Do tego musiało wreszcie dojść. Kiedy robi się poważnie, czułości we dwoje już nie wystarczają. Do akcji wkraczają rodzice, którzy teoretycznie nie mają nic do gadania, ale w praktyce są w stanie rozdzielić nawet najlepiej zapowiadający się związek. Ta jedna niepozorna wizyta może zmienić wszystko w relacjach ja i dziewczyna, dziewczyna i rodzice, a także na długie lata określić stosunki na linii ja i jej rodzice. Wymięknie nawet największy twardziel.
Powiedzmy sobie szczerze – jeśli zaciągasz mnie do rodzinnego domu na proszoną wizytę, nigdy nie mogę być pewny kto jest rzeczywistym inicjatorem tego spotkania. Być może to Ty chcesz podzielić się swoim szczęściem, ale równie dobrze to mama i tata postanowili mnie sprawdzić i zrecenzować. Niezależnie od intencji, możesz być pewna, że moje ciśnienie osiąga rekordowe wartości, a serce powoli przestaje bić, bo zdążyło podejść do gardła.
Skąd tyle emocji? Spotkanie spotkaniem, ale liczą się przede wszystkim Twoje intencje. Obawiam się, że im nie sprostam.
ZROBIŁO SIĘ POWAŻNIE
Jeśli przez miesiące, a nawet lata uniknąłem tego niewątpliwego zaszczytu, jakim jest poznanie jej rodziców, nagła zmiana w tej kwestii musi zwiastować przełom. Najprawdopodobniej doszła do wniosku, że na tym etapie to dziwne, a wręcz nienormalne. Skoro jestem facetem, za którego chce wyjść, a nawet planuje z nim wspólne potomstwo, to wypadałoby wreszcie poznać przyszłych teściów i dziadków naszych wspólnych dzieci. Zgoda, ale jeśli nigdy wcześniej nie wyartykułowała swoich pragnień, zaczynam czuć się jak ofiara zapędzana w kozi róg. Wolałbym o tym wiedzieć, niż się domyślać.
CHCE MNIE USIDLIĆ
Może się zdarzyć i tak, że chociaż nasza relacja dopiero raczkuje i za wcześnie jest na poważne deklaracje, ona postanowi przyspieszyć sprawę. Nie ma ku temu lepszego sposobu, niż posadzenie mnie naprzeciwko jej rodziców. Zapewne padną jakieś pytania i wypadałoby coś odpowiedzieć. Całkiem możliwe, że autorką scenariusza tej rozmowy jest ona sama. „Zapytajcie go, czy mnie kocha”, „niech powie, jakie ma plany”, „sprawdźcie, czy nadaje się na męża” - być może to efekt mojej wybujałej wyobraźni, ale równie dobrze może to być najprawdziwsza prawda. W tym układzie to na pewno nie ja jestem napastnikiem.
JEST ZUPEŁNIE NIESAMODZIELNA
Na razie wszystko wskazuje na to, że dziewczyna chce dobrze (przynajmniej dla siebie). Zakochała się, oczekuje czegoś więcej, potrzebuje błogosławieństwa rodziców. Ale może być i tak, że wcale nie jest co do tego przekonana. Niby jej się podobam, może nawet dobrze rokuję, ale to przecież zbyt poważna decyzja, by podejmować ją w pojedynkę. Na pomoc wyruszają połączone siły mamy i taty, do których należy ostatnie słowo. To oni wybrali jej hobby, wskazali szkoły, nawet kierunek studiów, pomagali budować grono przyjaciół, więc faceta też sobie wybiorą. Najwyraźniej córeczka sama nie wie czego chce.
JEJ RODZICE TO TYRANI
A może nawet i wie, ale nie za bardzo ma odwagę się do tego przyznać. Od lat żyje w poczuciu winy, że nie jest w stanie sprostać wygórowanym wymaganiom rodziców. W ułożonym przez nich scenariuszu wszystko miało wyglądać inaczej – najpierw wygrana w wyborach miss, a później skończenie studiów prawniczych lub medycznych. Koniecznie z wyróżnieniem. Taka tresura mylona z troską. Widocznie doszła do wniosku, że i w kwestii wyboru partnera lepiej oddać im decydujący głos, niż słuchać przez kolejne lata, że znowu ich zawiodła. W przeciwnym razie, pomimo pełnoletności, dostałaby szlaban i na tym zakończyłoby się jej życie uczuciowe.
OCZEKUJE KONKRETNYCH DEKLARACJI
Równie możliwe jest to, że moja wybranka samodzielnie podejmuje decyzje, ale wciąż odczuwa pewien niedosyt. Chodzenie za rączkę, wspólne wygłupy, a nawet upojne noce są fajne, ale do pewnego czasu. Na pewnym etapie wypadałoby się określić – zatrzymujemy się na tym etapie albo wspólnie idziemy dalej. A jako, że mnie wcale nie spieszno do takich deklaracji, postanawia mnie zmobilizować w najprostszy możliwy sposób. Wpuszczam cię do swojego domu, przedstawiam najważniejszym ludziom w moim życiu i ufam, że będziesz potrafił się zachować, bo bardzo mi na tobie zależy. I albo się wreszcie oświadczysz, albo przepadnij.
WPADŁA!
Nie podejrzewam, by chciała się podzielić radosną nowiną w takich okolicznościach, ale jeśli naprawdę spodziewamy się dziecka, należy przygotować grunt. Chyba łatwiej poinformować rodziców, że zostaną dziadkami, kiedy ci znają już swojego przyszłego zięcia i ojca wnuków. Gdyby do takiego spotkania nie doszło, wyszłoby na to, że zgrzeszyła z pierwszym lepszym. Wystarczy, że przekroczę próg mieszkania jej rodziców i z miejsca staję się członkiem rodziny. Z kimś takim zajść w ciążę to nie aż taki wstyd.
Jak widać, możliwości jest wiele, więc powinnaś zrozumieć mój opór i obawy.
Grzegorz Lawendowski