Średnio raz w tygodniu każda z nas odwiedza popularne sklepy odzieżowe należące do takich gigantów, jak hiszpański Inditex czy polskie LPP. Niewiele osób zastanawia się jednak, jak wyglądają kulisy pracy w sieciówce. Jeśli któraś z was chciałaby zatrudnić się w jednej z nich - zanim złoży swoje CV, powinna przeczytać wywiad z Kasią, byłą pracownicą popularnego sklepu odzieżowego.
O kulisach tego zajęcia Kasia rozmawia z redakcją BOSKA.PL.
BOSKA!: W jakiej sieciówce pracowałaś, ile czasu i w jakim wymiarze godzin?
Kasia: Pracowałam w jednej z sieciówek, należącej do zespołu Inditex. Teoretycznie, moja umowa obowiązywała w wymiarze godzin odpowiadającej 1/4 etatu, w praktyce jednak zawsze pracowałam więcej.
Stawka za godzinę wynosiła ponad 8 zł (niestety, nie pamiętam dokładnej sumy). W Inditexie obowiązywały jednak premie, których wartość była adekwatna do wysokości dziennego utargu.
Ile czasu wynosiła przerwa i czy była wystarczająca? Czy w trakcie pracy bez problemu można było np. wyjść do toalety?
Przerwa w ciągu 8-godzinnej zamiany powinna wynosić 30 minut. W praktyce jednak, kierownicy skracali pracownikom ten czas do 20 minut, ze względu na „zbyt duży ruch i wiążące się z tym obowiązki”. Jeśli zmiana obejmowała mniej niż osiem godzin, przerwa wynosiła zaledwie 15 minut. Niekiedy, wykorzystywałam ją jedynie po to, aby po prostu posiedzieć! Wyżej postawieni pracownicy (osoby funkcyjne, kierownik, zastępca kierownika itd.) zawsze dodawali sobie choćby kilka minut, dzięki czemu byli w stanie chociaż dokończyć posiłek. Ja, dzięki pracy w Inditexie, schudłam pięć kilo - i nie mówię tego z dumą w głosie.
Duży problem był także z piciem wody czy innych napojów. Nie można było trzymać ich `na sklepie`, a wychodzenie do magazynu wiązało się z jego opuszczeniem, co też było niedopuszczalne. Jeśli klientów było zbyt dużo, czasami nie wystarczało czasu, aby się napić. Ponadto, kierownicy lub osoby jeszcze wyżej postawione uczulały, że nie może być nigdy zbyt dużo osób w magazynie. Dlaczego? Na to pytanie nikt z początkujących nie znał odpowiedzi.
Jakie miałaś doświadczenia z przełożonymi?
Przełożeni nie traktowali nas dobrze. Rzadko byli mili czy pomocni. Ludzie w w tej korporacji nastawieni byli na zysk i zrobienie kariery. Jeśli za coś odpowiadali, musiało to być zrobione perfekcyjnie. Strofowali nas z powodów dla nas zupełnie banalnych, jak fakt, że nie powiedzieliśmy jednej z klientek „Dzień dobry”. Podział obowiązków często był niezrozumiały. Wyraźnie też widać było hierarchiczność w firmie i związane z nią przywileje. Bardzo niemile widziane były jakiekolwiek zwolnienia lekarskie czy urlopy na żądanie. Często słyszeliśmy, że choroba nie jest żadną wymówką.
Ile dziennie (w przybliżeniu) zarabiał sklep, w którym pracowałaś?
To zależało od dnia. W tamtym czasie sklep zarabiał średnio 50 tys. dziennie.
Jakiego rodzaju zadania wykonywałaś i które z nich przysparzały najwięcej problemów?
Wykonywałam głównie zadania, nazwijmy to, fizyczne. Nowi pracownicy rzadko są szkoleni, ponieważ to wymaga czasu i zaangażowania. Nie opłaca się także szkolić pracowników, którzy pracują w tak małym wymiarze godzin jak ja. Ci, którzy byli przyjmowani w najbardziej gorącym okresie, przedwyprzedażowym, głównie zajmowali się `czarną robotą` (układaniem niezliczonej ilości ubrań, metkowaniem, rozpakowywaniem kartonów z transferami z zagranicy i wreszcie - sprzątaniem).
Praktycznie przez cały czas do moich zadań należało głównie obsługiwanie przymierzalni, co wiązało się z odbieraniem od klientów ubrań, sprawdzaniem, czy nie są uszkodzone, czy mają klipsy, czy klipsy są prawidłowo zapięte, składaniem ubrań, roznoszeniem ich po sklepie, a także przynoszeniem klientom rzeczy, o które poproszą. Słowem, wszystkim.
Czy w okresie wyprzedaży, gdy jest najwięcej klientów, personel obowiązują inne zasady pracy?
Podczas wyprzedaży sprzątaliśmy do momentu, aż było czysto. W moim przypadku, w pierwszy dzień wyprzedaży, skończyłam pracę o 1:30. Oczywiście, za wszystkie nadgodziny dostałam wypłatę, jednak nie podwójną, choć słyszałam plotki na ten temat. Gdzieś czytałam także, że w takich sytuacjach, niektóre firmy zobowiązują się do sponsorowania swoim pracownikom powrotu do domu. My jednak musieliśmy to zrobić na własną rękę, mimo tak później godziny.
Opisz najdziwniejszą historię z klientką w roli głównej.
Pierwszego dnia wyprzedaży wieszałam kolorystycznie stos sukienek, aby klientkom łatwiej było dokonać wyboru. Sklep był przepełniony towarem, połowa z niego znajdowała się na podłodze, a my nie nadążaliśmy ze sprzątaniem. W pewnym momencie do mojej ścianki z wieszakami podeszła klientka, złapała za jedną z sukienek i zrzuciła wszystko na ziemię, niszcząc efekty całej mojej pracy. Byłam tak zła, że zareagowałam impulsywnie i wypaliłam: „coś Pani spadło”. Od razu pożałowałam swoich słów i spojrzałam na nią ze strachem. Ta jednak odwróciła się i rzuciła tylko przez ramię: `i tak to posprzątasz!`.
Czy kradzieże w sklepie były nagminne? Kim najczęściej są złodzieje - kobiety/mężczyźni, wyglądający na biednych/bogatych?)
Powiedziałabym, że młode dziewczyny, choć trudno to dokładnie stwierdzić.
Jak z kradzieżą radzi sobie ochrona? Średnio ilu złodziei dziennie było przyłapanych na gorącym uczynku i co im grozi?
W tamtym okresie nie było u nas ochrony. To pracownicy byli zobowiązani do tego, aby odpowiednio zareagować na kradzież. Średnio na gorącym uczynku przyłapywano jedną osobą dziennie, zdecydowana większość z nich pozostawała jednak niezauważona. Nie wiem, z jakimi konsekwencjami wiązała się kradzież, ponieważ tym zajmowały się osoby na wyższych stanowiskach.