Skoro jesteś użytkowniczką internetu, pewnie widziałaś zdjęcia tych wszystkich fit matek dumnie unoszących koszulki, żeby pochwalić się płaskim brzuchem miesiąc po porodzie. I już nawet nie o sam brzuch chodzi, choć umięśniony jest nieprawdopodobnie i wydaje się twardy jak skała. Chodzi o to, jak te matki wyglądają. Mają puszyste, ułożone włosy, staranny makijaż, wypielęgnowane paznokcie, świetnie dobrane ciuchy (nawet te sportowe), a w ich mieszkaniu (zazwyczaj) panuje ład i porządek. Lubią też fotografować się z dzieckiem na rękach. Dziecko, jak matka, wygląda wzorowo. Jest rumianym, uroczym chłopczykiem albo przesłodką, podobną do księżniczki dziewczynką. A gdy w kadrze pojawia się tatuś… To zazwyczaj jest skrzyżowaniem Roberta Lewandowskiego z Tomem Hardym i Jamie Dornanem.
I jak ty, droga matko, której brakuje czasu na wszystko, łącznie z umyciem włosów, pomalowaniem paznokci i wyprasowaniem ciuchów, masz się czuć?
Jeśli czujesz się zdołowana, to przykre, ale nie zaskakujące. Uczeni już dawno udowodnili, że portale społecznościowe powodują depresję. Z badań przeprowadzonych przez Royal Society for Public Health (Wielka Brytania) wynika, że najbardziej psychikę rujnuje Instagram. Powoduje nie tylko depresję, ale również osamotnienie, spadek nastroju, poczucie wyobcowania i… zaburzone postrzeganie własnego ciała. Bo nawet jeśli tego nie chcesz, to podświadomie porównujesz się do innych. Jeśli jesteś matką – siłą rzeczy do innych matek.
Zobacz także: Mój synek bawi się lalkami. To powód do niepokoju?
Z kolejnych badań, do których wzięli się naukowcy z amerykańskich uniwersytetów w Ohio, Iowa i Strathclyde, wynika natomiast, że przeglądanie zdjęć znajomych na Facebooku budzi w nas zazdrość, a to z kolei powoduje zaburzenia emocjonalne. Niezwykle szkodliwy dla naszego samopoczucia okazała się Snapchat (a tak z zupełnie innej beczki – wiedziałaś, że jego twórca Evan Spiegel, notabene miliarder, to mąż modelki Mirandy Kerr?). Zarówno Snap, jak i Insta to cyberplatformy skoncentrowane na obrazie. A obraz bardzo rzadko jest odzwierciedleniem rzeczywistości. Wniosek?
Na Instagramie czy Snapchacie nie widzisz tego, co jest naprawdę.
Widzisz to, co autorzy zdjęć chcą, żebyś zobaczyła.
To kolosalna różnica.
Fot. iStock
Lecz zanim zdasz sobie z tego sprawę, niejeden raz zdołujesz się, że „zmatkowiałaś”. Swoje trzy grosze dołożą również znajomi, rodzina, a także… inne matki. „Inne matki są najgorsze – mówi 30-letnia Ania, od 15 miesięcy (mniej lub bardziej) szczęśliwa mama. „Każda uważa się za najmądrzejszą. Chyba najwięcej uwag odnośnie wychowania usłyszałam właśnie od matek. Że to i to robię źle, a powinnam inaczej, że dlaczego robię to tak i siak, i że popełniam błąd, bo czegoś nie robię… To jest normalnie szok! Jedno wiem na pewno: wśród matek nie ma solidarności”.
Niejedna kobieta, gdy zostaje matką, czuje na sobie krytyczny wzrok bliskich i obcych ludzi – tylko przejrzyj fora dyskusyjne i grupy na Facebooku. Jakby wszyscy chcieli zapytać, dlaczego nie może się umalować czy ułożyć włosów. Są bowiem kobiety, które po ciąży ekspresowo wracają do formy (Anna Lewandowska) czy codziennie robią makijaż, by poczuć się lepiej (Paulina Sykut-Jeżyna). Są też kobiety, którym po ciąży zostają niechciane kilogramy, rozstępy, obwisłe piersi, gdy kończą karmić piersią. Zostają też nierzadko z depresją poporodową. Bo poród zmienia nie tylko ciało, ale również, jeśli nie przede wszystkim, psychikę.
Macierzyństwo bywa lub jest trudne. Jeśli kobieta może liczyć na pomoc i ma odpowiednie nastawienie oraz jest świetnie zorganizowana, a jej dziecko nie cierpi na zaparcia, kolki czy nieźle śpi, to raczej bywa. Jeśli natomiast kobieta jest sama jak palec, nie najlepiej zniosła ciążę i dziecko daje jej popalić, to macierzyństwo może być koszmarne. Krytyczne spojrzenia oraz komentarze stają się wtedy dodatkowym obciążeniem, z którym trzeba sobie poradzić.
Zdarza się również, niestety, że obciążeniem, zamiast wsparciem, jest partner. „Czy po urodzeniu dziecka rozpadł się wasz związek? – pyta jedna z internautek. Już nie wiem, czy coś łączy mnie z moim mężczyzną. Tylko wiecznie pretensje, zmęczenie, brak zrozumienia. Są lepsze i gorsze dni, ale chyba już nie czuję tego, co kiedyś, tylko jedno wielkie rozczarowanie, nie mam siły ani chyba nawet ochoty się starać, ale też nie wyobrażam sobie rozstania”.
Autorka wpisu wyznaje, że się pogubiła. „Sama siebie nie poznaję, jakby coś ze mnie uleciało. Kocham synka, ale nienawidzę mojego życia, tego, jak teraz wygląda”.
Fot. iStock
Internautce przyklasnęły inne matki-Polki. To jedna z odpowiedzi: „U mnie sukcesywnie rozpoczął się proces rozpadu mojego sześcioletniego małżeństwa. Trzy miesiące temu urodziło się nam dziecko i od tego czasu… koszmar. Ciągłe pretensje, zero zrozumienia, ciągłe kłótnie albo milczenie przez kilka dni. Już nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Do tego mój mąż ciągle mi powtarza, że wszystko źle robię przy dziecku i po macierzyńskim każe mi wracać do pracy. Rola ojca go przerosła. Jest zbyt wygodny i leniwy, by poświęcić swój czas drugiej osobie, dziecku. Do tego przed swoimi znajomymi udaje fantastycznego ojca i męża, a tak naprawdę jest nieudacznikiem i terrorystą emocjonalnym”.
Kiedy zaczynamy myśleć o tym w ten sposób, otwierają się oczy. Oczy na to, że matka jest nie tylko matką, ale również (jeśli nie przede wszystkim) kobietą. Jasne, że chciałaby wyglądać jak skrzyżowanie Lewandowskiej, Sykut-Jeżyny z Kerr. Jasne, że chciałaby, aby jej facet wyglądał (i do tego zarabiał ;-) jak skrzyżowanie Lewandowskiego z Hardym i Dornanem. Jasne, że zawsze chciałaby mieć w domu porządek, płaski brzuch, zrobioną hybrydę i przesypiające całe noce dziecko. A kto by nie chciał?! Ale nie ma.
I nie. Nie musi się nikomu z tego tłumaczyć. Nie musi się tłumaczyć z niczego. Tak jak każde dziecko jest inne, tak inne jest każde macierzyństwo. Czasem tak bardzo daje w kość, że trzeba się zmuszać, by zdjąć z siebie piżamę.
Jest jednak dobra wiadomość: to wszystko mija. Dzieci dorastają, idą do żłobka lub przedszkola, a matki wreszcie odzyskują swoje życie. Nie, nie to, które było wcześniej, bo do tamtego życia nie ma już powrotu. Odzyskują jednak namiastkę wolności, którą przy odrobinie chęci i zaangażowania mogą wykorzystać na ułożenie włosów czy Aerobiczną 6 Weidera. Tym szybciej to nastąpi, im mniej będziemy się wtrącać.
Ewa Podsiadły-Natorska