To, że kobiety ze sobą rywalizują, to nic nowego. Konkurujemy jak samice w puszczy - stroimy się w kolorowe piórka, tańczymy wokół samców, potrząsając kuprami i prezentując swoje walory.
Całymi sobą krzyczymy: „Weź mnie - to ja mam najlepsze geny - dam ci zdrowe potomstwo!”. Różujemy sobie zatem policzki (rumiane świadczą o sile i krzepie), szminkujemy usta (naturalnie czerwone zdradzają podniecenie i zainteresowanie, więc mężczyźni instynktownie reagują na nie bardzo pozytywnie), malujemy paznokcie (lśniące wydają się zdrowsze) i tak dalej… Nie mówiąc już o perfumach, które mają intrygować i wabić. Jesteśmy atrakcyjne i tak być powinno. Wśród tych wszystkich seksownych fatałaszków i pachnących kosmetyków trwa jednak odwieczna walka między kobietami, nieoficjalna, ale jakże jaskrawa.
Obawiam się, że gdyby nie kara grożąca za popełnienie zbrodni, niektóre z nas nie zawahałyby się przed popełnieniem tego czynu wobec ostrej konkurentki w drodze do serca wymarzonego mężczyzny. Takie podejście poniża naszą płeć. Wcale nie jesteśmy takie słabe, jak głosi powszechna opinia. Śmiem twierdzić, że jesteśmy cwańsze i bardziej przebiegłe niż niejeden facet uważany za atrakcyjnego samca. Dobrze to jednak maskujemy, bo jak wiadomo - słabe kobietki, wręcz rusałki, wzbudzają większe pożądanie niż babochłopy.
Pomyślmy chwilę… rywalizując z innymi kobietami, odkrywamy naszą największą słabość - brak pewności siebie. I tym samym, ujawniając swoje osobowościowe niedociągnięcia, poniżamy się. Jeszcze bardziej uwłaczające kobiecej godności są jawne kłótnie o faceta, jakie się zdarzają między dwiema zazdrośnicami. Nie mówiąc już o bójkach z użyciem pazurów i wyrywaniem włosów.
Co taki facet sobie myśli? Obie są żałosne, więc zajmę się tą trzecią, która jest ponad tym, która zna swoją wartość i nie zniża się do ich poziomu.
Dlatego pokażcie mężczyźnie, jakim jesteście skarbem => wasze zniknięcie z jego życia = jego niepowetowana strata.