Opowiem Wam o tym, jak zostałam starą panną

Dramat dziewczyny trwa od kilku lat.
Opowiem Wam o tym, jak zostałam starą panną
Fot. iStock
06.07.2017

Większość kobiet marzy w głębi duszy o rodzinie, o kochającym mężu. Albo przynajmniej o partnerze. Życie pisze jednak różne scenariusze. Niektóre dziewczyny poznają faceta w wieku kilkunastu lat, potem wychodzą za mąż i rodzą dzieci. Inne wstępują w stan małżeński po dwudziestym roku życia. Są też kobiety, które stają przed ołtarzem po trzydziestce. Ostatnia grupa to singielki. Wybrały samotność, potrzebują jej na jakiś czas albo jest ich udziałem wbrew woli. Na horyzoncie próżno doszukują się odpowiedniego kandydata. Czują się z tym źle, ale nie zawsze mają wpływ na zmianę.

Marzena ma 29 lat i uważa, że nic dobrego już jej nie czeka. Nigdy nie była szczęściarą, a teraz przyszło jej się zmierzyć z wizją staropanieństwa. Bo w słowniku Marzeny nie ma słowa „singielka”. Dziewczyna uważa, że można nim co najwyżej określić osobę, która nie szuka mężczyzny i jest szczęśliwa, żyjąc samotnie. Ona sama bardzo chciałaby kogoś mieć. Niestety nic nie wskazuje na to, aby miała szansę na związek. Skąd to czarnowidztwo? Oto historia Marzeny.

- Trzydziestka zbliża się wielkimi krokami, a ja wciąż jestem sama. To już ta granica, której przekroczenie w 90 proc. oznacza staropanieństwo. Wiem, że dla pewnych osób jestem nią od dawna i nie dają mi szans. Ja przez jakiś czas się łudziłam, ale teraz chyba się poddałam.

 

Zobacz także: TEST: Czy przestaniesz być singielką w te wakacje?

stara panna

Fot. iStock.com

Marzena jest sama od czterech lat. Nie tęskni za swoimi byłymi. Jeden zostawił ją dla koleżanki po roku bycia razem, a drugi okazał się niedojrzały emocjonalnie. Dziewczyna nie płakała po tym rozstaniu.

- Nie wiem, jak dziewczyny poznają fajnych facetów. To znaczy dojrzałych i poważnie myślących o życiu, pracowitych, w miarę ambitnych, pragnących założyć rodzinę... Coraz częściej myślę o tym, że mam w życiu pecha. Oba moje związki okazały się porażką. Oprócz tego byłam kilka razy zakochana, ale moje uczucie nie zostało odwzajemnione. Ja sama podobam się i jestem atrakcyjną kobietą, ale już od dawna nie startował do mnie normalny, fajny facet.

Próbowałam poznawać mężczyzn przez portale randkowe, ale dostawałam mnóstwo niemoralnych propozycji. Bardzo często trafiali się też ojcowie z dziećmi szukający matek dla swoich pociech. Nie brakowało także podstarzałych wujków przebywających tam w wiadomym celu. Kilka razy nawet umówiłam się na randkę, ale nie zaiskrzyło. Dałam tym mężczyznom szansę, byłam z każdym na kilku spotkaniach, a nie na jednym, ale ani z ich strony, ani z mojej nie pojawiła się iskra.

Marzena mówi, że nie może pozwolić sobie zbyt często na umawianie się przez portale randkowe.

- Mieszkam w bardzo małej mieścinie, gdzie wszyscy się znają. Umawiałam się z mężczyznami z większych miast, usytuowanych nieopodal. To wiąże się z dojazdem i wolnym czasem. Nie mogę pozwolić sobie, aby kilka razy w tygodniu jechać na randkę. Zresztą nie mam aż tylu propozycji. A i w tych muszę przebierać. Nie jestem jeszcze ostatnią desperatką, która rzuca się na pierwszego lepszego faceta, który zaprosi ją na randkę. Dlatego nie wiążę z tą możliwością większych szans. Poza tym w moim przedziale wiekowym znalezienie fajnego, odpowiedzialnego partnera jest naprawdę trudne.

stara panna

Fot. iStock.com

Dziewczyna wskazuje na sytuację w swoim miasteczku.

- Mieszkających tam mężczyzn mogłabym podzielić na kilka typów. Są żonaci, są faceci w związkach oraz starzy kawalerowie. Mówię o tych, którzy się wiekowo kwalifikują do związku ze mną. Żonaci i zajęci odpadają z wiadomego powodu, natomiast jeżeli chodzi o kawalerów, różnica wiekowa przeważnie jest spora. Poza tym wielu z nich lubi zaglądać do kieliszka, nie ma pracy, mieszka z rodzicami lub nie odpowiada mi z innego powodu. Niektórzy mówią, że za bardzo wybrzydzam, ale naprawdę tak nie jest. Szukam normalnego, czułego mężczyzny z głową na karku, bez zobowiązań i nałogów. Wierzcie mi, to jest trudne. Poza tym jak każda kobieta chciałabym się zakochać. Na pewno nie odrzuciłabym zalotnika, który spełniałby podstawowe wymagania i pociągał fizycznie. Uczucie może przyszłoby po jakimś czasie, a jeśli nie, zawsze można się rozstać i szukać dalej. A u mnie problem tkwi głównie w braku okazji na poznanie kogoś.

Marzena nie protestowała, gdy znajomi próbowali ją swatać. Chodziła na wesele jako osoba do towarzystwa z mężczyznami, których ledwo znała, na randki w ciemno, nie stroniła nawet od pielgrzymek.

- Mam wrażenie, że wykorzystałam już każdą możliwą okazję. Czuję się wypalona i zniechęcona poszukiwaniami. Znajome doradzają mi, żebym wyluzowała, odpuściła, a wtedy kogoś znajdę, ale to nieprawda. Przez dwa lata po ostatnim związku miałam taką fazę, że cieszyłam się wolnością i byłam pełna optymizmu. Wierzyłam w to, że jeszcze kogoś poznam. Potem przez ponad rok intensywnie szukałam. Teraz opadłam z sił i powoli poddaję się rezygnacji.

Zobacz także: Byłam w związku z gejem. Opowiem Wam, jak odkryłam jego prawdziwą orientację...

stara panna

Fot. iStock.com

Młoda kobieta twierdzi, że przeprowadzka nie wchodzi w grę, bo ma swoje mieszkanie i dobrą pracę, której nie chce porzucać.

- Niedawno znajoma zaproponowała mi wyjazd do Chorwacji na czas urlopu. Zgodziłam się, ale bez przekonania, że kogoś poznam. Najwyżej sama się zrelaksuję, bo większość znajomych będzie miało towarzysza podróży.

Rodzice Marzeny sprawiają, że jej samotność jest jeszcze bardziej dołująca.

- Mam wrażenie, że moja matka zeswatała by mnie z pierwszym lepszym na zasadzie, że jakoś to będzie, abym tylko wyszła za mąż. Bardzo chciałaby mieć wnuki i jestem dla niej wyrodną córką, bo nie potrafię dać tego, czego oczekuje. Za każdym razem, gdy jestem w domu rodzinnym, słucham wyrzutów. Mama podkreśla, że moje koleżanki już dawno powychodziły za mąż i mają dzieci, tylko ja się opieram i wybrzydzam. Ciągle powtarza, że się nie staram, nie szukam skutecznie.

Bardzo chciałabym kogoś mieć, ale jednocześnie muszę się zakochać. Nie potrafię związać się z mężczyzną tylko po to, aby mieć chłopaka. Jasne, że dam szansę, jeżeli trafi się odpowiedni kandydat, ale niczego nie przesądzam. Tyle dziewczyn, które znam, jest szczęśliwie zakochanych. Życie naprawdę nie traktuje nas sprawiedliwie. A może bycie samą to moje przeznaczenie? Jak myślicie?

Polecane wideo

Komentarze (37)
Ocena: 4.73 / 5
gość (Ocena: 5) 01.09.2023 08:11
Zawsze miałem wrażenie, że to facetom trudniej znaleźć partnerkę niż kobietom partnera. Niska, wysoka, brunetka czy blondynka zawsze znajdzie amatora. Problemem może być pulchna grubaska, ale i to można przeskoczyć. Ja jako wysoki, szczupły 40+ facet nigdy nie miałem problemów z poznawaniem kobiet i nigdy nie byłem odrzucany. Nawet ich nie podrywałem tylko zwyczajnie zagadywałem bo chętnie ze mną rozmawiają. Mogę się czuć wyróżniony bo przecież widzę jak niektórzy faceci bezskutecznie szukają swoich połówek.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 21.11.2021 01:21
Bardzo współczuję autorce :( niestety bardzo dobrze znam to uczucie :( Jestem kilka lat młodsza od autorki listu, ale też się czuję jak stara panna. Powoli kończę studia, mam koleżanki w poważnych związkach, niektóre zaręczone, są nawet przypadki już zamążpójścia. A ja wiecznie sama. Nigdy nie byłam szczęśliwie zakochana. Zawsze, gdy podobał mi się chłopak to był poza moim zasięgiem w jakiś sposób (zajęty lub niezainteresowany). I to nie tak, że czekam na cud. Jak mi się chłopak podobał to dawałam mu subtelne sygnały: uśmiech, rozmowa, zagadywanie (mimo, że byłam bardzo nieśmiała). Chłopakami zaczelam się interesować już w gimnazjum, ale wtedy uważałam, że na chłopaka za wcześnie, ale liceum to dobry czas na pierwsze miłości. Nigdy nie obrać się w jakimś męskim gronie, w szkole czy na studiach Zawsze większość to dziewczyny. Już w liceum wiedziałam, że wartosciowi faceci szybko schodzą z rynku matrymonialnego i trzeba kogoś fajnego znaleźć, bo potem zostają za przeproszeniem odpadki, które piją, palą, nie pracują i mieszkają u mamusi do 40stki. I wiele razy próbowałam stworzyć sytuację, żeby kogoś poznać. Nie udało się, ale poszlam na studia. Tam kolejne rozczarowanie. Niby zaczęłam się umawiać na randki, ale nie cieszyło mnie to, bo chodziłam dlatego, żeby sobie nie mieć do zarzucenia, że wybrzydzam, więc choćby na kilka spotkań szłam, ale nie było motylków w brzuchu, podekscytowania, przeważnie mi się nie chciało, ale przekonywałam sama siebie, ale no jak ktos mnie nie pociaga to nie byłabym w stanie nawet pocałować, a co dopiero coś więcej. Raz się zakochałam, tak bardzo bardzo, ale dostał kosza. Robiłam wszystko, żeby się chłopakowi pokazać z jak największej strony: ładnie wyglądałam, ładnie się ubierałam, zapraszałam na obiad, próbowałam pocieszać, jak coś nie szło, ale no i tak mnie odrzucił. Prawie rok dochodziłam do siebie, tragicznie się przez ten czas czułam. Rok wyjęty z życiorysu. Jakoś czas później natrafił się inny. Nie byłam w nim zakochana, nawet mi się nie podobał, ale znowu to samo- chcialam spróbować, żeby nie było, że wybrzydzam, bo "A nóż zaiskrzy". Spodobałam się mu. Jednak on okazał się narcyzem i socjopatą. Z uśmiechem na twarzy wytykał moje wady i błędy. Wyśmiewał mnie, gdy prosiłam go o pomoc przy sprzątaniu po wspólnie spędzonym czasie. Próbował mnie wykorzystywać do tego, żebym jego obowiązki odwaliła za niego. Jest z natury spokojna i miła i on uznał, że jestem naiwana. Zdziwił się, jak pokazałam swoją asertywna stronę. Desperacja bierze w górę, bo normalnie bym na takiego nie spojrzała, ale no wieczne singielstwo jest męczące. Wytrzymałam z tym gościem niecałe 2 miesiące. O 2 za dużo. Trochę wstyd, że z kimś takim się zadawałam, ale z drugiej strony to niesamowite uczucie moc się do kogoś przytulić i wspólnie spędzić czas. Normalnie Zawsze jestem sama i to było takie inne, wspaniale mimo wszystko. Ja za gościem nie przepadałam, a czułam się dobrze mogąc się do kogoś przytulić, więc nie wyobrażam sobie nawet, jakie szczęście muszą czuć osoby, które mogą się przytulić do osoby, którą darzą uczuciem. To musi być niesamowite. Czasem się zastanawiam, czy mnie to kiedyś w ogole czeka. Niby jestem młodą, niby mam czas. Tylko szłam do liceum i też mówiłam:"Mam czas, na pewno kogoś znajdę", a minęło 8 lat od początku liceum i niewiele się zmieniło. Jak się wtedy czułam samotna tak jest i dzisiaj. Umiem żyć sama. To nie tak, że potrzebuję faceta jak powietrza (z resztą musialam się nauczyć żyć sama będąc cały czas sama). Tylko mi po prostu smutno. Cieszę się czyimś szczęściem, ale przyłapałam się na tym, że jak idę na jakieś spotkanie do znajomych to zawsze pojawi się ktoś w związku. W sumie większość zazwyczaj to osoby w związku. Patrzę na nich, czuję szczęście, ale wracam wieczorem ze spotkania i cały następny dzień mam ogromnego doła. Bo to jest przykre, że jedni planują wspólne życie, a ja wiecznie w d*pie za przeproszeniem. Owszem, można mieć znajomych. I mam takich, ale powiedzmy sobie szczerze- znajomi to nie to samo co druga połówka. Ze znajomymi można się spotkać, ale potem każdy się rozejdzie do siebie. Poza tym w pewnym wieku (w który wkraczam coraz większymi krokami) na pierwsze miejsce wchodzi mąż/żona, potem dzieci, a kolezanka singielka to jest na uboczu, bo dorosłym ludziom zmieniają się priorytety. Dlatego doskonale rozum obawy autorki i rozumie je chyba każda wieczna singielka. Człowiek zaakceptuje samotność, ale to nie znaczy, że będzie czuł się w niej dobrze. Czasami mi nawet ludzie zwracają uwagę, że czemu jestem taką smutna i wystraszona (niepewna siebie), a jak mi to mówili, to wyjątkowo się starałam być zabawna i byłam w szoku jak mi to mówili, bo właśnie wydawało mi się, że jestem nadzwyczaj uśmiechnięta. A ten wewnętrzny smutek wychodzi z człowieka chcąc lub nie. Bycie singlem jest fajne przez jakiś czas gdy się np skończy jakiś poprzedni związek. Może to trwać rok, dwa, może nawet trzy, ale jeśli ktoś praktycznie nie wie, co to poważny związek to już nie jest normalne. I można nauczyć się żyć w samotności, ale to wyniszcza naszą psychikę. Nawet specjaliści mówią, że samotność potrafi mieć gorszy wpływ na nasz organizm niż wypalanie paczki papierosów dziennie. Nikt nie powinien być sam i nikomu tego nie życzę i też mnie denerwuje ta ogromną niesprawiedliwość, że są laski, co znajdują super facetów już w liceum, potem za nich wychodzą, a ja cały czas sama i ze swoimi problemami też jestem Zawsze sama, poradzić się mogę rodziców ewentualnie koleżanki, ale bliższej osoby nie mam. Zawsze sama. Przez to nabawiłam się stanów lękowych, jestem nerwowa, ciągle się stresuję sytuacjami z życia. A to dopiero końcówka studiów. A co dopiero będzie za x lat. Nie polecam samotności, ale zrozumie to tylko ten, kto to przeszedł
zobacz odpowiedzi (3)
Tomasz Henryk Dulak (Ocena: 2) 30.06.2021 00:34
Zawsze można się rozejść. Po prostu brak słów. Wiesz taki porządny facet przechodzi i myśli sobie, po co mi taka .... słuchać kaprysów i narzekania. Mężów miala...? I tak pozna kogoś lepszego to się rozmyśli. Lepiej zapłacić. Cóż to za uczucie może z tego być?... Narzekasz ze niedojrzali a twoja matka znalazła miejsce w tym artykule. Trochę niepoważne i słabe. Lepiej umrzeć z twarzą będąc niezadowolonym z życia niż ją stracić i skończyć tak samo lub gorzej. Przyczyna tkwi gdzieś w młodzieńczym wieku i okolicznościach oraz wśród ludzi z jakich czerpaliśmy wzorce. Faceci też tak mają, chociaż możesz w to nie wierzyć, przeciętny porządny facet wymaga od siebie więcej w porównaniu do kobiet niż wynika to z twojego artykułu. Tak już jest. Musisz pamiętać że bajki o księciu nie stanowią normy a bardziej jej odchylenie. To tak jak podium na zawodach.
zobacz odpowiedzi (2)
gość (Ocena: 5) 22.03.2021 21:39
Czasem lepiej jest być tym gorszym by reszta patrzących z boku czuła się lepiej.
odpowiedz
Rzymianin (Ocena: 3) 09.07.2020 15:02
Może doradzę paniom jako pan. W każdym dużym mieście funkcjonują kluby biznesowe. Na ogół spotykający się tam ludzie nie rozmawiają o innych ludziach tylko, o tym jak rozliczyć dany podatek, jak ulepszyć kanały sprzedażowe etc. Można powiedzieć w większości zaradni, kompetentni i asertywni faceci. Ci z najwyższej półki pod względem finansowym na ogół nieco starsi szukają żon wśród wykształconych na najlepszych uniwersytetach francuzek, belgijek, włoszek. Na ogół jest to dla nich druga żona. Nieco młodsi szukają na ogół partnerek w przedziale 25-trzydzieści parę. Po rozmowach udają się często na drinka. Jasne wielu z nich szuka jedynie utrzymanki. Ale jeżeli się dobrze zakręcicie to znajdziecie mężczyzne nie ,,chłopca"
zobacz odpowiedzi (1)

Polecane dla Ciebie