Macierzyństwo to zobowiązanie na całe życie. Na początku wiąże się z walką z zaplamionymi ubrankami, kolkami i grymasami malucha. Potem dziecko staje się bardziej samodzielne, a jego rodzicielka może odetchnąć. Nie brakuje jednak kobiet, które przekonują, że im dalej tym gorzej. Maluch rośnie i chociaż nie wymaga nieustannej opieki, to wychowywania na pewno. Proces ten wcale nie jest łatwy, bo dziecko ma swoje zdanie, obserwuje środowisko oraz bierze przykład z rówieśników.
Zdarza się, że matki żałują decyzji o rodzicielstwie. Kochają swoje dzieci, ale jednak trud opieki przesądza sprawę. Jedną z takich kobiet jest Kamila – mama rocznego Kubusia.
- Jestem załamana. Mam 32 lata i nienawidzę bycia mamą. Świadomie zdecydowałam się na dziecko. To nie była wpadka ani przymus ze strony męża czy rodziny. Przez większość życia nie pragnęłam potomstwa, ale dwa lata temu lód w moim sercu stopniał. Pojawił się instynkt macierzyński. Głównie za sprawą moich koleżanek. Gdy dobiłam do trzydziestki, mnóstwo z nich miało już pociechy albo przynajmniej zachodziło w ciążę. Patrzyłam na te dzieciaki i myślałam sobie, że może fajnie byłoby mieć chociaż jedno. Koleżanki przekonywały, że wcale nie jest tak źle. Tylko pierwsze 2-3 lata są trudne, a potem pojawia się prawdziwa satysfakcja i spełnienie. Wkrótce byłam już przekonana, że pragnę dziecka. Mój mąż również był za i rozpoczęliśmy starania. Rok temu przyszedł na świat Kubuś. Z całą odpowiedzialnością mówię, że więcej dzieci nie urodzę. Macierzyństwo to koszmar. Kocham swoje dziecko, ale nie znoszę bycia 24-godzinną opiekunką. Dla niektórych pewnie zabrzmi to strasznie, ale gdybym mogła cofnąć czas, bez wahania bym to zrobiła.
Kamila wspomina okres ciąży i poród...
Zobacz także: Czy powinnaś zajść teraz w ciążę? (Odpowiedz SZCZERZE na 10 pytań)
Fot. iStock.com
- Już ciąża była dla mnie dużym szokiem. Zawsze byłam aktywna. Zawodowo i prywatnie. Po pracy nigdy nie siedziałam w domu. Lubiliśmy z mężem wyskoczyć na drinka, wsiąść na rower czy po prostu pospacerować. Gdy zaszłam w ciążę, wszystko się skończyło. Czułam się tak koszmarnie, że musiałam nawet zrezygnować z pracy. Miałam mdłości i ciągle chciało mi się spać. Chodziłam na wpół przytomna. Mąż pomagał mi na wszelkie możliwe sposoby, ale w sumie tylko potęgował moje złe odczucia. Miałam wyrzuty sumienia, że zamieniam się w jedną z tych narzekających, sfrustrowanych kobiet.
Okres ciąży bardzo mi się dłużył. Zapewne dlatego, że tak szybko poszłam na urlop. W końcu jednak urodziłam. Poród był straszny. Nie chcę go nawet wspominać. Nie chodzi tylko o ból, ale o oschłość i szorstkie zachowanie personelu medycznego. Miałam wrażenie, że jestem traktowana przedmiotowo – jak robot, który ma dać życie nowemu człowiekowi. Po wszystkim wcale nie było lepiej. Dziecko nie chciało ssać piersi i rozpoczęła się męczarnia z karmieniem. Może jestem nienormalna, ale nie poczułam od razu miłości do swojego dziecka. Przyszła dopiero z czasem. Na początku patrzyłam na nie jak na małą, rozkapryszoną istotę, która wysysa ze mnie całą energię. Oprócz problemu z karmieniem, Kubuś był strasznie marudnym dzieckiem. Zresztą jest nim nadal.
Po kilku miesiącach od urodzenia dziecka niewiele zmieniło się na lepsze.
- Przez pierwszy miesiąc byłam wrakiem człowieka. Czułam, że nie ma we mnie żadnej energii, a musiałam zająć się dzieckiem, sobą i domem. Jakub budził mnie co dwie godziny. Rano nie nadawałam się do życia. Doskwierało mi zmęczenie, senność i zniechęcenie. Moje życie opierało się na dziecku, wszystko, co robiłam, podporządkowywałam pod jego potrzeby. To był niezmienny schemat karmienia, przewijania, uspokajania, masowania brzuszka, podawania ziołowych herbatek oraz usypiania.
Fot. iStock.com
- Oprócz tego gotowałam obiady, sprzątałam, prałam, prasowałam... Czasami nie chciało mi się nawet wykąpać. Chodziłam z tłustymi włosami i w brudnym dresie. Mąż każdego dnia odciążał mnie na dwie godziny, ale to nie pomagało. Nadal czułam apatię. Rozważaliśmy, czy nie mam depresji poporodowej, ale specjalista wykluczył tę dolegliwość. Stwierdził, że chodzi o burzę hormonów i zmianę stylu życia. Pocieszył, że z czasem minie.
Pierwsze pół roku było najgorsze. Gdyby nie mąż, naprawdę bym tego nie przetrwała. Nie zwracał uwagi na mój odpychający wygląd, ale zachęcał do zadbania o siebie, dopingował, pomagał. Załatwił mi wizytę w salonie piękności i zabrał na zakupy. Zadbana czułam się oczywiście trochę lepiej, ale nadal nie cierpiałam bycia mamą. Gdzie to poświęcenie i pokłady energii, które obserwowałam u innych matek? – zadawałam sobie pytanie. U mnie dominowało wieczne zniechęcenie.
Kamila twierdzi, że nadal nie znosi macierzyństwa. Nie tak to sobie wyobrażała.
- Teraz żyję tylko dla dziecka, a nie dla siebie. Kocham małego. Dziecko sprawia mi radość, ale nie mam satysfakcji z życia. Kiedyś myślałam, że po pierwszym roku nastąpi jakaś ulga, ale nie. Wszystko zależy od dziecka. Kubuś często choruje i wymaga troskliwej opieki. Trafił mi się chorowity i marudny potomek. Rzadko kiedy mam spokój. Jakub płacze podczas przewijania, karmienia, a nawet prób rozweselenia go. Gdy coś mu dolega, jest jeszcze gorzej.
Fot. iStock.com
Zawsze byłam ambitna, chciałam się rozwijać, pracować. Nie wiem, czy będzie to możliwe z tak chorowitym dzieckiem. Nie martwię się o pieniądze, bo mąż dobrze zarabia, ale świadomość siedzenia w domu mnie dobija. Nie jestem kobietą stworzoną wyłącznie do gotowania obiadów, sprzątania i oglądania seriali. Niektórym to odpowiada, ale mnie dusi siedzenie w domu. Potrzebuję wyjścia do ludzi, ruchu, pogaduszek, wyzwań. Dziecko to nieustanny obowiązek. Nie ma od niego wytchnienia.
Kamila nikomu o tym nie mówi, ale chętnie zrezygnowałaby z dziecka w zamian za życie, które wiodła kiedyś.
- Nie znajduję wystarczającego spełnienia w macierzyństwie. Kocham Jakuba, ale wiem, że to nie jest droga, którą powinnam była obrać. Gdyby nie mąż, zupełnie bym zwariowała, ale nawet on nie jest w stanie mnie zrozumieć. Ciągle powtarza, że potrzebuję czasu. Ja myślę, że raczej powrotu do dawnego życia. Chciałabym cofnąć czas, naprawdę bym chciała...
Czy któraś z Was zdobyłaby się na podobne wyznanie?
Zobacz także: Mój synek bawi się lalkami. To powód do niepokoju?