Ideały podobno nie istnieją, ale czasami na naszej drodze pojawia się człowiek, którego dosłownie rozbieramy wzrokiem. To mężczyzna tak atrakcyjny fizycznie, że bardziej już nie można. Ostatnio kogoś takiego spotkała Magda.
„To nowy trener z mojej siłowni. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się pierwszy raz, poczułam dreszcze. Mimo że nigdy nie miałam większych kompleksów i zazwyczaj jestem pewna siebie, od razu naszła mnie myśl, że nie mam szans u kogoś takiego. Był zbyt przystojny, zbyt idealny” – pisze w swoim mailu Magda.
Okazja do pierwszej rozmowy nadarzyła się dwa dni później, kiedy dziewczyna przyszła jak zwykle na trening.
„Akurat robiłam brzuszki, kiedy do mnie podszedł. Powiedział, że wykonuję je w nieprawidłowy sposób i mogę narazić się na uraz kręgosłupa. Ukucnął przy mnie i pokazał mi, jak powinnam ćwiczyć. Szczerze mówiąc to w ogóle nie słuchałam, co do mnie mówi, bo byłam zbyt zajęta studiowaniem jego twarzy i równiusieńkich, białych zębów” – wspomina Magda.
Polecamy także: „Moja dziewczyna ma piękną twarz i świetny charakter, ale jej ciało to koszmar”
Fot. iStock
Ku mojemu zdziwieniu, zamiast odejść i pomagać innym trenującym, on ciągle siedział przy mnie. Powiedział, że ma na imię Paweł i zaczął wypytywać o to, w jakie dni przychodzę na siłownię. Dyskutowaliśmy tak o wszystkim i o niczym chyba przez jakieś pół godziny, a ja ciągle zastanawiałam się, czy on mnie podrywa, czy jest po prostu miły.
Po powrocie do domu oczywiście natychmiast znalazłam go na Facebooku i Instagramie. Przestudiowałam oba profile w poszukiwaniu informacji o tym, czy kogoś ma. Nie miał jednak żadnych wspólnych zdjęć z dziewczyną. Żadna panna nie komentowała mu też nachalnie zdjęć, bo i na to zwróciłam uwagę. Czyli był wolny. Wolny i taki seksowny!
Wydawało mi się to zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale mimo to przy naszym kolejnym spotkaniu na siłowni flirtowałam z nim już bez ogródek. Dawał mi zresztą sygnały, że mu się podobam. Pod koniec rozmowy zaproponował, żebyśmy poszli razem do kina.
Fot. iStock
Trudno mi opisać to, co działo się przez kolejne tygodnie. Między nami układało się po prostu cudownie. Widywaliśmy się na siłowni i poza nią. Podobało mi się w Pawle dosłownie wszystko. Idealne ciało, przystojna twarz, a do tego okazał się naprawdę niegłupi i dobrze wychowany. Nigdy nie gapił się na inne dziewczyny w mojej obecności, za każdym razem mówił mi komplementy, pytał też o to, jak się czuję. I kiedy już zaczęłam się utwierdzać w przekonaniu, że spotkałam ideał faceta, doszło do naszego pierwszego razu. Wtedy wyszło na jaw, co z nim jest nie tak i czemu nie jest playboyem przy tak seksownym wyglądzie.
Paweł ma małego. Małego, malusieńkiego penisa, który wydaje się jeszcze mniejszy na tle jego umięśnionych ud. Starałam się nie pokazać po sobie żadnego rozczarowania tym widokiem, ale jednak zawiedziona byłam strasznie. Wcześniej wielokrotnie fantazjowałam o naszym seksie i w tych fantazjach jego przyrodzenie wyglądało zupełnie inaczej niż w rzeczywistości.
Jak możecie się spodziewać, seks przebiegł dość żałośnie. Niby nie liczy się wielkość, tylko jakość, ale tutaj to powiedzenie zupełnie nie zdało egzaminu.
Fot. iStock
W czasie stosunku zrozumiałam, dlaczego przy tak atrakcyjnym wyglądzie wcale nie spieszy mu się do wyrywania lasek. Pewnie nieraz usłyszał od różnych dziewczyn, że nie ma imponującego „sprzętu”. Kto wie, może niektóre byłe kochanki go nawet wyśmiały.
Ja oczywiście grałam zachwyconą, choć nie uszło mojej uwadze, że bokserki zdejmował z małą obawą.
Teraz jestem w kropce. Zrobiliśmy to już parę razy, ale za każdym razem on nie jest w stanie mnie zadowolić. Ja też czuję jakąś barierę z powodu jego „małego problemu”. Z jednej strony jest bardzo przystojny i ma fajny charakter, ale z drugiej – seks jest przecież w związku bardzo ważny.
Czułabym się źle sama ze sobą, gdybym zerwała z nim z powodu wielkości penisa. Ale z drugiej strony brnąć w taką relację dalej? Sama nie wiem.
Magda