Lato to wspaniała pora roku dla miłośników owoców. Targowiskowe stragany uginają się pod ciężarem czereśni czy wiśni, a podczas spacerów po lesie możemy delektować się jagodami, jeżynami i borówkami. Jednak zanim włożymy je do ust przed umyciem, warto przypomnieć sobie o konieczności przestrzegania podstawowych zasad higieny, dzięki którym unikniemy ryzyka wielu poważnych chorób wywoływanych przez pasożyty.
Jedzenie niemytych owoców grozi na przykład zakażeniem licznymi drobnoustrojami, które później wraz z krwią wędrują do mózgu. To stamtąd nadchodzi sygnał, iż należy jak najszybciej pozbyć się treści pokarmowej. Zwykle już po 2-3 godzinach od posiłku czujemy nudności wywołujące wymioty. Towarzyszy im często ból brzucha oraz biegunka.
Problemy żołądkowe mogą wywoływać zaburzenia w poziomie elektrolitów, dlatego nie możemy zapominać wówczas o uzupełnianiu płynów, pijmy wodę mineralną czy słabą herbatę. Na początku lepiej nie stosujmy środków przeciwwymiotnych ani przeciwbiegunkowych, które sprzyjają zatrzymaniu w organizmie ewentualnych drobnoustrojów. Ich usuwanie wspomaga natomiast węgiel leczniczy, zmniejszający także podrażnienie błon śluzowych.
Zatrucie pokarmowe jest jednak stosunkowo najmniej groźną konsekwencją spożywania niemytych owoców. Niekiedy taki zwyczaj może prowadzić nawet do śmierci.
7 produktów z Twojej lodówki, które możesz bezkarnie zjeść o północy
Za najbardziej niebezpieczną z chorób, których możemy nabawić się jedząc nieumyte owoce leśne uchodzi bąblowica. Jej sprawcą są larwy maleńkiego, niespełna trzymilimetrowego tasiemca, bytującego w jelitach lisów. Jaja tego pasożyta możemy połknąć kosztując jagody, poziomki, jeżyny czy borówki. Larwy uwalniają się wówczas w jelicie cienkim i wędrują przez układ krwionośny w poszukiwaniu najlepszego miejsca do zagnieżdżenia. Zazwyczaj bywa to wątroba, płuca lub mózg. Wokół pasożyta powstaje wypełniona płynem torbiel, osiągająca średnicę nawet 30 centymetrów.
Fot. Thinkstock
Dolegliwości zależą do tego, gdzie zagnieżdżą się larwy. Zwykle chorego męczy kaszel, duszność oraz bóle głowy i klatki piersiowej. Najgorszą dla naszego zdrowia sytuacją jest ulokowanie się pasożyta w wątrobie. Bąblowica wyniszcza wtedy organizm, a objawy często przypominają nowotwór. Choroba często nie jest wówczas rozpoznawana przez lekarzy (potrafi przez wiele miesięcy, a nawet lat rozwijać się niepostrzeżenie), a dziewięciu na dziesięciu dotkniętych nią pacjentów niestety umiera.
Jedzenie niemytych owoców grozi też innymi konsekwencjami, na przykład zarażeniem toksokarozą, którą wywołują glisty bytujące głównie w organizmach psów i kotów, ale czasem również dzikich zwierząt, głównie lisów. Jaja pasożyta często pojawiają się na leśnych owocach. Po ich zjedzeniu (oczywiście nieumytych), w dwunastnicy uwalniają się larwy, które przez ściany jelita przenikają do krwiobiegu i w ten sposób migrują do różnych narządów. Większość zatrzymuje się w wątrobie i w niej ginie. Jednak niektóre atakują płuca, serce, ośrodkowy układ nerwowy czy gałki oczne.
Fot. Thinkstock
Toksokaroza ma zwykle utajony przebieg i nie wywołuje poważnych dolegliwości, najczęściej objawia się niewielką gorączką, pogorszeniem samopoczucia, kaszlem, osłabieniem, bólami brzucha czy nudnościami. Jednak nieleczona choroba może powodować rozprzestrzenienie się larw i np. problemy ze wzrokiem – odwarstwienie siatkówki, zez czy nawet jednostronną ślepotę.
Toksokarozę powinno leczyć się w specjalistycznych ośrodkach. Terapia trwa czasami kilka miesięcy. Zaniedbanie choroby może spowodować groźne następstwa – nieodwracalne uszkodzenia tkanek, w których doszło do inwazji larw.
Jedząc niemyte owoce, zwłaszcza leśne, możemy zarazić się także toksoplazmozą, wywoływaną przez groźnego pasożyta o łacińskiej nazwie Toxoplasma gondii. W większości przypadków choroba nie wywołuje poważnych dolegliwości, przebiega bezobjawowo albo przypomina grypę. U niektórych osób może dochodzić do powiększenia węzłów chłonnych.
Fot. Thinkstock
Prawdziwym niebezpieczeństwem toksoplazmoza staje się dopiero dla kobiet w ciąży, ponieważ może być przyczyną wielu wad rozwojowych płodu, uszkodzenia narządów wewnętrznych, zakażenia wrodzonego, a nawet poronienia.
Jedzenie niemytych owoców przez dzieci grozi również lambliozą, czyli zakażeniem lambliami – pierwotniakami z grupy wiciowców, które lubią gnieździć się w jelicie cienkim, głównie w dwunastnicy, pęcherzyku żółciowym i drogach żółciowych.
O rozwoju pasożytów mogą świadczyć bóle brzucha (zwykle występujące po jedzeniu) i głowy, częste uczucie zmęczenia, bezsenność, cuchnące stolce z niestrawionymi resztkami pokarmu, wysypki, stany podgorączkowe i biegunki. Dziecko z lambliozą wykazuje też ogromną ochotę na słodycze, choć na co dzień skarży się na brak apetytu.
Fot. Thinkstock
Na niemytych owocach bytują również niekiedy bakterie z grupy Salmonella enterica, wywołujące dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Jakie się objawiają? Zwykle po kilku godzinach (a czasem nawet dniach) od spożycia pojawia się gwałtowna, wodnista biegunka, tępe bóle brzucha, nudności i wymioty. Chory ma wysoką gorączkę i dreszcze, czuje, senność, osłabienie i ogólne wrażenie rozbicia.
Warto pamiętać, że salmonella jest wyjątkowo niebezpieczna szczególnie dla dzieci, u których doprowadzić może do skrajnego odwodnienia organizmu. Dlatego przed podaniem młodemu człowiekowi jakiegokolwiek owocu, należy dokładnie go umyć.
RAF