Oto historia Karoliny (imię zmieniłam). „Mój poprzedni związek rozpadł się prawie po czterech latach, co było dla mnie dużym ciosem, bo byliśmy zaręczeni i planowaliśmy ślub. Ale coś zaczęło się między nami psuć i w końcu się rozstaliśmy. Długo potem cierpiałam, przez kilka miesięcy nie mogłam sobie znaleźć miejsca, unikałam facetów, o randkowaniu w ogóle nie chciałam myśleć. Dopiero po jakichś ośmiu miesiącach poznałam chłopaka, z którym najpierw się zaprzyjaźniłam, a potem, gdy zdobył moje zaufanie, związałam” – opowiada.
Ich związek był udany i harmonijny, jednak po około półtora roku zaczęły się pojawiać trudności. „Oboje pracowaliśmy w korporacji, bardzo długo i ciężko. Mimo że zamieszkaliśmy razem, praktycznie ciągle się mijaliśmy, a gdy wreszcie byliśmy razem, zawsze było tyle rzeczy do zrobienia, że o relaksie we dwoje, wyjściu do kina czy beztroskim leniuchowaniu nie mogło być mowy. Zrozumiałam, że oddalamy się od siebie, że brak czasu zabija naszą miłość” – wspomina Karolina.
Czy udało im się uratować związek? „Tak, ale tylko dlatego, że w porę zareagowaliśmy. Odeszłam z korporacji, zmieniłam pracę na spokojniejszą, zaczęłam oddzielać życie prywatne od zawodowego. Nie pozwalałam, żeby rozmowy o pracy dominowały w naszym domu. Wiele rzeczy, takie jak zakupy, gotowanie, sprzątanie, zaczęliśmy robić razem. Myślę, że gdybyśmy się w porę nie ocknęli, stalibyśmy się sobie zupełnie obcy” – twierdzi Karolina. I dodaje: „Obserwuję wiele znajomych par i widzę, jak są zapracowani, na nic nie mają czasu, a już najmniej dla siebie. Niektórzy nawet na urlop jeżdżą osobno. To bardzo smutne”.
Związek na włosku
Smutne i, niestety, bardzo częste. „My też praktycznie nie mamy dla siebie czasu” – przyznaje Ilona, internautka. „Mój chłopak często pracuje na drugą zmianę, ja studiuję i sobie dorabiam. Nie mieszkamy razem i przez to spotkania są utrudnione. A związek nie może opierać się na rozmowach telefonicznych i SMS-owaniu. Bywają tygodnie, gdy widzimy się góra dwa razy. Kocham go i chciałabym zbudować z nim poważną relację, ale nie wiem, czy to w ogóle możliwe”.
26 minut dla siebie
Najtrudniej mają właśnie młode matki. Obliczono, że statystyczna mama ma dla siebie zaledwie 26 minut dziennie – wynika z badań Social Issues Research. O czasie dla partnera zazwyczaj nie ma mowy. Pamiętajmy jednak, że sama miłość nie wystarczy – gdy nie mamy dla siebie czasu, uczucie zamienia się w przyzwyczajenie, a zbudowanie trwałej relacji okazuje się niemożliwe. Wiele takich związków prędzej czy później się rozpadnie.
Co możecie z tym zrobić?
- Najwyższy czas, byście powiedzieli sobie „dosyć”. Życie w ten sposób nie daje szczęścia i satysfakcji, może natomiast rodzić wiele problemów, od frustracji, przez zniechęcenie partnerem, do utraty bliskości i intymności w związku. Związek niepielęgnowany rozpadnie się, a przecież tego nie chcecie, prawda?
- Przeprowadźcie poważną rozmowę – na temat finansów (podliczcie wpływy i wydatki), pomyślcie, co zabiera wam najwięcej czasu i jak to zmienić. Jeśli musisz dojeżdżać do pracy 100 km, jak jedna z cytowanych przez nas kobiet, może warto rozejrzeć się za innym zajęciem albo przenieść się tam, gdzie pracujesz? Długo tak nie wytrzymasz, a nawet jeśli, to nie wytrzyma tego twój związek.
- Pracuj mądrze. Może wcale nie warto łapać się każdego zlecenia, które spada z nieba? Może czasem lepiej odpuścić sobie 50 zł, by pobyć z partnerem, rodziną – po prostu, by trochę pożyć? Problemem Polaków jest fakt, że pracują długo i ciężko, ale często nieefektywnie. Być może jest szansa, żebyście swoje obowiązki wykonywali szybciej z takim samym rezultatem?
Czasem w życiu potrzebna jest rewolucja. Rzucenie niewłaściwej pracy, przeorganizowanie wszystkiego, co do tej pory robiliście, zmiana priorytetów. Ale jeśli po początkowej niepewności i stresie uświadomicie sobie, że wreszcie jesteście szczęśliwi, będziecie wiedzieć, że było warto.
EPN
Podobny kłopot ma Aneta. „Mój związek wisi na włosku, głównie przeze mnie, bo muszę dojeżdżać do pracy 100 km, więc w zasadzie nie ma mnie w domu całymi dniami. Wychodzę po piątej, wracam późnym wieczorem, chwilę odpocznę, idę spać i tak przez pięć dni w tygodniu. Mimo że mieszkamy razem, więcej łączy mnie z kolegami z pracy. A w weekendy jestem zazwyczaj tak styrana, że na nic nie mam ochoty, więc odsypiam albo siedzę w domu, mimo że mój partner lubi aktywnie spędzać czas i np. wychodzi na rower albo pobiegać. Jesteśmy razem trzy lata, od roku mieszkamy i nie wiem, dokąd to wszystko zmierza. Jestem załamana”.
Błędne koło
Wiele par funkcjonuje w podobny sposób. W dużej mierze odpowiada za to trudna sytuacja na rynku pracy – młodzi Polacy pracują długo i ciężko, co jednak nie zawsze przekłada się na godne zarobki. Skutek taki, że pracować muszą oboje, kosztem życia osobistego. I związku. Więcej czasu poświęcamy na wykonywanie zawodowych obowiązków niż na relację partnerską, o zadbaniu o własne potrzeby nawet nie wspominając. Jeśli do tego dochodzi dziecko, czasu dla siebie praktycznie już nie ma, są za to obowiązki i zarwane noce.
Jedna z internautek pisze: „Zaczęłam się ostatnio zastanawiać, po co to wszystko. Wpadliśmy w błędne koło. Wzięliśmy ślub, chcieliśmy mieć dziecko, wzięliśmy kredyt, żeby kupić dwupokojowe mieszkanie. Chyba nam się wydawało, że stworzymy rodzinę, że będziemy szczęśliwi, ale to się nie sprawdziło. Ja jestem na macierzyńskim i czas mija mi na wychowywaniu dziecka. Mój mąż łapie się wszystkich możliwych zleceń, żeby nas utrzymać, spłacić kredyt, zapewnić wszystko córce, oczywiście w granicach rozsądku. Właśnie sobie uświadomiłam, że to nie ma sensu. Mamy w dom, w którym rzadko kiedy jesteśmy razem. On ma pracę, ja dziecko, a dla siebie nie mamy czasu. Nie jestem szczęśliwa”.