Single nie mają łatwego życia. Nie dość, że często czują się z tym źle, to na dodatek mają problem z ludzkim postrzeganiem samotności. Najczęściej, kiedy ktoś dowiaduje się, że nie mamy partnera, odzywa się w nim współczucie. Zupełnie tak, jakby była to nasza największa porażka i powód do wstydu. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że wśród nas są także osoby samotne, które nie postrzegają tego w tych kategoriach. Nasza czytelniczka jest na to najlepszym dowodem.
Adrianna zdecydowała się na napisanie kilku słów na ten temat. 26-latka od dawna jest singielką, ale z tego powodu wcale nie czuje się gorsza od zajętych koleżanek. Wręcz przeciwnie – w swoim krótkim wywodzie wskazała na przynajmniej kilka zalet takiego stanu rzeczy. Jak twierdzi, nie oczekuje wsparcia zatroskanych jej samotnością osób. Uważa wręcz, że ludzie w związkach mają jej czego zazdrościć.
Poznajcie jej sposób myślenia i zastanówcie się, czy przypadkiem nie ma racji...
ROBIĘ, CO CHCĘ
„Bardzo cenię sobie swobodę działania. Szczerze mówiąc, czasami współczuję moim znajomym, którzy tkwią w związkach i nie czerpią z tego żadnej radości. Wydaje mi się, że wręcz się w nich męczą. Nawet najmniejszy krok muszą konsultować ze swoją drugą połową, przez co czują się zniewoleni. Będąc w parze nie możesz z dnia na dzień wyjechać, wybrać się na imprezę, zaszyć się w domu lub cokolwiek, na co masz ochotę. Wszystko musisz omówić z tą drugą osobą. A kiedy ta ma inne plany, wtedy pojawia się zgrzyt i wyrzuty sumienia” - pisze Adrianna.
WIDUJĘ SIĘ, Z KIM CHCĘ
„Rzadko spotykam pary, które dają sobie pełną swobodę działania. Zazwyczaj dostrzegają problemy tam, gdzie ich nie ma. Znam np. dziewczynę, która pod żadnym pozorem nie może widywać się ze swoimi kolegami ze studiów (chociaż studiuje bardzo „męski” kierunek). Raz została na tym przyłapana (oblewali zakończenie sesji) i skończyło się awanturą. Inna dostała zakaz widywania się ze mną. Chłopak pewnie się przestraszył, że namieszam jej w głowie i nie będzie już mógł nią tak sterować. Dla mnie to terror, na który nie mam najmniejszej ochoty” - przekonuje nasza czytelniczka.
JESTEM WOLNA
„Wolna, w sensie, że singielka, ale także wolna, bo nikt mi niczego nie nakazuje. Podobno związek polega na kompromisach, ale rzadko to widuję. Zazwyczaj jedna ze stron jest bardziej dominująca i druga we wszystkim się jej podporządkowuje. Wolę sama wybierać, na jaki film do kina chciałabym pójść, w jakim lokalu zjeść, gdzie wyjechać na wakacje, w co się ubrać. Znam pary, w których nie jest to możliwe. Jedna osoba wymaga, a druga się dostosowuje. I wcale nie czuje się szczęśliwa, chociaż to podobno wielka miłość. Mnie takie więzienie nie interesuje” - wyznaje Ada.
NIE JESTEM ZAZDROSNA
„Nie ma miłości bez zazdrości... Skoro tak, to strzeż mnie Boże przed wielkim uczuciem. Ludzie, kiedy się ze sobą wiążą, zazwyczaj tracą resztki zdrowego rozsądku. To ciągła walka i strach o to, czy druga osoba jest wierna. Nie chciałabym być o nic takiego podejrzewana. Widzę to po moich kolegach. Im wystarczy, że ich dziewczyna spojrzy na innego albo uśmiechnie się do kolegi i dramat gotowy. Sama także nie chciałabym tego przeżywać. Życie jest zbyt krótkie, żeby się zastanawiać, czy facet naprawdę miał coś ważnego do załatwienia, czy może uszczęśliwia teraz inną. Nie widzę żadnej zalety takiego stanu rzeczy” - obawia się 26-latka.
NIE ULEGAM PRZYMUSOWI
„Czasami, chociaż jestem wytykana i wszyscy mi współczują, czuję się jak bohaterka. Nie uległam terrorowi życia w parze i na razie całkiem dobrze na tym wychodzę. Gdybym słuchała rad i obaw moich znajomych, to w akcie desperacji powinnam związać się z kimkolwiek. Bo przecież relacja z byle kim jest lepsza od żadnej. Jestem z siebie dumna, że przez tyle lat trzymam się swojego zdania. Nie wykluczam, że kiedyś naprawdę się zakocham, ale nie biorę pod uwagę tego, że MUSZĘ szybko kogoś znaleźć. Niektóre moje znajome uległy presji i jakoś nie widzę, żeby były specjalnie szczęśliwsze ode mnie” - twierdzi Adrianna.
NIKT MNIE NIE ZRANI
„Mało który związek w dzisiejszych czasach kończy się trwaniem przy sobie na zawsze. Czasami wydaje mi się, że to nie czas na prawdziwą miłość, bo mało kto jest do niej zdolny. Większość relacji damsko-męskich szybko się rozpada i to zazwyczaj w fatalnych okolicznościach. Rozstanie przypomina bardziej krwawą masakrę piłą mechaniczną, niż słynne „zostańmy przyjaciółmi”. Nie mam zamiaru płakać i ciąć sobie żył przez kogoś, kto nie dorósł do związku. I na razie mi to nie grozi, za co jestem losowi bardzo wdzięczna. Mam nadzieję, że nagle mi nie odbije i nie będę musiała tego przeżywać” - pisze nasza czytelniczka.
„Nie współczujcie mi. Możecie co najwyżej zazdrościć” - przekonuje. Ma rację?