Założenie rodziny w Polsce kosztuje. Trzeba mieć gdzie mieszkać i zarobić na dzieci. Osoby, które je posiadają, mówią, że to dziura bez dna. Im są starsze, tym więcej wydatków się pojawia. Bez stabilnych warunków zatrudnienia i dobrych dochodów, zarówno rodzice, jak i maluchy są skazani na wegetację i pomoc od różnych instytucji. Ewentualnie na dobre serce innych ludzi.
LIST: „500+ to za mało! Dałam się nabrać i urodziłam, a pieniędzy nie starcza na nic”
Mimo wszystko niektórzy beztrosko zakładają rodziny i dochowują się dzieci. Myślą, że jakoś to będzie, ale po pewnym czasie dociera do nich, że się przeliczyli. Wydatki ich przerastają, a oni wpadają w panikę. Takich rodzin jest bardzo dużo. Na niektóre mają też wpływ krewni, którzy ponaglają do zajścia w ciążę. W Polsce wśród wielu osób panuje przekonanie, że zaraz po ślubie powinno urodzić się dziecko. Nieważne, że nie ma na nie pieniędzy.
Jedną z takich osób jest Martyna (imię zmienione). Ona i jej mąż są po 30-tce. Ponad rok temu urodziło im się dziecko. Para wynajmuje mieszkanie i ma słabe zarobki. Martyna żałuje, że zdecydowali się na dziecko tak szybko. Ich dochody są niewystarczające.
Fot. unsplash.com
- Od rodziny ciągle słyszałam, że już najwyższy czas na dziecko. Bo jestem kilka lat po ślubie, a na dodatek stuknęła mi 30. Ja i Rafał ulegliśmy tym namowom, czego obecnie bardzo żałujemy. Antek, nasz syn, często choruje i jeździmy z nim od lekarza do lekarza. Żyjemy z miesiąca na miesiąc, a potrzeba jeszcze pieniędzy na leczenie. Przeważnie pomagają nam rodzice. Nie wiem, co zrobilibyśmy bez nich. Chyba musielibyśmy wziąć kredyt albo coś sprzedać.
Martyna opisuje swoją sytuację.
- Mieszkamy w jednej z podwarszawskich miejscowości. Wynajmujemy mieszkanie. Przeznaczamy na to prawie całą moją pensję. Reszta i wypłata męża pokrywają pozostałe wydatki. To rachunki, utrzymanie samochodu i dziecko. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, że utrzymanie malucha tyle kosztuje.
Pierwszym problemem, który się pojawił, był brak pokarmu. Musieliśmy kupować modyfikowane mleko, które nie jest najtańsze. Oprócz tego dochodziły wydatki na pampersy, ubranka (Antek rósł bardzo szybko), różnego rodzaju specyfiki pielęgnacyjne i akcesoria. Dziecko nas zrujnowało. Na dodatek trafiło nam się chorowite dziecko. Antek co kilka tygodni na coś niedomaga.
Kobieta wyznaje, że sytuacja ją przerasta.
Fot. unsplash.com
- Gdybyśmy nie wynajmowali mieszkania, może nie byłoby tak źle. Niestety, ale nie jesteśmy na swoim. Na dodatek prawie nic nie odkładamy na własne lokum. Mamy też długi u rodziny. No, ale oni przynajmniej poczekają na spłatę.
Największy problem jest w tym, że Rafał nie kwapi się do pracy. Szuka czegoś lepszego, ale nie ma odpowiednich kwalifikacji. Do tej pory pracował jako jeden z doradców w sklepie w galerii handlowej. Jestem na niego zła, ponieważ jego koledzy szybko awansowali na kierowników i dostali dużą podwyżkę. Rafał twierdzi, że go nie doceniają. I rozgląda się za czymś innym.
Wiem, że trafił mi się dość leniwy mąż. Tyle mi obiecywał, gdy zachodziłam z nim w ciążę. Powiedział, że jak urodzi się syn, znajdzie dużo lepszą pracę i wybuduje dla nas dom. Najwyraźniej skończyło się na obietnicach. Nawet perspektyw na mieszkanie nie widać, a co dopiero mówić o domu. Dziecko choruje, a on tylko mówi, zamiast wziąć się do roboty. Mam wrażenie, że wszystkie problemy spoczywają na mojej głowie.
Martyna przyznaje, że ostatnio zaczęła oszczędzać na wszystkim, co się da.
Fot. unsplash.com
- Małemu kupuję ubranka tylko w second-handach. Nigdzie nie wychodzimy ani nie wyjeżdżamy. Gotuję w domu z najprostszych składników. Zakupy żywnościowe i chemię kupuję w dyskontach. W wolnym czasie zajmuję się szukaniem promocji. Rodzinie jesteśmy winni prawie 3 tys. zł, a nie mamy nawet połowy tej sumy. Moje życie to dramat.
Ile kosztuje wychowanie dziecka?
Kobieta boi się, co przyniesie przyszłość.
- Na razie jestem na wychowawczym, ale potem wrócę do swojej beznadziejnej pracy. Nie mam widoków na nic lepszego, bo zaniedbałam naukę. Zawsze byłam bardzo zdolna, zwłaszcza z przedmiotów ścisłych, ale nie chciało mi się uczyć. Teraz gorzko tego żałuję. Na zmiany chyba jest już za późno, bo zdobycie nowych kwalifikacji kosztuje, a ja zastanawiam się co miesiąc czy opłacić rachunki czy kupić coś lepszego do jedzenia.
Gdybym jeszcze raz mogła dokonać wyboru, nie zdecydowałabym się na dziecko. Kocham Antka i nie wyobrażam sobie bez niego życia, ale dałabym wiele za to, aby móc cofnąć czas. Nie widzę żadnej nadziei na poprawę sytuacji.