Niektórzy twierdzą, że udany związek to połączenie miłości i pożądania. Jeśli zależy nam na sobie, a przy okazji jest nam przyjemnie - taka relacja ma prawo przetrwać. I przerodzić się w coś więcej. Zapominamy jednak o jeszcze jednej istotnej kwestii: wspólnych celach. Życie razem to nie tylko przywiązanie i udany seks, ale także plany na przyszłość. Jeśli te dramatycznie się różnią, to prędzej czy później da o sobie znać. Michał coś o tym wie.
W przesłanej do nas dramatycznej wiadomości młody mężczyzna nie tylko się żali, ale przede wszystkim prosi o radę. Niedawno usłyszał od swojej narzeczonej coś, co stawia pod znakiem zapytania całą ich wspólną przyszłość. Wcześniej nic na to nie wskazywało. Oświadczyny miały być zapowiedzią szybkiego ślubu, o którym oboje bardzo marzyli. Teraz nie wiadomo, czy w ogóle do niego dojdzie. Autor tego wyznania twierdzi, że ich ewentualne małżeństwo nie ma szans przetrwać.
Bo jak poradzić sobie w sytuacji, kiedy jedna ze stron bardzo chce powiększyć rodzinę, a druga nagle deklaruje, że zupełnie jej to nie interesuje? On czuje się zrozpaczony i oszukany. I naprawdę bierze pod uwagę, żeby zerwać zaręczyny.
Zobacz również: 12-LETNIA MATKA ujawniła, kto jest ojcem dziecka. Jego nikt nie podejrzewał
fot. Unsplash
Oboje jesteśmy jeszcze młodzi, ale myśleliśmy (a przynajmniej ja), że udało nam się ułożyć sobie życie. Kiedy dwie osoby naprawdę się kochają i szanują, to cała reszta jakoś się ułoży. Z tą myślą padłem przed nią na kolana po ponad 2 latach związku. Ona nie dała mi nawet dokończyć pytania, od razu krzycząc „tak, tak, tak!”. Przez chwilę byłem najszczęśliwszym facetem na świecie. Kochającym i kochanym. Z obiecującymi perspektywami na przyszłość.
Wyobrażałam to sobie tak: ona przyjmie pierścionek, poinformujemy rodzinę o naszym szczęściu, zarezerwujemy pierwszy możliwy termin na ślub i wesele, zostaniemy małżeństwem, ona urodzi przynajmniej dwójkę dzieci i będzie nam dobrze. Myślałem, że ona chce dokładnie tego samego, bo wielokrotnie dawała mi to do zrozumienia. Może nie wprost, ale żadnych radykalnych poglądów w tym temacie nie przejawiała.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy stwierdziła, że ślub tak, ale cała reszta to kwestia do dyskusji. Usłyszałem, że „wciskam jej w brzuch dziecko, którego ona wcale nie chce”. Dobrze wiedzieć.
Zobacz również: Bulwersujące wyznania facetów, którzy nie chcą mieć dzieci. „Są niegrzeczne, przejadają wypłatę, sprawiają, że życie staje się gorsze!”
fot. Unsplash
Nie twierdzę, że często rozmawialiśmy o potomstwie i ona skakała z radości, wybierając ubranka i imiona dla naszych dzieci. Ale też nie była tak negatywnie nastawiona, jak chwilę po zaręczynach. Śmiem twierdzić, że wcześniej bała się to ujawnić. Czekała, aż wreszcie mnie usidli i dopiero wtedy pokazała swoją prawdziwą twarz. Całe szczęście, że nie zwlekała z tym do ślubu, bo już zupełnie nie miałbym pola manewru. Chyba, że rozwód tydzień po ceremonii. Według mnie tak mogłoby się to skończyć.
I tak oto dowiedziałem się, że chociaż bardzo chcę mieć dużą rodzinę i zostać ojcem, to najprawdopodobniej nie będzie mi to dane. Przynajmniej do momentu, kiedy ona będzie moją żoną. Moja narzeczona ma ambitniejsze cele, niż „chodzenie z brzuchem, rozrywanie krocza i wąchanie cuchnących pieluch”. To jej słowa. Właśnie z tym mojej ukochanej kobiecie kojarzy się macierzyństwo. I naprawdę wcześniej nic na to nie wskazywało.
No i co mam zrobić? Z jednej strony nadal ją kocham. Spędziliśmy razem sporo czasu, wielokrotnie udowadniała swoje oddanie i na nikim tak mi nie zależy. Z drugiej - przecież ja jej wcale tak dobrze nie znałem. Najważniejsze ukrywała.
Zobacz również: Gdy nie chcesz mieć dziecka, a on chce...
fot. Unsplash
Czy wyobrażam sobie życie bez niej? Na ten moment nie. A czy wyobrażam sobie życie w układzie bezdzietne małżeństwo + ewentualnie jakiś piesek do towarzystwa? Też nie. Jej deklaracja wszystko skomplikowała. Z jednej strony słyszę, że jej przejdzie i wreszcie poczuje instynkt. O wiele szybciej, niż podejrzewam. Z drugiej - takie kobiety nigdy się nie zmieniają. To karierowiczka nastawiona na wygodę, a nie Matka Polka.
Jest jeszcze trzeci głos - skoro twierdzisz, że tak bardzo ją kochasz, to musisz zaakceptować wszystko, co robi i mówi. Może się ułoży, a może nie, ale związek nigdy nie jest do końca przewidywalny. Podobno nie mogę się poddać przy pierwszym lepszym kryzysie, bo w małżeństwie będzie ich zdecydowanie więcej. Jak to przetrwam, to będzie już tylko lepiej. Brzmi sensownie, ale równie dobrze mogę wpakować się w relację, która jednak nie da mi szczęścia. Potomstwo jest jego nieodłącznym elementem. Chcę być nie tylko mężem, ale i ojcem.
Biję się z myślami, co teraz. Jestem rozdarty i nie potrafię podjąć racjonalnej decyzji. Każda kolejna rozmowa na ten temat tylko zaognia sytuację. Powiedzieć B, skoro wcześniej powiedziałem A i poślubić ją? A może dać sobie spokój już teraz?
Michał