Depresja występuje u około 10 procent ludzi na świecie. W większości przypadków ustępuje po 3 miesiącach, jednak u części to stan długofalowy, często nawracający. Leczenie powinno się odbywać pod okiem terapeuty, który będzie kontrolował pacjenta, aby nie dopuścić do samobójstwa. W niektórych przypadkach pacjenci wymagają leczenia farmakologicznego, a czasem potrzebna jest hospitalizacja.
Okazuje się, że leki na tę przypadłość mają wiele skutków ubocznych, które mogą powodować kolejne depresje i potęgować stres. Antydepresanty z grupy SSRI zwiększają poziom serotoniny w organizmie, a przy okazji wpływają na jakość stosunków seksualnych i zaburzają zdolność do nawiązywania zdrowych kontaktów międzyludzkich. Jak powiedziała doktor Helen Fisher z Rutgers University, dzieje się tak ponieważ wyższy poziom serotoniny obniża jednocześnie poziom dopaminy, która odpowiada za pobudzenie seksualne i stan zakochania.
Działanie leków SSRI powoduje spiralę zachowań - pacjenci nie potrafią pogodzić się z obniżeniem zdolności seksualnych, w trakcie leczenia boją się zawierać znajomości i angażować w nie.
Producenci antydepresantów chcą wprowadzić na rynek preparaty, które, przy jednoczesnym zwiększeniu serotoniny, nie będą obniżały poziomu dopaminy, a nawet powodowały jej wzrost (czyli będą miały miłosne skutki uboczne). Specyfiki są jednak dopiero w fazie testów.
W samych Stanach Zjednoczonych, 31 milionów ludzi przyjmuje leki SSRI. Na skalę światową problem może dotyczyć bardzo dużej grupy chorych na depresję.
Zobacz także:
Lekomanki - narkomanki XXI wieku
Uważajcie na leki z Internetu!
Joanna Martel