Co roku 1200 matek biologicznych oddaje noworodki ludziom, których same wybrały, omijając trudne procedury w ośrodkach adopcyjnych. Jedna bardzo chce zostać matką, ale nie może. Druga zaszła w ciążę, ale warunki bytowe, emocjonalne i inne czynniki nie pozwalają jej na zatrzymanie dziecka. W końcu obie się poznają. Przyszła i obecna. Ta pierwsza jeszcze nie wie, że za parę miesięcy zostanie matką. Druga nie wie, jak ukryć ciążę przed otoczeniem.
I jedną, i drugą targają obawy, niepokoje. Pierwsza boi się, że po latach matka biologiczna będzie chciała odzyskać dziecko. A może będzie ich szantażować, żądając pieniędzy w zamian za spokój? Rodzice zdecydowani na taką formę adopcji muszą się liczyć z niezbyt przyjemnymi sytuacjami. To, na kogo się trafi, to wielka niewiadoma - matka biologiczna może być chorą na HIV narkomanką albo, w najlepszym razie, alkoholiczką? To czarny, choć bardzo realny scenariusz.
Z kolei ta druga boi się, bo nie wie, jak to będzie, kiedy dziecko się urodzi. Może finalnie zatrzyma maluszka? Obudzi się w niej instynkt macierzyński lub poprawi się stan materialny? W efekcie, rodzice adopcyjni odejdą z kwitkiem. W końcu matka biologiczna też nie wie, komu oddaje swoje dziecko. Jakby nie było, chce dla niego jak najlepiej. Z tego właśnie powodu decyduje się na adopcję ze wskazaniem.
Takich scenariuszy jest wiele, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Adopcja ze wskazaniem to nie handel żywym towarem, to po prostu oddanie dziecka, które „pomyliło" brzuchy. Tak zwykły mawiać matki - i te biologiczne, i adopcyjne. Jednak przeciwnicy adopcji ze wskazaniem uważają, że bogaci ludzie, którzy nie mogą mieć własnych dzieci, wyszukują biedne rodziny, wykorzystując ich chwilową niemoc, którym po prostu płacą za oddanie dziecka. W ten sposób może ono być towarem.
Adopcja ze wskazaniem to nic innego jak zgoda matki biologicznej na wychowanie jej dziecka przez (najczęściej) obcych ludzi. Ona, tak samo jak rodzice adopcyjni, też nie ma pewności, w czyje ręce odda dziecko. Równie dobrze, zamiast do szczęśliwego domu, może trafić w ręce osób nieodpowiedzialnych, zwyrodnialców. matki, które szukają odpowiedniej pary, sprawdzają w miarę swoich możliwości przyszłych „młodych" rodziców swojego dziecka. Znany jest nam przypadek Anny. Szukała cztery miesiące. Chętnych było wielu. Zagorzali katolicy, samotna artystka, inni chcieli płacić. Wiele żmudnych godzin poszukiwań. W końcu znalazła. Zamożnych, acz normalnych. dziecko ma kochającą rodzinę i pewną przyszłość. Ona sama nie byłaby w stanie mu tego zapewnić. To już czwarty rok...
Zwolennicy tej metody twierdzą, że adopcja ze wskazaniem pozwala dziecku praktycznie od chwili narodzin poczuć ciepło domowego ogniska. Bo matka, która decyduje się na oddanie, i tak to zrobi. A zamiast przebywać w domu dziecka, gdzie życie nie jest różowe, noworodek trafi do matki i ojca, tyle że niebiologicznych.
Nieraz widziałyśmy, jak noworodki są traktowane w rodzinnych domach dziecka. Leżą z butelką w dłoni cały dzień. W przepełnionej sali. Opiekun przychodzi kilka razy dziennie tylko po to, żeby zmienić pampersa, dać świeżą butelkę z jedzeniem i wychodzi. Procedury adopcyjne przy udziale placówki, jaką jest dom dziecka, nie są proste. Nie ma realnej możliwości, żeby, mówiąc kolokwialnie, adoptować dziecko "od ręki". Zazwyczaj proces ten trwa od 6 miesięcy do roku. A ono czuje od maleńkości, czy jest chciane, czy nie. Pomimo tego, taki rodzaj przekazywania dziecka poza placówką od lat budzi wiele kontrowersji. Powinnyśmy pamiętać, że przede wszystkim liczy się dobro dziecka. Nikt nigdy nie będzie miał pewności, czy postąpiono słusznie, czy dziecko oddane do rodziny zastępczej faktycznie będzie miało lepiej.
Podczas adopcji ze wskazaniem główną rolę odgrywa sąd. matka oddająca dziecko musi dowieść, że nie wzięła za nie pieniędzy i najważniejsze - zrobiła to świadomie. Z kolei rodzice adopcyjni muszą udowodnić, że są odpowiedzialni i z pełną świadomością adoptują obce dziecko. To niełatwe dla żadnej ze stron.