Wszystkie aktualne badania na temat stylu życia Polaków przeczą opinii, że jesteśmy narodem ultrakonserwatywnym. Coraz bardziej przekonujemy się do wszelkiego rodzaju odmienności i nie traktujemy już tak serio wytycznych autorstwa kościelnych hierarchów. Z roku na rok nabieramy coraz większego luzu i powoli zbliżamy się pod tym względem do mieszkańców Zachodu. Tym bardziej dziwi, że w kwestii seksu, a zwłaszcza antykoncepcji, wciąż świetnie mają się metody uważane przez środowisko naukowe za nieskuteczne.
Gdyby zapytać młodych rodaków, czy się zabezpieczają – większość zgodnie z prawdą przyzna, że tak. Problem w tym, że wciąż dla dużej grupy antykoncepcją jest np. stosunek przerywany. Niezwykle zawodny, stresujący i mogący mieć negatywne skutki dla zdrowia. Zwłaszcza mężczyzny, od którego refleksu zależy powodzenie tego „zabezpieczenia”.
Myli się jednak ten, kto uważa, że to tylko polska specjalność. Nawet w oświeconej Francji, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych proceder ten ma się świetnie!
Na rynku mamy wiele preparatów, a także zabezpieczeń typowo mechanicznych, które chronią przed niechcianą ciążą. Pigułki, prezerwatywy, spirale, plastry – wybór jest ogromny, ale młodzi ludzie niespecjalnie chcą (nie mogą?) z niego korzystać. W czym problem? Z najnowszego badania na ten temat wynika, że decydujące jest nasze lenistwo.
- pigułki są złe, bo wymagają wizyty u lekarza, później w aptece, a dalej regularności w ich stosowaniu,
- prezerwatywy też nie są dobre, bo trzeba się poświęcić i odwiedzić aptekę lub sklep, aby je kupić. Na dodatek wcale nie są takie tanie,
- inne metody odpadają tym bardziej, bo wymagają jeszcze więcej zachodu i zazwyczaj sporo kosztują.
Nie pozostaje nam nic innego, jak liczyć na to, że partner w odpowiedniej chwili się wycofa i do zapłodnienia nie dojdzie. Absurd? Dla wielu codzienność. I naprawdę spore ryzyko.
Z tego samego badania wynika, że stosunek przerywany to nie niszowa metoda stosowana przez ułamek procenta ludzi. Wśród kobiet w wieku 15-24 lata aż CO TRZECIA przyznaje się do tego typu „kontroli narodzin”! Z jakim ryzykiem się to wiąże? Statystyki są nieubłagane. Niechciana ciąża dotyczy aż co piątej kobiety, która próbowała się w ten sposób „zabezpieczać”.
Jeśli wynika to ze światopoglądu i przekonań religijnych, raczej mija się to z celem. Fanki stosunku przerywanego o niemal 10 procent częściej korzystają z tzw. pigułek „dzień po”. Do powstania nowego życia i tak nie dochodzi. A jeśli nie to, to co poza wiarą i lenistwem powoduje, że metoda ta jest wciąż tak popularna?
Jedni eksperci uważają, że to wręcz moda na „naturalność”, inni twierdzą, że uprawiamy seks bez żadnego przygotowania, więc bez pigułki czy prezerwatywy, nie mamy innego wyjścia.