Wyjazdy za granicę? Zwykle kończy się na wieczorkach tematycznych: bułgarskich, greckich i tunezyjskie. Oprócz wiejących kiczem podróbek zabawy typowej dla danej kultury, w grę wchodzą również wycieczki. Zwykle to zorganizowane wyjazdy autokarowe do miejsc, codziennie odwiedzanych przez setki turystów. To jedynie przedsmak choroby zwanej globalnym przemysłem turystycznym, na który zaczynają zapadać również te zakątki świata, które jeszcze do niedawna nie były nikomu znane.
Wódz made in China
Czego pragną dziś turyści? Egzotyki, dziczy i odmienności kulturowej. Kierowani ciekawością, poczuciem wyższości i zwykłą rządzą przeżycia czegoś nowego, coraz częściej nie zauważają, że zamiast w prawdziwej wiosce są w sztucznym skansenie pełnym statystów! Przykład to wioska ludu Basuto, znajdująca się na pograniczu RPA i Lesotho, w której „prawdziwemu” wodzowi spod dekoracyjnej szaty wystaje wyprodukowany w Chinach T-shirt. Niejednokrotnie owymi członkami plemienia są obcokrajowcy – tak jak, chociażby w wiosce Beduinów w Emiratach Arabskich, w której jeden z turystów, pod strojem kobiety islamu dostrzegł… Rosjankę!
Jak wygląda ludzkie zoo?
Dlaczego przemysł fałszywych atrakcji, tworzonych na siłę kwitnie w tak zastraszającym tempie? Przede wszystkim ze względu na popyt z jakim się spotyka. Odbiorcy ofert biur podróży – nawet ci, którzy zdają sobie sprawę z tego, że półnadzy mieszkańcy prymitywnych plemion to w rzeczywistości zwykli mieszkańcy pobliskich wiosek, znajdują przyjemność w uczestniczeniu tym swoistym teatrze. Nie przeszkadza im fakt bycia oszukiwanym, podobnie, jak odtwórcom ról wodzów, szamanek, wojowników i opiekunek domostw, którzy z własnej woli swoją kulturę zamieniają w ludzkie zoo.
Kobiety-żyrafy
Skalę problemu w doskonały sposób obrazuje plemię Karenów, zamieszkujące górzyste rejony Birmy. Ich bogata kultura od dziesiątek lat stanowi fascynację przybyłych w tamte okolice badaczy, podróżników i turystów. Dziś za wejście do jednej z Kareńskich wiosek płaci się ok. 10 dolarów. Wszystko po to, by móc zapoznać się z ich mieszkańcami, a przede wszystkim, mieć szansę na własne oczy ujrzeć kobiety z mosiężnymi obręczami, wydłużającymi szyje nawet o kilkanaście centymetrów. Nie wiadomo, jaki udział dochodu trafia do rąk mieszkańców – ponoć jest to jedynie 20% zysku. Wiadomo jednak, jak doszło do rozwoju tego turystycznego biznesu…
Tortura czy tradycja?
Kiedy Tajlandia otworzyła się na turystykę do siedmiu wiosek sprowadzono kobiety, które pozostały wierne tradycji, nosząc deformującą ich ciało biżuterię. Dziś jest ich zdecydowanie więcej i ciężko uwierzyć w to, że ciężkie, deformujące szyje i obojczyki obręcze, zdejmowane zaledwie raz w roku to własny wybór współczesnych kobiet. Tym bardziej, że zakładane za młodu, nie są możliwe do zdjęcia na stałe – po tak długim okresie noszenia obręczy, głowa wydaje się zbyt ciężka, by uniknąć skręcenia karku nawet przy wykonywaniu zwykłych czynności. Choć nie ma na to dowodów, myśląc o kobietach - żyrafach, nie można uniknąć myśli o torturze, jakiej są poddawane mieszkanki turystycznych wiosek, będące żywą atrakcją dla przyjezdnych.
Otyłość, alkohol i narkotyki
Zniszczenie, jakie niesie za sobą współczesna turystyka to nie tylko wykorzystywanie ubóstwa mieszkańców małych wiosek, upadlająca ich samych. Długofalowe jej oddziaływanie wiąże się ze zmianą trybu życia i diety całych plemion. Tradycyjne prace fizyczne zamieniane jest na tępą bierność i oczekiwanie na przybycie równie ogłupionych turystów. Stoiska z pamiątkami, bezruch i zwątpienie oznaczają otyłość, a nawet cukrzycę, na którą choruje już połowa mieszkańców wiosek amerykańskich Indian. Konsekwencją brazylijskiego programu, zwanego przyjaznym sąsiedztwem, otwierający drzwi do świata ludów Amazonii, stało się błyskawiczne rozprzestrzenienie się AIDS wśród tamtejszych plemion. Problemy z narkotykami to zjawisko, z którym turyści zapoznali nawet Innuitów (Eskimosów)!
Niektórzy ze znawców problematyki, związanej ze specyfiką globalnego przemysłu turystycznego, dalecy są od demonizowania problemów, przypisywanym obu stronom jego uczestników. Twierdzą, że zainteresowanie, jakie przejawiają turyści, mieszkańcom trzeciego wiata pozwala dostrzec wartość ich własnej kultury, co uchroni ją przed zapomnieniem. Jeśli tak samo miało być z boomem na Tatry i pomorze, to produkowane fabrycznie pseudo góralskie chusty i sopockie delfinki z tajlandzkich fabryk nie są dobrym dowodem na słuszność podobnych teorii…
Oliwka Mostowska
Zobacz także: