W dzisiejszych czasach bardzo dużą uwagę przykłada się do tego, aby wyglądać modnie i być trendy pod każdym względem. Widać to zwłaszcza na przykładzie bardzo młodych osób. Dla nich liczą się przede wszystkim podróże oraz posiadanie drogich ubrań i elektroniki.
Anastazja uczy się w jednym z warszawskich liceów. Doskonale zna te realia. 17-latka jest wyśmiewana z powodu ciuchów, które nosi. Dziewczyna większość rzeczy ma z dyskontów, podczas gdy jej znajomi ubierają się w sieciówkach. To sprawia, że każdy dzień w szkole jest dla niej piekłem.
Anastazja napisała maila do naszej redakcji, w którym skarży się na to, jak traktują ją rówieśnicy, a zwłaszcza koleżanki. Niestety rodzice licealistki nie rozumieją skali problemu i dziewczyna czuje, że została z nim sama. Pyta się was, co może zrobić w takiej sytuacji.
- Dzisiaj wróciłam ze szkoły z płaczem. Czara goryczy przelała się – brzmi początek maila Anastazji. – Koleżanki z klasy jeszcze nigdy nie wyśmiewały się ze mnie tak bardzo. Zaczęło się już na przerwie. Przywódczyni grupki, która się ze mnie wyśmiewa, spojrzała na mnie i powiedziała. „O, widzę, że ty znowu w Armanim”, co oczywiście było złośliwym przytykiem. Wszystkie dziewczyny roześmiały się. Potem ta przywódczyni ciągnęła, że widziała moją matkę, jak grzebała w jednym z dyskontowych koszy i zapytała, czy znowu kupiła mi jakieś „klasyki”. Powiedziałam dziewczynom, żeby odczepiły się, ale one znowu zaczęły się chamsko śmiać. Takich sytuacji było już mnóstwo – podsumowuje Anastazja. – A wszystko przez moją matkę.
fot. Unsplash
Matka Anastazji kupuje ubrania wyłącznie w dyskontach. Ubiera w nich całą rodzinę. Nabywa w nich nie tylko koszulki i bluzki, ale także bieliznę, kurtki oraz buty. Dziewczyna ma tego serdecznie dość.
- Znam osoby w moim wieku, które też noszą rzeczy z dyskontów, ale są to pojedyncze sztuki. One zestawiają je z modnymi ubraniami z sieciówek. Efekt jest zupełnie inny. Całość wygląda modnie i fajnie. A ja? Prezentuję się niczym modelka z gazetki jednego z dyskontów.
Niestety nie ukryje się, skąd mam ubrania, ponieważ są dość charakterystyczne, a poza tym ludzie widzą reklamy. Czasami przychodzę do szkoły, a oni wyliczają, ile mniej więcej kosztują ciuchy, które mam na sobie. Wczoraj, gdy weszłam na lekcję, od razu usłyszałam: „O, a ty znowu w spodniach za 30 zł?” Spaliłam raka. Nauczycielka wszystko słyszała, ale tylko poprosiła o spokój. I już było po sprawie.
Dziewczyna twierdzi, że rozmawiała z matką.
- Moja mama powiedziała, że nie stać nas na droższe ubrania z sieciówki. Z bazarków nie ma zamiaru kupować, bo są to rzeczy bardzo słabej jakości i podobno wyglądają jak szmaty już po kilku praniach. Z kolei w lumpeksach brzydzi się ubierać.
Szczerze powiedziawszy wolałabym juz rzeczy z bazarku i lumpeksów. Przynajmniej nie byłoby widać, skąd pochodzą. Czasami z ciekawości chodzę po lumpach i widzę całkiem fajne rzeczy. Tak samo na bazarku.
fot. Unsplash
Mam żal do rodziców, że nie stać ich na to, aby ich dzieci godnie wyglądały. Ja nie mówię, żeby kupować same droższe rzeczy. Wystarczyłaby mi lepsza kurtka, buty i jakieś dżinsy. Reszta może być z dyskontów. Jednak kiedy jestem od stóp do głów ubrana w ciuchy z dyskontu, czuję się jak uboga krewna koleżanek z klasy. One ubierają się w Zarze, Housie i innych modnych sieciówkach. Mówią, że nigdy nie założyłyby nic z dyskontu. Rodzice tych dziewczyn są dosyć zamożni. A przynajmniej na tyle, aby nie musieli grzebać w koszach z ciuchami, ustawionymi pomiędzy kosmetykami a jedzeniem. Bo tak to wygląda.
Mama Anastazji w ogóle nie przejmuje się płaczem córki. Uważa, że powinna się cieszyć tym, że ma się ubrać w cokolwiek.
- Mama mówi, że ona mogła pomarzyć o takich rzeczach jak ja, gdy była w moim wieku, bo za jej czasów nic nie było. Tylko że to zupełnie inna sytuacja. Co innego, jak wszyscy nie mają, a co innego, gdy jesteś jedyną osobą w towarzystwie, która nie ma.
Powiedziała też, że jak nie podobają mi się rzeczy z dyskontów, to mogę chodzić do szkoły goła. Jej to nie obchodzi. Albo mogę sobie sama zarobić. Niestety to ostatnie na razie jest niemożliwe. Chodzę do bardzo dobrego liceum i mam dużo nauki. Chciałabym się dostać w przyszłości na medycynę, więc muszę wkuwać.
Dziewczyna twierdzi, że już pracowała dorywczo w ubiegłe wakacje, ale nie zarobiła dużo. Poza tym rodzice powiedzieli, ze skoro zarabia, powinna sie dokładać do rachunków.
- To, co zarobiłam, poszło w większości na rachunki i korepetycje z angielskiego. W tym roku też pójdę w wakacje do pracy, ale na przyjemności raczej zostanie niewiele. Poza tym, co to jest te 2 sztuki normalnych ciuchów, skoro muszą starczyć na cały rok?
fot. Unsplash
Anastazja twierdzi, że już ma zaniżoną samoocenę.
- Przez zachowanie koleżanek czuję się gorsza. Prawie na każdym kroku odczuwam swoje ubóstwo, ale najbardziej jeżeli chodzi o te nieszczęsne ubrania.
Jest mi przykro, bo uważam, że rodzice mogliby się bardziej postarać. Skoro zdecydowali się na dzieci, powinni zadbać o to, aby miały odpowiednie warunki. Ja nie mówię o jakichś luksusach. Marzę o spodniach za 80 zł z sieciówki, oryginalnych sportowych butach i fajnej ramonesce. Wcale nie musi być skórzana. To, co dla moich koleżanek jest normą, dla mnie pozostaje w sferze marzeń.
Każdy dzień w szkole jest dla mnie koszmarem. Nie cierpię swoich ubrań i swoich rodziców.
Co waszym zdaniem Anastazja może zrobić w takiej sytuacji?
Zobacz także: LIST: „Pracuję w sieciówce i muszę się poskarżyć na grube klientki. Mierzą za małe ubrania, drą je, plamią swoim potem...”