Tego obawia się wiele z was. Zapisujecie się na siłownię i przechodzicie na dietę nie dlatego, że nie lubicie swojego odbicia w lustrze. Znacznie częściej robicie to dla swoich wybranków. Zawsze istnieje bowiem ryzyko, że partner podziękuje ci za znajomość, bo nie spełniasz już jego wymagań natury estetycznej. Przekonało się o tym wiele pań, które przestały o siebie dbać i zostały odprawione z kwitkiem przez miłość swojego życia.
Dziś przyznaję się oficjalnie, że zrobiłem to samo. Kilka lat temu zakończyłem dobrze rokujący związek z powodu zbędnych kilogramów. Zanim jednak posądzisz mnie o brak serca i kierowanie się jedynie wzrokiem - powinnaś dowiedzieć się na ten temat nieco więcej. Być może dzięki temu sama unikniesz podobnego rozczarowania. To chyba najlepszy moment, żeby wziąć się za siebie i zredukować nadprogramową masę, by nie obudzić się z ręką w nocniku.
To znaczy - nie obudzić się w pustym łóżku, bo ukochany stwierdził, że nie akceptuje nowej, większej ciebie. Dlaczego sam zdecydowałem się na ten krok?
Zobacz również: LIST: „Przez 2 lata związku przytyłam 20 kg, a chłopak jest zachwycony! Czy to normalne?”
Zanim podniosę ci ciśnienie i stwierdzisz, że nie ma sensu czytać wypocin takiego nieczułego drania - kilka słów wprowadzenia. Oczywiście nie chodzi o to, że kontrolowałem wagę swojej dziewczyny i karałem ją za tycie, a nagradzałem za postępy w procesie odchudzania. Do głowy by mi to nie przyszło. Problemem okazała się bowiem nie jej nieco większa figura, ale nastawienie. Ona ciągle o tym mówiła. Nie miałem dosyć „grubaski”, ale zakompleksionej histeryczki.
Do dziś nie wiem, ile tak naprawdę przytyła. Równie dobrze mogło to być pół kilograma albo 10. To nie miało znaczenia. Przez jej gadania zacząłem ją postrzegać jako rozchwianego emocjonalnie potwora. Ona sama wmówiła mi swój problem, którego pewnie nawet bym nie zauważył. Nigdy nie byłem fanem wystających żeber, a apetyczne krągłości wymagają wypełnienia.
To od niej usłyszałem, że jest beznadziejna i nie powinienem jej już kochać. Tak długo mnie do tego przekonywała, że wreszcie uwierzyłem.
Zobacz również: Przytyłam, a mój facet…
Początek naszej znajomości przypominał sielankę. Głównie dlatego, że nie była taka, jak wszystkie. Z jej ust nigdy nie słyszałem narzekania na siebie. Zdawała sobie sprawę ze swoich atutów i nie wyciągała na światło dzienne ewentualnych wad. W efekcie ja też ich nie dostrzegałem. Dla mnie była idealna. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy z uporem maniaka zaczęła mi wmawiać, że dramatycznie przytyła i musi się zmienić, bo „na pewno znajdę sobie lepszą”. Myślałem, że to tylko kokieteria.
Błąd. Ona naprawdę w to uwierzyła. Ważyła się chyba codziennie i każdy pomiar doprowadzał ją do łez. Pół kilograma na plusie w tydzień! Tylko -100 g po tygodniowej diecie! Faktem jest, że od momentu poznania na pewno przybrała nieco na wadze. Nigdy tego nie skomentowałem, bo zwyczajnie mi to nie przeszkadzało. Sam też nie byłem bez winy. Lubiliśmy sobie dogadzać. Ale to by było na tyle, jeśli chodzi o racjonalizm.
Kiedy każdego kolejnego dnia słyszysz, że ona do niczego się nie nadaje i powinieneś ją zostawić, bo jest „tłustą świnią bez perspektyw” - te bzdury wreszcie trafiają na podatny grunt. Nawet jeśli przeczą twojemu światopoglądowi.
Zobacz również: Ile możesz przytyć w tydzień?
fot. iStock
W pewnym momencie zasugerowałem jej, żeby przestała odwiedzać dietetyków, a powinna zajrzeć do lekarza od głowy. Oczywiście w delikatniejszy sposób. Wtedy stwierdziła, że jest nie tylko gruba i nieatrakcyjna, ale moim zdaniem także nienormalna. Przeprosiłem i chciałem walczyć o powrót do normalności w inny sposób. Już nie „daj spokój, wszystko jest super”, bo to zupełnie na nią nie działało. Postanowiłem być wsparciem w procesie przemiany. Byłem gotów ćwiczyć z nią i objadać się zieleniną, której nienawidzę. To też na nic.
I wtedy pojawiła się chwila zwątpienia. A może ona naprawdę nie jest już taka atrakcyjna? Przeanalizowałem wszystkie za i przeciw, dochodząc do wniosku, że tak to widzę. Ona przestała mnie kręcić. Ze spontanicznej i pewnej siebie dziewczyny stała się przewrażliwionym na swoim punkcie strzępkiem nerwów. Waga nie miała tu nic do rzeczy. Nasz związek zrujnowały jedynie jej wyobrażenia i lęki.
Sama zmusiła mnie do rozstania i utwierdziła się w przekonaniu, że przestałem ją kochać z powodu wyimaginowanej tuszy. I pewnie nie jest jedyna…
Grzegorz Lawendowski