziejach. Ciekawe czy kogoś znajdą na to miejsce... Szczerze w to wątpię.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie