Marlena jeszcze do niedawna wiodła spokojne rodzinne życie. Większą część dnia spędzała w pracy, a resztę poświęcała najbliższym. Uważała się za szczęściarę. Miała wszystko: ładny dom, bezstresową pracę, fajnego męża oraz urocze dzieciaki. Kilka dni temu jej sielanka została zburzona. Mąż oznajmił jej, że od roku ma romans, kocha inną i chce rozwodu. Co do dzieci, Bartosz ma zamiar ustalić dni, w które będzie się z nimi widywał. Marlena jest zrozpaczona i za wszelką cenę chce ratować swój związek. Do głowy przyszedł jej pomysł, ale kobieta nie wie, czy jest dobry.
Myślałam, że mnie to nie dotyczy. Byłam pewna swojego męża, jego miłości do mnie oraz do dzieci. Nic nie zwiastowało takiego nieszczęścia. Co prawda Bartosz często wyjeżdżał służbowo, ale tak było zawsze. Po prostu na tym polega jego praca. Dochowaliśmy się dwojga dzieci. Starsze ma 10 lat, a młodsze 7. Nie sądziłam, że ja i one tak mało dla niego znaczymy. Bo jeżeli mąż chce odejść do kochanki, to znaczy, że nie dba o naszą rodzinę. Najbardziej nie mogę zrozumieć tego, że tak łatwo opuszcza dzieci. Czyżbym nie znała człowieka, którego poślubiłam? A może wina leży po stronie tej kobiety? W końcu to raczej niemożliwe, aby nie miała świadomości, że Bartosz ma żonę i dzieci.
Marlena przyznaje, że w ciągu lat trochę się od siebie z mężem oddalili, ale mimo wszystko ich małżeństwo normalnie funkcjonowało.
Zobacz także: Historia Szymona: „Kochanka działa mi na nerwy. Chce normalnego związku albo o wszystkim powie mojej żonie!”
Fot. unsplash.com
Jesteśmy małżeństwem od 11 lat. Nigdy nie przeżyliśmy większego kryzysu. Były rodzinne obiady, wspólne wizyty u naszych rodziców i seks. Nigdy nie czułam się w tym związku odrzucona czy nieatrakycjna. Uważałam, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Oczywiście zdarzały się też gorsze chwile, ale przecież to normalne.
Bartosz w ciągu minionego roku nie wyjeżdżał częściej niż kiedyś. Jedyne, co się zmieniło, to jego czas pobytu poza domem. Dawniej nie było go maksymalnie przez kilka dni. Dopiero w ciągu tego roku wyjazdy wydłużyły się do tygodnia. Niczego nie podejrzewałam. Uznałam, że najwyraźniej ma więcej spraw do załatwienia. Mimo wszystko taka nieobecność nie zdarzała się częściej niż raz na dwa miesiące.
Mąż mnie nie zaniedbywał. Nie stał się w stosunku do mnie szorstki czy lekceważący. Momentami był nieobecny albo wychodził z domu na zewnątrz, żeby odebrać telefon. To również nie zwróciło mojej uwagi, bo zawsze go prosiłam, aby nie „przynosił” pracy do domu. Chciałam, żeby dzieci dorastały w spokojnej atmosferze.
Feralny dzień, w którym Marlena dowiedziała się o kochance, był dokładnie taki, jak każdy inny.
Zjedliśmy razem śniadanie, a potem każdy udał się w swoją stronę. Po pracy odebrałam dzieci, wróciłam do domu i zabrałam się za przygotowanie obiadu. Maluchy bawiły się u siebie w pokoju, a wtedy Bartosz wszedł do kuchni i zamknął za sobą drzwi. Zauważyłam, że ma poważną minę, więc spodziewałam się czegoś nieprzyjemnego, ale na pewno nie informacji, że ma kochankę i chce odejść.
Fot. unsplash.com
Ona ma na imię Sylwia. Ma 24 lata i jest stażystką w firmie. Jak banalnie, prawda? Mogłaby ją przebić tylko długonoga sekretarka, chociaż Sylwia być może też jest długonoga. Mój mąż zwariował na jej punkcie. Ich romans trwa od roku. Oboje nie mogą bez siebie żyć.
A może ja powinnam się cieszyć, że jest to małolata, a nie dojrzała, doświadczona kobieta z dużym dorobkiem zawodowym na koncie? Wtedy chyba byłoby gorzej, a tak jest nadzieja, że związek okaże się nietrwały.
Marlena nie odpuściła Bartoszowi i wypytała go, jak to sobie wyobraża. W trakcie rozmowy płakała, ale jego to nie wzruszyło.
Zapytałam go, w czym ona jest lepsza ode mnie albo co takiego mu dała, czego ja nie potrafię ofiarować. Odpowiedział mi, że po prostu jest sobą. Podobno zawsze szukał takiej kobiety i sama mu wpadła w ręce. Jak to usłyszałam, cała się rozkleiłam. Przez głowę przeleciały mi wszystkie spędzone wspólnie lata. To dla Bartosza zrezygnowałam z pracy za granicą. Zadowoliłam się czymś gorszym, aby stworzyć z nim rodzinę. Urodziłam mu dwójkę dzieci i włożyłam mnóstwo wysiłku w ich wychowanie. Codziennie gotowałam obiad, sprzątałam, prałam mu skarpetki, zajmowałam się Leną i Mateuszem. Nigdy nie czułam takiej goryczy jak wtedy. Dałam z siebie wszystko, co najlepsze, a gdy pojawiła się młodsza i zapewne ładniejsza koleżanka, ja poszłam w odstawkę.
Bartosz ciągle mówił, że to nie tak. Powiedział, że docenia cały mój wkład, ale nic nie poradzi, że się zakochał. Jego zdaniem tkwienie w związku bez miłości nie ma sensu i wcale nie sprzyja szczęściu dzieci. Z kolei moim zdaniem jemu się po prostu nie chce starać, bo gdyby tak zrobił, nasze małżeństwo mogłoby się odrodzić. Zamiast tego znalazł rozwiązanie na boku.
Fot. unsplash.com
Marlena prosiła, błagała, tłumaczyła, ale Bartosz był nieugięty. Zaraz po rozmowie wyszedł z domu, zostawiając kobietę samą z dziećmi.
Jak tylko wyszedł, popłakałam się jeszcze bardziej. Przybiegły dzieciaki i pytały, co się stało. Były ciekawe, czy pokłóciłam się z Bartoszem. Co miałam im powiedzieć? Uspokoiłam je i dałam do zrozumienia, że wszystko w porządku. Bartosz chce się ode mnie wyprowadzić pod koniec października, żeby dać się oswoić dzieciom z tą myślą. Nie poruszyliśmy jeszcze tematu, jak powiemy o tym malcom. Ja łudzę się, że jeszcze coś da się zrobić. Mam prawie miesiąc czasu.
Marlena wpadła na pomysł.
Mam zamiar walczyć o swoją rodzinę jak lwica. Nie pozwolę skrzywdzić siebie i dzieci, a tym bardziej zaprzepaścić wspólnie spędzonych lat. Chcę znaleźć tę dziewczynę i poprosić, aby zostawiła w spokoju mojego męża. To ja jestem żoną. W razie czego zagrożę skandalem w pracy. Znam dwie koleżanki Bartosza z pracy. Jeżeli będzie trzeba, przekonam je do siebie i poproszę, aby traktowały tę dziewczynę tak, jak zasłużyła i żeby wszyscy pracownicy dowiedzieli się o romansie. Kobiety nie lubią złodziejek cudzych mężów, więc niczym nie ryzykuję. Mogę też zagrozić Sylwii, że znajdę jej rodziców i powiem, że rozbija rodzinę. Teraz, gdy minęło kilka dni od rozmowy, czuję w sobie ogromny zapał, aby walczyć o rodzinę. Nie interesuje mnie, czy Bartosz mnie kocha czy nie. Było nam razem dobrze i pragnę, aby tak zostało.
Kobieta nie widzi swojej winy w tym, co zaszło. Pracowała zawodowo, zajmowała się domem, a przy tym dbała o siebie.
Jestem atrakcyjną, zadbaną kobietą. Moja waga odpowiada normie. Regularnie odwiedzam fryzjera. Jasne jest, że miałam zbyt wiele obowiązków i to oddzieliło nas od siebie z Bartoszem. Ale jaka w tym moja wina? Współczesna kobieta jest uciemiężona przez obowiązki.
Myślicie, że pomysł Marleny jest dobry?
Zobacz także: Zemsta na byłym: Potworne rzeczy, jakie kobiety robią po rozstaniu