Kolejny poważny raport stawia pod znakiem zapytania zaradność młodych Polaków. Niedawno dowiedzieliśmy się, że za późno zaczynamy szukać pracy, nie mamy kwalifikacji, a jeśli nawet skończymy przyszłościowe studia, i tak zarobimy grosze. Teraz okazuje się, że winny nie jest wcale system kształcenia, ani nawet powszechne bezrobocie. Większości z nas nie spieszy się do samodzielności. Doskonale czujemy się na garnuszku rodziców, którzy sami robią wszystko, byśmy za wcześnie nie wyfrunęli z rodzinnego gniazda. To coraz bardziej powszechne zjawisko.
Jeśli masz od 15 do 34 lat, zakończyłaś swoją edukację, ale nie znalazłaś jeszcze pracy – jesteś przedstawicielką NEET. To określenie wywodzące się z angielskiego „neither in employment, nor in education and training”, które opisuje osoby, które nie pracują, nie uczą się, ani nie dokształcają na kursach. Okazuje się, że w Polsce jest ich wyjątkowo dużo. Aż 17,4 procent populacji młodych rodaków.
Jak wynika z najnowszego badania Eurostat, niemal 2 miliony Polaków w wieku 15-34 lata nie robi nic. Zakończyli już naukę, ale nie podjęli jeszcze zatrudnienia. To o 2,3 pkt procentowego więcej, niż 5 lat temu. Grupa ta powiększyła się o 125 tys. osób.
Wiele wskazuje na to, że zjawisko to nasila się głównie z powodu trudnej sytuacji na rynku pracy. Przed laty wskaźnik ten wyraźnie spadał, by wzrosnąć w czasie kryzysu gospodarczego. W krajach na południu Europy jest jeszcze gorzej – przedstawicieli NEET najwięcej jest w Grecji (31,1 proc.), we Włoszech (27,3 proc.), Bułgarii (26,1 proc.) i Hiszpanii (24 proc.) - donosi „Dziennik Gazeta Prawna”.
Nie tylko o bezrobocie tu jednak chodzi. Wielu ekspertów zauważa, że problemem jest cały system kształcenia młodych ludzi. Jesteśmy mało przedsiębiorczy i elastyczni. Przyzwyczailiśmy się do modelu, że po studiach należy nam się praca. Koniecznie w wyuczonym zawodzie. Rzeczywistość pokazuje, że o to coraz trudniej. Lubimy wygodne i dostatnie życie, ale najchętniej na cudzy rachunek.
- Bierność zawodowo-edukacyjna młodych wynika w dużym stopniu z nadopiekuńczości rodziców – twierdzi prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego, cytowana przez „DGP”. Do tego przyznajemy się najmniej chętnie, choć są podstawy ku temu, by stwierdzić, że wielu z nas nie uczy się i nie pracuje właśnie z lenistwa. Skoro mamy zapewniony godny byt i nikt nie ma pretensji, że siedzimy bezczynnie w domu, z czasem się do tego przyzwyczajamy.
Równocześnie zasmakowaliśmy w konsumpcyjnym stylu życia, a swoje zachcianki i potrzeby najchętniej finansujemy ze środków zgromadzonych przez rodziców lub starsze pokolenia. Sami nie wykazujemy inicjatywy i coraz mniej nas to krępuje.
- Ci, którzy skończyli pewien cykl edukacyjny, po którym nie znaleźli pracy, tracą motywację do dalszego kształcenia albo nie wiedzą, jakie kwalifikacje powinni zdobyć, aby znaleźć zajęcie – twierdzi prof. Sztanderska. Chęci nie brakuje nam tuż po zakończeniu szkoły lub studiów, ale jeśli poszukiwania nie przyniosą skutku, wtedy popadamy w marazm i szukamy schronienia w rodzinnym domu. Polscy rodzice nie potrafią wyznaczyć jasnej granicy i zgadzają się na taki układ. Często trwa to nawet do ukończenia 35. roku życia.
Perspektywy nie są najlepsze. Co czwarty młody rodak zarabia mniej, niż 1,5 tys. zł na rękę, a średnią krajową w wysokości 2,9 tys. zł netto otrzymuje zaledwie kilka procent absolwentów. Nawet jeśli pracujemy, to i tak nie stać nas na samodzielność.