Chociaż w większości uwielbiamy zakupy - te mogą być bardzo frustrujące. Wystarczy odwiedzić kilka sklepów z ubraniami, żeby przekonać się, jak wielkim wyzwaniem jest dobranie odpowiedniego rozmiaru. I wcale nie chodzi tylko o to, że sieciówki zaniżają rozmiarówkę. Inne ją zawyżają, a w efekcie kupno odzieży urasta do rangi największego wyzwania. Historia tej młodej kobiety to ewidentny dowód na absurdalność sytuacji.
Laura Mazza, matka dwójki dzieci z Australii, kilka dni temu wybrała się do centrum handlowego, żeby kupić sobie bluzkę. 30-latka nie podejrzewała, czym to się może skończyć. Doskonale wiedziała, jakiego rozmiaru ma szukać (42), ale na miejscu okazało się, że to mocno nieaktualne dane. Pomimo tego, że w ostatnim czasie ani nie przytyła, ani nie schudła.
Wpis na Facebooku, w którym opisała swoje doświadczenia, szybko stał się hitem Internetu. Nie pozostaje nam nic innego, jak podpisać się pod jej słowami…
Zobacz również: Czy sieciówki zaniżają numerację? Wściekła klientka twierdzi, że tak!
źródło: Facebook (facebook.com/themumontherun)
„Kiedy nosiłam rozmiar 38-40, pracowałam w handlu. Często słyszałam narzekania klientek, którym nie podobało się, że nie mamy wystarczająco dużych rozmiarów. Myślałam, że mocno przesadzają, bo przecież nasza rozmiarówka kończyła się aż na 44. Byłam wtedy arogancką 22-latką.
Dzisiaj poszłam na zakupy, czego naprawdę nienawidzę, jako kobieta w rozmiarze 42. I wreszcie zrozumiałam, dlaczego te klientki tak narzekały. Rozmiarówka jest naprawdę popieprzona.
Na zdjęciu widzicie top w rozmiarze 44, który nie zmieścił się nawet na moich piersiach. Wcześniej próbowałam 40, potem poprosiłam o 42, a okazało się, że nawet 44 nie pasuje. Nic nie pasowało. Zapytałam sprzedawczynię, dlaczego nie mają większych i poczułam, jak działa karma. Patrzyła na mnie, jak ja kiedyś na jedną z tych przesadzających klientek” - wspomina.
Zobacz również: Jedna modelka i kilka par spodni. Podobno w tym samym rozmiarze... (Pasują?)
źródło: Facebook (facebook.com/themumontherun)
„Odwiedziłam w sumie około 10 innych sklepów i od razu prosiłam o rozmiar 42 (największy dostępny) i znowu nic nie przechodziło przez moją głowę. Nic. Przez to poczułam się jak g***! Kiedy przechadzasz się po centrum handlowym i obserwujesz ludzi, widzisz jak różne mają figury i rozmiary. W większości to przedział od 34 do 40, ale jest też coraz więcej 42-50. Wynika z tego, że średnia to właśnie 42.
To nie moje ciało jest problemem. To wina ubrań. Na zdjęciu widzicie top w rozmiarze 38. Rozumiecie? 38! Chociaż nie jest to mój styl, bluzka wreszcie na mnie pasowała i nie musiałam prosić o większy rozmiar. TO BYŁ ROZMIAR 38.
Rozmiarówka w każdym sklepie jest daleka od tego, jak wyobrażamy sobie 40, 42 czy 44. Z tego powodu prawie zrujnowano mi humor na cały dzień. Zrozumiałam, że większość firm ma cię gdzieś, jeśli nosisz ubrania większe od 42. Oni nawet nie wiedzą, jak powinien wyglądać ciuch w tym rozmiarze. Nasze ciała to nie ich problem” - narzeka.
źródło: Facebook (facebook.com/themumontherun)
„Problem polega na tym, że powinni wreszcie otworzyć oczy, rozejrzeć się wokół i dostrzec, jak różne ciała i sylwetki występują na świecie. Duże piersi, wysokie kobiety, niskie… Większość z nas nie wygląda jak manekiny ze sklepów - one nie mają nawet głów!” - dodaje z przekąsem.
Rozumiesz jej oburzenie?
Zobacz również: Super myśl! Zara wpadła na pomysł, który jeszcze bardziej ułatwi nam zakupy!