Jeśli wierzyć statystykom, w ten sposób kocha się zdecydowana większość polskich par. Pozycja misjonarska od lat króluje w naszych sypialniach. Pytanie tylko - dlaczego? Może z lenistwa, braku pomysłowości, poczucia wstydu, przywiązania do konserwatywnych wartości? Z jakiegoś dziwnego powodu uparcie kochamy się wciąż tak samo, chociaż „Kamasutra” jest bardzo bogata, a inne pozycje zapewniają zdecydowanie bardziej intensywne doznania.
Jakiś czas temu na naszych łamach wskazaliśmy jej 7 największych wad. Z niczego się nie wycofujemy. Żadna pozycja nie jest idealna. To jednak nie powód, by całkowicie z niej zrezygnować. Wbrew pozorom, można w niej odnaleźć równie dużo zalet - przekonuje serwis metro.co.uk. Autorka publikacji na ten temat wylicza kilka powodów, dlaczego warto kochać się po bożemu. Nawet jeśli nie brzmi to zbyt ekscytująco.
Sprawdź, jak niesamowity może być najbardziej klasyczny stosunek seksualny.
Zobacz również: 7 wad pozycji misjonarskiej, o których nikt głośno nie mówi
fot. Thinkstock
W żadnej innej pozycji jedno ciało nie przylega tan blisko do drugiego. A na dodatek, na tak dużej powierzchni. Skóra partnerów w pewnym momencie przypomina jedną całość. Jesteśmy do siebie niemal przyklejeni.
Przez cały czas stosunku wasze twarze skierowane są ku sobie. Pozycja ta jest na tyle wygodna, że umożliwia porozumiewanie się ze sobą przy pomocy szeptów. Możesz być pewna, że on usłyszy każde świństewko i komplement.
Seks twarzą w twarz nie jest dla każdego. Jeśli jednak lubisz mieć swojego partnera na oku i wyczytywać emocje z jego spojrzenia - lepszej pozycji nie znajdziesz. Przez cały czas możesz nie spuszczać z niego wzroku.
Zobacz również: Zdziwisz się, jaka jest ulubiona pozycja seksualna Polaków. To ewenement na skalę światową!
fot. Thinkstock
A jeśli chcesz - możesz się do niego przyssać i nie wypuszczać z ust. Pozycja misjonarska, w przeciwieństwie np. do łyżeczki czy na pieska, umożliwia całowanie partnera wtedy, kiedy tylko najdzie cię na to ochota. Bez specjalnych wygibasów.
Partner nie tylko cię penetruje, ale przy okazji pieści łechtaczkę naciskając na nią swoim łonem. Ewentualnie pieszcząc dłonią. To jedna z nielicznych pozycji, w których przyjemność może być tak wszechstronna.
Nie dla wszystkich jest to takie oczywiste, bo w tym przypadku nic nie dzieje się samo z siebie. Wystarczy jednak podłożyć poduszkę pod biodra, by doznać nieziemskiej rozkoszy. Stymulacja punktu G w połączeniu z równoczesnym pieszczeniem łechtaczki to dopiero coś.
Zobacz również: Jak podkręcić pozycję misjonarską?
fot. Thinkstock
Nie tylko prosto w oczy, ale i niżej. Przez cały stosunek widzisz jego naprężone ciało, poruszające się mięśnie, pot spływający po klatce piersiowej, a jeśli spojrzysz niżej - zagłębiające się w tobie przyrodzenie.
Nawet jeśli masz problem z obwisłymi piersiami czy wałeczkami na brzuchu - w tej pozycji wszelkie niedoskonałości przestają mieć na znaczeniu. Grawitacja działa tu na twoją korzyść. W żadnym innym ułożeniu nie prezentujesz się tak zgrabnie.
W pozycji misjonarskiej wykazać musi się facet. Ty możesz jedynie leżeć i doświadczać przyjemności. Nie oznacza to, że powinnaś ziewać i nie wykazywać żadnej inicjatywy. Obejmij go rękami, utrzymuj kontakt wzrokowy i szepnij coś od czasu do czasu. Wysiłek niewielki, a przyjemność ogromna.