Takie historie znamy z kina - zakochana para, miłość od pierwszego wejrzenia, ślub. Ale w dniu tej najważniejszej uroczystości, w pannie młodej coś pęka. Zaczyna mieć wątpliwości. W efekcie, ucieka sprzed ołtarza.
Oczywiście, wszystko kończy się dobrze i na koniec owa para się schodzi. Ale to nie życie, to scenariusz romantycznej komedii.
W życiu bywa znacznie gorzej. Wszystko zaczyna się w fazie naszej emocjonalnej dorosłości. Życie dorosłe to duże wyzwanie dla młodych kobiet. Nie jest to łatwy proces. Nie każda z nas ma w tym czasie ukształtowane priorytety. Życie na własny rachunek powinno oznaczać przygotowanie do zawodu, a także otwarcia na kontakty z płcią przeciwną. I już nie na zasadzie pierwszych pocałunków, jak w okresie szkolnym. Te kontakty po dwudziestym roku życia wkraczają w nieco bardziej zaawansowaną fazę. A dojrzała bliskość z osobą innej płci jest możliwa wtedy, gdy partnerzy mają w miarę rozwinięte poczucie tożsamości. To, co wiąże się z dorosłym, samodzielnym i rozważnym życiem, to odpowiedź na pytanie: „Kim jestem?”. To punkt wyjścia do odnalezienia własnych potrzeb, w następstwie do związania się z mężczyzną. Bo jakże można otworzyć się na miłość, jeśli nie zna się samej siebie?
W okresie zapoznania, później bycia w związku, pojawia się wiele wątpliwości i lęków. To normalne i całkowicie zrozumiałe. W momencie wejścia w związek nie można już o sobie myśleć „JA”, tylko „My” - to zobowiązuje. I właśnie tego zobowiązania najbardziej się boimy. Później pojawia się także obawa przed skrzywdzeniem partnera. Dlaczego tak się dzieje? Przed każdym związkiem mamy problem z przewartościowaniem "swoich" potrzeb na „nasze” potrzeby.
Budując związek, mamy do czynienia ze starciem się dwóch osobowości. Czasami są one podobne, czasami różne. Wszelkie wspólne cechy partnerów są budulcem, fundamentem szczęścia i miłości. To, co was różni, to wasze osobne światy, w których zmian nie potrzebujecie, a jeszcze bardziej nie chcecie ich stracić. I to prawidłowe myślenie. Ważne, aby w związkach nie zatracać swojej przestrzeni na rzecz drugiej osoby. Należy też dbać, aby twój „świat” nie przyćmił potrzeb partnera. Najważniejsza, ale i najtrudniejsza jest równowaga.
Nie można się zatracić w związku. To najgorsze, co robią zakochane kobiety. Rezygnują ze świata, który je otacza, z ludzi, którzy byli przy nich do tej pory. Nigdy nie wiadomo, jak długo przetrwa związek, a przyjaciel jest na całe życie. Nie wolno o tym zapomnieć. Ważna jest nieustanna wymiana społeczna.
W budowaniu wspólnej przyszłości ważne są wzorce i to te z najbliższego otoczenia. Fajnie, jeśli możecie się poprzyglądać małżeństwom czy parom, których związki oparte są na wspólnym szacunku, bez wyrzekania się własnych potrzeb. Obserwacja emocji u innych to niezwykle przydatna lekcja. Można wyciągnąć naprawdę konstruktywne wnioski.
Z lęku przed odpowiedzialnością, kobiety, które nie miały pozytywnych wzorców pod postacią takich „dobrych” związków, często mają obawy przed wejściem w bliskie relacje z mężczyzną. Dobrze, jeśli kobieta rozumie związek jako wspólnotę, nie postrzega każdego z partnerów jako indywiduum. Bardzo przydatne jest to w kwestii podejmowania decyzji. Należy sobie zdawać sprawę z ich konsekwencji, bo poniosą je dwie osoby, a nie, jak do tej pory, jedna.
Podobnie jest z opiekuńczością i nadopiekuńczością. Dla kobiet, zachowanie równowagi w tych kwestiach jest nie lada wyzwaniem. Te, które widziały pozytywne wzorce w domu, mają ułatwione zadanie. Wiedzą, jak uporać się z gniewem na rzecz szacunku i miłości. Lęki przed bliskością w związkach przeżywają częściej ci, którzy wchodzą w dorosłość bez doświadczenia miłości w rodzinie czy w najbliższym otoczeniu.