SINGIELKI mają lepiej!

Adrianna przytacza kilka powodów, dlaczego czuje się lepiej od swoich zajętych koleżanek.
SINGIELKI mają lepiej!
24.06.2015

Single nie mają łatwego życia. Nie dość, że często czują się z tym źle, to na dodatek mają problem z ludzkim postrzeganiem samotności. Najczęściej, kiedy ktoś dowiaduje się, że nie mamy partnera, odzywa się w nim współczucie. Zupełnie tak, jakby była to nasza największa porażka i powód do wstydu. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że wśród nas są także osoby samotne, które nie postrzegają tego w tych kategoriach. Nasza czytelniczka jest na to najlepszym dowodem.

Adrianna zdecydowała się na napisanie kilku słów na ten temat. 26-latka od dawna jest singielką, ale z tego powodu wcale nie czuje się gorsza od zajętych koleżanek. Wręcz przeciwnie – w swoim krótkim wywodzie wskazała na przynajmniej kilka zalet takiego stanu rzeczy. Jak twierdzi, nie oczekuje wsparcia zatroskanych jej samotnością osób. Uważa wręcz, że ludzie w związkach mają jej czego zazdrościć.

Poznajcie jej sposób myślenia i zastanówcie się, czy przypadkiem nie ma racji...

singielka

ROBIĘ, CO CHCĘ

„Bardzo cenię sobie swobodę działania. Szczerze mówiąc, czasami współczuję moim znajomym, którzy tkwią w związkach i nie czerpią z tego żadnej radości. Wydaje mi się, że wręcz się w nich męczą. Nawet najmniejszy krok muszą konsultować ze swoją drugą połową, przez co czują się zniewoleni. Będąc w parze nie możesz z dnia na dzień wyjechać, wybrać się na imprezę, zaszyć się w domu lub cokolwiek, na co masz ochotę. Wszystko musisz omówić z tą drugą osobą. A kiedy ta ma inne plany, wtedy pojawia się zgrzyt i wyrzuty sumienia” - pisze Adrianna.

singielka

WIDUJĘ SIĘ, Z KIM CHCĘ

„Rzadko spotykam pary, które dają sobie pełną swobodę działania. Zazwyczaj dostrzegają problemy tam, gdzie ich nie ma. Znam np. dziewczynę, która pod żadnym pozorem nie może widywać się ze swoimi kolegami ze studiów (chociaż studiuje bardzo „męski” kierunek). Raz została na tym przyłapana (oblewali zakończenie sesji) i skończyło się awanturą. Inna dostała zakaz widywania się ze mną. Chłopak pewnie się przestraszył, że namieszam jej w głowie i nie będzie już mógł nią tak sterować. Dla mnie to terror, na który nie mam najmniejszej ochoty” - przekonuje nasza czytelniczka.

singielka

JESTEM WOLNA

„Wolna, w sensie, że singielka, ale także wolna, bo nikt mi niczego nie nakazuje. Podobno związek polega na kompromisach, ale rzadko to widuję. Zazwyczaj jedna ze stron jest bardziej dominująca i druga we wszystkim się jej podporządkowuje. Wolę sama wybierać, na jaki film do kina chciałabym pójść, w jakim lokalu zjeść, gdzie wyjechać na wakacje, w co się ubrać. Znam pary, w których nie jest to możliwe. Jedna osoba wymaga, a druga się dostosowuje. I wcale nie czuje się szczęśliwa, chociaż to podobno wielka miłość. Mnie takie więzienie nie interesuje” - wyznaje Ada.

singielka

NIE JESTEM ZAZDROSNA

„Nie ma miłości bez zazdrości... Skoro tak, to strzeż mnie Boże przed wielkim uczuciem. Ludzie, kiedy się ze sobą wiążą, zazwyczaj tracą resztki zdrowego rozsądku. To ciągła walka i strach o to, czy druga osoba jest wierna. Nie chciałabym być o nic takiego podejrzewana. Widzę to po moich kolegach. Im wystarczy, że ich dziewczyna spojrzy na innego albo uśmiechnie się do kolegi i dramat gotowy. Sama także nie chciałabym tego przeżywać. Życie jest zbyt krótkie, żeby się zastanawiać, czy facet naprawdę miał coś ważnego do załatwienia, czy może uszczęśliwia teraz inną. Nie widzę żadnej zalety takiego stanu rzeczy - obawia się 26-latka.

singielka

NIE ULEGAM PRZYMUSOWI

„Czasami, chociaż jestem wytykana i wszyscy mi współczują, czuję się jak bohaterka. Nie uległam terrorowi życia w parze i na razie całkiem dobrze na tym wychodzę. Gdybym słuchała rad i obaw moich znajomych, to w akcie desperacji powinnam związać się z kimkolwiek. Bo przecież relacja z byle kim jest lepsza od żadnej. Jestem z siebie dumna, że przez tyle lat trzymam się swojego zdania. Nie wykluczam, że kiedyś naprawdę się zakocham, ale nie biorę pod uwagę tego, że MUSZĘ szybko kogoś znaleźć. Niektóre moje znajome uległy presji i jakoś nie widzę, żeby były specjalnie szczęśliwsze ode mnie” - twierdzi Adrianna.

singielka

NIKT MNIE NIE ZRANI

„Mało który związek w dzisiejszych czasach kończy się trwaniem przy sobie na zawsze. Czasami wydaje mi się, że to nie czas na prawdziwą miłość, bo mało kto jest do niej zdolny. Większość relacji damsko-męskich szybko się rozpada i to zazwyczaj w fatalnych okolicznościach. Rozstanie przypomina bardziej krwawą masakrę piłą mechaniczną, niż słynne „zostańmy przyjaciółmi”. Nie mam zamiaru płakać i ciąć sobie żył przez kogoś, kto nie dorósł do związku. I na razie mi to nie grozi, za co jestem losowi bardzo wdzięczna. Mam nadzieję, że nagle mi nie odbije i nie będę musiała tego przeżywać” - pisze nasza czytelniczka.

Nie współczujcie mi. Możecie co najwyżej zazdrościć” - przekonuje. Ma rację?

Polecane wideo

Komentarze (79)
Ocena: 4.62 / 5
Anonim (Ocena: 5) 10.07.2015 14:06
Nie wiem na jakie pary natykała się w życiu autorka ale ja żyje w normalnym, zdrowym związku, w którym moge w 100% decydować o sobie. Szanujemy swoje zdanie i swoją przestrzeń. Są różne pary a wciskanie wszystkich do jednego worka świadczy o małym doświadczeniu życiowym. Bohaterka znajdzie dobrefo faceta to szybko zmieni zdanie. ZWIĄZEK TO NIE WIĘZIENIE
odpowiedz
Yvn (Ocena: 5) 27.06.2015 16:28
Podpisuję się obiema rękami i nogami pod tym co ta dziewczyna napisała. Zakończyłam dwa 3-letnie związki oraz jeden półroczny, które tak na prawdę pojawiały się jeden za drugim. Od 15 roku życia do 22 z krótkimi przerwami ciągle byłam w związku. I kiedy ten ostatni związek półroczny dał mi cholernie popalić (facet był toksyczny, a ja zakochana...) zdecydowałam, że koniec tego. I od tamtej pory jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Żyję cudownym życiem, rozwijam swoje pasje, nie muszę znosić niczyich fochów, troszczyć się i zamartwiać czy czasem facet jest akurat nie fair wobec mnie, chodzić na kompromisy czy dostosowywać się pod czyjeś widzimisię itp itd... Ostatni związek 3-letni oczywiście miał swoje plusy - podobała mi się stabilizacja, jego pomoc w domu, gotowanie mu, ciągłe towarzystwo drugiej osoby, aczkolwiek nadal istniały pewne zobowiązania. A dziś - flirtuję z kim chcę, gdzie chcę, czy nagle pakuję walizki i wyjeżdżam na drugi koniec Polski... :))
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 1) 26.06.2015 13:57
A ja w wieku 20 lat poznałam mojego obecnego męża, teraz mam 26 lat. Jest starszy 7 lat więc w pewnym momencie ( w wieku około 21l.) przestałam chodzić sama na imprezy, tylko zostawałam z nim żebyśmy mogli razem spędzić wieczór, bo rano szedł do pracy. Ale to była moja wola, nigdy mi nie zabronił wyjścia po prostu w pewnym momencie poczułam że wolę spędzić z nim razem pół h niż cały wieczór z koleżankami. Jest nie tylko moim meżem ale też najlepszym przyjacielem. Koleżanki, singielki tak jak autorka tekstu, zarzucają mi że zrobiłam się kurą domową, ma na mnie zły wpływ itd.. (spotykamy się na ploty tak ze 3-4 razy w miesiącu) Ale czemu żadnej nie przyjdzie do głowy, że ja chce czekać z tym obiadem na mojego pacana, uwielbiam jak razem robimy zakupy lub sprzątamy mieszkanie. I wcale nie jestem kurą domową, tylko mam porządek w domu i kiedy mamy gości to mają na czym usiąść!! Wystarcza mi ON bo taka jestem. Jego uśmiech na twarzy jak mnie widzi po powrocie jest lepszy niż największa impreza. A jeżeli już jest fajna impreza to idziemy razem;) Nikt nie ma prawa mówić mi, że jestem terroryzowana przez męża bo nie mam życia towarzyskiego. Nie mam, bo nie chce!!
zobacz odpowiedzi (2)
Anonim (Ocena: 5) 26.06.2015 11:31
Rzadko wypowiadam się na forach internetowych, ale muszę przyznać - ma 100 % racji!!! Mam dokładnie tak samo :)
odpowiedz
anonimowa (Ocena: 5) 25.06.2015 08:38
poniekąd zgadzam się z autorką listu, bo sama mam znajome które nie są szczęśliwe a wyszły za mąż tylko dlatego że inne koleżanki juz miały mężów, teraz jedna z drugą siedzi w domu bez pomocy męża i musi ogarnąć masę spraw. Druga strona jest inna, jestem sama i trochę mi przykro jak na spotkaniach rodzinnych widzę kuzynostwo szczęśliwe ze swoimi rodzinami, wspomniane koleżanki mnie nawet na spacery nie zapraszają bo nie chcą żeby mi było przykro że one mają wspólny temat w postaci mężów czy dzieci i takie wykluczenie boli, ostatnio kwestia wakacji, nikt ze znajomych nawet nie zaproponował wspólnego wyjazdu tylko dlatego że jestem sama
odpowiedz

Polecane dla Ciebie