Marzenie o prawdziwej, szczęśliwej miłości – w której obie strony darzą się równie głębokim uczuciem – jest dla kobiety naturalne. Mogliby zresztą podpisać się pod tym również mężczyźni. Tyle że życie pisze swoje scenariusze. Różne osoby pojawiają się w naszym otoczeniu. Czasem tworzymy z nimi związki, które jednak nie zawsze oparte są na wielkiej miłości.
Swoją historię opowiedziała mi Ada (imię zmieniłam). Nigdy nie była pewna siebie. Zjadały ją kompleksy. Miała więc duży problem z zawieraniem nowych znajomości – zwłaszcza gdy w grę wchodziło zbliżenie się do mężczyzny. „Pierwszego chłopaka miałam dopiero w wieku 20 lat” – mówi Ada. Związała się z chłopakiem poznanym w sieci. „Myślę, że popełniłam błąd, bo zanim spotkaliśmy się na żywo, bardzo się do siebie zbliżyliśmy przez internet. Codzienne rozmowy, maile, potem SMS-y i telefony. Wysłaliśmy sobie tylko po jednym zdjęciu. Zaangażowałam się w tę relację, nikt mnie nigdy tak nie traktował” – przyznaje moja rozmówczyni.
W końcu postanowili się spotkać. Szybko się jednak okazało, że internetowa znajomość nie musi mieć przełożenia na relacje w rzeczywistości. „On był zupełnie inny niż na zdjęciu, nie bardzo mi się podobał, dziwnie nam się też rozmawiało, nie było tak swobodnie jak w naszych wiadomościach, ale nie umiałam go przekreślić, zwłaszcza że czułam z jego strony zaangażowanie” – przyznaje Ada. Zostali więc parą. Byli razem przez ponad rok. „W pewnym momencie on nawet zaczął mówić o zaręczynach. A ja miałam masę wątpliwości. W zasadzie nie byłam pewna, co do niego czuję. Przywiązanie, przyjaźń na pewno, ale chyba nie miłość. Myślałam jednak, że nie mogę go zostawić, bo on mnie tak bardzo kocha, nie chciałam złamać mu serca, a poza tym chyba nie wierzyłam, że mogę poznać kogoś innego”.
Ada żyła więc w klasycznym związku z rozsądku, który mógł stać się małżeństwem z rozsądku. Nie doszło jednak do tego, bo postanowili się rozstać. To ona zdecydowała o zakończeniu znajomości. „Uznałam, że muszę być uczciwa wobec siebie i wobec niego”.
W oczekiwaniu na poryw serca
Wiele jest kobiet, które znalazły się w podobnej sytuacji. Jedna z internautek pisze tak: „Czy warto czekać na tę wielką miłość, na księcia z bajki, którego się pokocha, on ciebie też i z nim stworzyć związek; czy może pozbyć się złudzeń i związać się z kimś, kogo się nie kocha, nie czuje się tych motyli w brzuchu na jego widok, no ale jest to człowiek dobry, porządny, zapewni byt materialny, ożeni się. Bo jak to jest, że co się w kimś zakocham, to zawsze coś nie tak, zawsze coś stoi na przeszkodzie i ta osoba mnie oleje, znudzi się mną, mimo że podobno mnie kochała, ale jednak zawsze jest coś ważniejszego ode mnie, np. mamusia. I nieważne, że ja go kocham całym sercem i czuję, że to ten, z którym bym chciała już zawsze być, bo to się czuje po prostu, no ale ta osoba zaczyna mnie olewać, więc chyba nie ma sensu taki związek. A z kolei jak ja się komuś podobam, to ta osoba mi się nie widzi, nic do niej nie czuję, choćby nie wiem, co robiła”.
Posypały się odpowiedzi: „Wzięłam ślub z rozsądku, teraz jestem w trakcie rozwodu”; „Nie warto się oszukiwać”; „Z rozsądku to koszmar. Stracone lata. W tym czasie trzeba szukać miłości. A nie tkwić w czymś, co nas doprowadzi do frustracji”; „Moim zdaniem lepiej żyć w pojedynkę niż z kimś, kogo się nie kocha i do kogo absolutnie nic się nie czuje”. Tego zdania jest wiele kobiet, które uważają, że związek z rozsądku jest oszustwem. A oszukujemy i siebie, i partnera. Nie daje poza tym szczęścia, a w dłuższej perspektywie może nie przetrwać próby czasu.
Lepszy wróbel w garści?
Na drugim biegunie znalazły się jednak wypowiedzi osób, które nie odrzucają tworzenia związków z rozsądku. Są kobiety, które myślą pragmatycznie. Gdy wymarzony książę się nie pojawia, uznają, że lepszy wróbel w garści. „Nie czekać na miłość . Moja koleżanka ma już 37 lat i czeka nadal na miłość. Wielokrotnie jej mówiłam, żeby zaczęła myśleć rozsądkiem, bo zostanie sama, a przecież nikt tego nie chce” – uważa jedna z internautek.
Niektóre Polki zwracają uwagę, że uczucie po latach się zmienia, a pożądanie mija, dlatego związek z rozsądku może mieć sens. „Lepiej z rozsądku niż być samą. Miłość po latach i tak się ulatnia, a czasem z miłości wiążemy się z niewłaściwą osobą i później rozwód. Jeżeli jesteś samotniczką, to tym bardziej, bo trudno z takim usposobieniem być stale wśród ludzi”.
Kobiety częściej wiążą się z rozsądku
O sens związków z rozsądku zapytała Barbara Kasprzycka znanego polskiego seksuologa prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza („Lew-Starowicz o kobiecie”, wyd. Czerwone i Czarne 2011). Kasprzycka zauważyła, że niegdyś panowało przekonanie, że miłość może narodzić się z czasem. „Może, ale prędzej w harlekinach niż w prawdziwym życiu. Co nie znaczy, że małżeństwa z rozsądku już nie istnieją. Istnieją i faktycznie spotkałem kobiety, które zapytane, czy mąż od początku się jej podobał, odpowiadają: „A skąd, nawet nie był w moim typie!”. Ale przy bliższym poznaniu zyskał i rozbudził miłość. Jeżeli jednak zdarza się taka miłość, która pojawiła się dopiero z czasem, wyrosła na gruncie przyjaźni, to częściej u kobiet niż u mężczyzn” – przyznaje seksuolog.
Dlaczego? Zbigniew Lew-Starowicz wyjaśnia, że kobiety w znacznie większym stopniu są w stanie wypracować miłość, wydestylować ją np. z przyjaźni. „A mężczyzna generalnie nie wchodzi w związek z rozsądku czy z przyjaźni, żeby poczekać, czy coś więcej z tego będzie. On mógłby mieć w takich relacjach problem z funkcjonowaniem seksualnym, bo bez fascynacji nie byłoby też pożądania. Nie wyobrażam sobie, żeby mężczyzna miał słaby związek z kobietą, której jedynie pożąda, ale nawet nie lubi – no, chyba że jest masochistą”.
Barbara Kasprzycka zapytała, czy profesor spotkał parę, która związała się z rozsądku, a z czasem się pokochali i stanowią dobry związek. „Znam takie pary, ale jest ich niewiele. Zdarza się jednak, że właśnie dopiero wspólne zamieszkanie pokazuje cechy partnera, które stają się jego atutem w naszych oczach. U kobiet często ta miłość pojawia się po urodzeniu dziecka – partner awansuje do statusu ojca mojego dziecka, a to mu przydaje niezwykłych walorów. Niektóre panie dopiero w tym momencie się w nich zakochują, dopiero odkrywają z nimi bliskość”.
Prof. Zbigniew Lew-Starowicz opowiada, że znał kobietę, która przypadkiem w szufladzie odkryła wiersze swojego męża – bankowca. Ujrzała w nim zupełnie inną, liryczną naturę, i dopiero wówczas, już po kilku latach małżeństwa, zakochała się w nim. „Typowym schematem jest jednak namiętność, zakochanie, budowa związku i… rozczarowanie po paru latach” – sumuje profesor.
Ewa Podsiadły-Natorska