Kobiety mogą mieć swoje wymagania względem urody mężczyzn, ale kiedy dzieje się to w drugą stronę - dostaje nam się za to, że jesteśmy wzrokowcami i traktujemy was przedmiotowo. Dowód? Jakoś nie słyszę oburzenia, kiedy głośno marzycie o przystojnym brunecie, który mierzy minimum 180 cm wzrostu. Kiedy my wspominamy coś o wzroście lub innych wymiarach - wychodzimy na ograniczonych prostaków.
Wyznania moich rozmówców pewnie nie poprawią i tak nadszarpniętej opinii o gatunku męskim, ale może niektórych z was zainteresują. Panowie w różnym wieku wyznali, kiedy wzrost potencjalnej partnerki staje się dla nich problemem nie do przeskoczenia. Co ciekawe, żaden z nich nie stwierdził, że możesz mierzyć za mało. Ale za dużo już tak. Niemal każdy z nich określił maksimum swojej tolerancji w tym względzie.
Czy jesteś pewna, że nie wyrosłaś za bardzo? W niektórych przypadkach można odnieść wrażenie, że kilka centymetrów jest w stanie zmienić wszystko…
Zobacz również: Różnica wzrostu w związku: Naukowcy wiedzą, o ile powinnaś być niższa od partnera!
źródło: João Silas / Unsplash
- Nigdy za bardzo nie przejmowałem się wzrostem płci przeciwnej. Do momentu, kiedy zaczęła mnie adorować dziewczyna wyższa ode mnie. Ja - skromne 179 cm, ona - pewnie jakieś 181 czy 182. Różnica może niewielka, ale urastała do rangi gigantycznego problemu. To siedzi w męskiej psychice, że facet musi być wyższy. Romansu wszech czasów z tego nie było, bo sam się wycofałem. Nie ukrywam, że od początku źle się nastawiłem i to musiało się rozpaść. Tak więc dla mnie granica nie do przeskoczenia to mój wzrost - 179 cm - twierdzi Wiktor.
- Mnie natura nie poskąpiła wzrostu, bo mierzę 193 cm. To jednak nie oznacza, że zaakceptuję każdą kobietę, która ma mniej. Jakoś nie wyobrażam sobie związku z tyczką, która jest tylko o kilka centymetrów niższa ode mnie. Według mnie to już nie są kobiece wymiary. Te kończą się na 175, może 177 cm. Powyżej tego to już przesada i trąci trochę babochłopem. Z całym szacunkiem dla wszystkich wyższych pań, ale po prostu wolę drobniejsze i bardziej poręczne - wyznaje Daniel.
Zobacz również: REPORTAŻ: Mój związek rozpadł się przez wzrost
źródło: Adriana Velásquez / Unsplash
- Kiedyś myślałem, że to nie ma aż takiego dużego znaczenia. Byle dziewczyna była trochę niższa. A przynajmniej mnie nie przerastała. Dziś już wiem, że kilka centymetrów w jedną lub drogą stronę może wszystko zmienić. Weźmy np. moją byłą, która miała 177 cm wzrostu. Niby ideał o 2 cm niższy ode mnie. Ale tylko wtedy, kiedy staliśmy boso. Wystarczyło, że zakładała minimalne obcasy i już nade mną górowała. O wyższych nie wspominając, bo wtedy czułem się jak jej młodszy brat. Warto wziąć pod uwagę tę różnicę. Kobieta powinna być minimum o 7-10 cm niższa - to teoria Pawła.
- 170 cm i ani jednego więcej. Nie umiem tego jakoś logiczne uzasadnić. Kiedyś doszedłem do wniosku, że tylko wtedy kobieta wygląda na zgrabną. Coś w tym jest, bo te wyższe zawsze wydają się trochę przysadziste. Poza tym, ja lubię, kiedy moja partnerka spoglądając mi w oczy zadziera głowę do góry. Jest w tym coś bardzo uroczego. Odwrotnej sytuacji bym nie zniósł - zdradza Emil.
Zobacz również: Czy wzrost ma wpływ na długość życia?
źródło: freestocks.org / Unsplash
- Pewnie jestem jednym z nielicznych takich przypadków, ale ogólnie wzrost nie ma dla mnie jakiegoś ogromnego znaczenia. Dopuszczam do myśli nawet sytuację, że kobieta jest trochę wyższa ode mnie. Czuję się wystarczająco męsko i nie miałbym z tym problemu. Ale pod jednym warunkiem. Nie powinno to być więcej, niż 180 cm. Ja mam 175. Po prostu uważam, że wszystko powyżej 1,8 m to już męski wzrost. Pewnie dlatego, że rzadko się spotyka panie tak wysokie, a równocześnie zgrabne. Wtedy ogólnie wszystko jest duże - twierdzi Jarosław.
- Zdaję sobie sprawę, że mam specyficzne upodobania, ale dla mnie maksimum to 160 cm. Niewiele i większość dziewczyn się nie mieści. Cóż, nie moja wina, że uwielbiam takie kruszynki. Oczywiście te wyższe też mogą być fajne i ładne, ale dla mnie to nie są kandydatki do stałego związku. Uwielbiam sytuację, kiedy różnica wzrostu między mną i partnerką jest możliwie jak największa. Nie dlatego, że wtedy czuję się jak pan i władca. Bardziej jak jej obrońca - wyznaje Tomek.
A jednak, ta kwestia naprawdę ma dla nich znaczenie.