Doświadczeni kochankowie wiedzą, że tajemnica udanego seksu to odpowiednie nawilżenie. Kiedy to naturalne nie wystarcza, warto sięgnąć po wspomagacze. Eksperci polecają przede wszystkim lubrykanty na bazie wody, które dają maksymalny poślizg, a przy okazji nie podrażniają. Problem w tym, że nie zawsze mamy taki specyfik pod ręką, a ochota na igraszki jest zbyt duża, by zdążyć się w niego zaopatrzyć. Wtedy decydujemy się na zbliżenie „na sucho”. Albo, co gorsza, sięgamy po bardzo dziwne zamienniki.
Niestety, nie wszystko co wilgotne i śliskie sprawdzi się w tej roli. Potwierdza to „sekspertka” Megan Barnett, która na łamach portalu metro.co.uk przestrzega przed smarowaniem narządów rodnych byle czym. Chyba, że nie mamy nic przeciwko silnej reakcji alergicznej, uszkodzeniu prezerwatywy czy późniejszej suchości i infekcji pochwy… Sprawdź koniecznie, przed czym przestrzega specjalistka.
To niewiarygodne, czym smarują się niektórzy ludzie, żeby zaznać chwili przyjemności…
Zobacz również: Co powinnaś zrobić po stosunku?
fot. iStock
Ta popularna substancja to nie lubrykant. Nie wchłania się w skórę, więc jej zadaniem jest jej zabezpieczenie i regeneracja. Służy do użytku zewnętrznego. W seksie się nie sprawdzi. Parafina oblepi ściany pochwy i bardzo trudno będzie się jej pozbyć. Zawarte w składzie oleje mineralne mogą także uszkodzić lateksową prezerwatywę.
Teoretycznie zostały stworzone do tego, by urozmaicić nasze życie seksualne, ale w praktyce nie jest to najlepszy wybór. Wszystko dlatego, że najczęściej zawierają mentol lub chili, które mogą podrażnić, a nawet uszkodzić bardzo wrażliwe tkanki w naszej pochwie. Nie wspominając o wielu innych chemikaliach.
Zobacz również: Chłopak w niezwykły sposób przekonał ją do seksu oralnego. Ty też byś się zgodziła?
fot. iStock
Doskonale sprawdza się w kuchni, bo jest w pełni naturalny i zdrowy, ale lepiej trzymaj go z daleka od swojej sypialni. Jego antybakteryjne i przeciwwirusowe działanie uszkadza naturalną florę bakteryjną pochwy. Oblepia jej ściany i zatyka pory na skórze. Jeśli nie jest to olej wykonany w 100 procentach z kokosa - istnieje ryzyko, że uszkodzi prezerwatywę.
Tego typu kosmetyki znajdziemy w niemal każdym domu, więc w sytuacji awaryjnej wydaje się, że to najlepsze rozwiązanie. Nic z tego. To produkty przeznaczone do użytku zewnętrznego. Kiedy dostaną się do pochwy, na pewno negatywnie wpłyną na równowagę pH narządów rodnych. Mogą wywołać groźne podrażnienia. Zwłaszcza, jeśli są to specyfiki perfumowane.
Zobacz również: Domowe lubrykanty - czy warto eksperymentować?
fot. Thinkstock
Wydaje się, że to rozwiązanie idealne. Kosmetyk ten jest odpowiednio wilgotny i śliski, a przy okazji eliminuje zanieczyszczenia. Ale nie służy do mycia pochwy! Negatywnie wpływa na jej pH i uszkadza naturalną florę bakteryjną. Nie wspominając o możliwym silnym uczuciu pieczenia. Zarówno w żeńskich drogach rodnych, jak i na penisie.
Najbardziej praktyczne i ekonomiczne rozwiązanie, bo ślina nic nas nie kosztuje i zawsze mamy do niej dostęp. Ale ekspertka przestrzega - ta sprawdza się wyłącznie w czasie seksu oralnego. Stosowanie jej jako zamiennika dla lubrykantu na potrzeby stosunku waginalnego to kiepski pomysł. Nawilżenie jest tylko chwilowe, więc zbliżenie i tak będzie bolesne. Na dodatek może wywołać późniejszą suchość pochwy.