Co jakiś czas w mediach publikowane są aktualne rankingi imion nadawanym dzieciom w Polsce. Podobną, tym razem jak najbardziej oficjalną, listę raz do roku prezentuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Po co to wszystko? By sprawdzić jakie są obowiązujące trendy w tej kwestii i być może uniknąć nadania potomkowi zbyt popularnego imienia. Temat wzbudza ogromne emocje, także wśród naszych Czytelniczek.
W zestawieniu za rok 2013 dominują Jakub, Kacper, Filip, Szymon i Jan oraz Lena, Julia, Zuzanna, Maja i Zofia. Trudno określić jednoznaczny trend, bo tylko wśród pięciu najczęściej nadawanych pojawiają się imiona nowoczesne, przeplatane tymi bardziej tradycyjnymi. Na dalszych pozycjach nie brakuje nawiązań do imion obcojęzycznych. W swoich upodobaniach nie jesteśmy więc zgodni, bo każdemu podoba się co innego.
A może istnieją imiona niepożądane, krzywdzące, pozbawione klasy? Zapytałyśmy o to kilka młodych kobiet. Każda z nich wskazała na takie, które jej zdaniem nie powinny być współcześnie nadawane. Ich motywacja jest bardzo różna – negatywne emocje wzbudzają te z dorocznego top 10, zbyt tradycyjne lub wręcz odwrotnie, za bardzo nowoczesne...
- Temat imion to jakieś szaleństwo. Dzisiaj kobieta ledwo zajdzie w ciążę i już ją pytają, jakie wybierze. Jak nie będzie zdecydowana, to zaraz zaczną jej proponować – po babci, dziadku, z serialu, czerwonego dywanu. Same matki też nie są święte – twierdzi Renata.
- Ja mam słabość do imienia Maja i nic mnie nie obchodzi, czy urodziło się 5 tysięcy czy 50 Majek w całym kraju. Gdybym zaszła w ciążę i urodziła córeczkę, to kierowałabym się swoim gustem, a nie statystykami. To na pewno nie jest krzywdzenie dziecka. Znam gorsze przykłady – twierdzi Kasia.
Czy istnieje Waszym zdaniem imię, którym można skrzywdzić swoje dziecko? A może przykładamy do tego tematu zbyt dużą wagę?
Nasze rozmówczynie nie są zgodne w temacie najpopularniejszych obecnie imion.
- Nie zdecydowałabym się na wybór niczego z aktualnego rankingu. Jeśli jakieś imię występuje na ogólnopolskiej topliście, to znaczy, że zostało nadane nawet kilku tysiącom dzieci. Tylko w czasie jednego roku! Za kilka lat co druga dziewczynka w klasie to będzie Lena albo Julia. Teraz za oryginalne imię można uznać zwyczajną Karolinę albo Magdalenę i chyba w tym kierunku bym poszła. Michał i Tomasz też są w porządku – uważa Renata.
- Niektórzy czerpią z całego świata. Ostatnio widziałam w „Wyborczej” (gazeta publikuje dodatek „Witajcie na świecie”, w którym publikowane są zdjęcia i imiona warszawskich noworodków – przyp. red.) Natana, Noemi i Stellę. To nie były trojaczki, więc fantazja poniosła kilka rodzin. Same w sobie są nawet ładne, podobają mi się, ale to brzmi źle z każdym polskim nazwiskiem. Noemi Kowalska, Stella Bąk, Natan Brzęczyszczykiewicz... Rozpacz. Dziwię się, że urzędnicy rejestrują takie twory, jeśli rodzina nie ma żadnych korzeni, które by to uzasadniały – twierdzi Kasia.
To istotna kwestia w temacie „polskich” imion. Choć przepisy są w tym względzie dość restrykcyjne, tak naprawdę wszystko zależy od konkretnego urzędnika.
- To, co się rzuca teraz w oczy, to straszna moda na wszystko, co staromodne i tradycyjne. Mama Kasia z ojcem Wojtkiem nagle nadają swojemu dziecku imię typu Stanisława, Franciszek czy Zofia. Po co? Dlaczego? Dla mnie to takie udawanie szlachty. Później mamy do czynienia z takimi tworami jak Konstancja Ziemniak czy Ludwik Dzik. Jak to w ogóle brzmi? To pozowanie na kogoś lepszego, niż się jest – podejrzewa Renata.
Jej zdaniem moda na staropolskie lub zapomniane przez kilkadziesiąt lat imiona to forma snobizmu. Zjawisko to zapoczątkowali celebryci, którzy coraz częściej zaczęli doceniać takie z nich, jak: Franciszka, Eleonora, Zofia, Antoni, Stanisław czy Gniewomir.. Wydawało się, że już nigdy nie wrócą do łask, a dzisiaj pojawiają się w zestawieniu najpopularniejszych.
- Moja kuzynka nazwała córkę Stanisława. Do dzisiaj nie wiem dlaczego, bo takich imion w mojej rodzinie nie było od bardzo dawna. Jej matka to Grażyna, ojciec Krzysztof, dziadkowie to Jadwiga i Jan. A tu nagle mają kilkumiesięczną Stasię. To jest dla mnie właśnie skrzywdzenie dziecka. Źle brzmi – twierdzi Renata.
Karolina nie ma nic przeciwko tradycyjnym imionom. - Przynajmniej nawiązują do naszej historii i języka, czego na pewno nie można powiedzieć i idiotycznych tworach w stylu Jesika albo Kewin. Nie chcę nikogo obrażać, ale ja od razu wiem, co reprezentuje sobą rodzic, który wymyśla coś takiego. To zazwyczaj biedna, wielodzietna rodzina z małej miejscowości albo kiepskiej dzielnicy. W ten sposób chcą się dowartościować, a przynosi to zupełnie odwrotny skutek – twierdzi.
- Takie dzieciaki nie będą miały później życia w szkole. Jak już szaleć, to niech to będzie normalna Jessica lub Kevin, bez spolszczeń. Inaczej wychodzi koszmar. Ma być światowo, a jest małomiasteczkowo. Nie róbcie tego swoim dzieciom nigdy. To ja już wolę Henryka albo innego Zbigniewa, niż Majkela czy Brajana. To ostatnie imię szczególnie mnie razi, a spotkałam się z nim już trzy razy. Jakieś szaleństwo. Jeśli jakieś imię ma krzywdzić dziecko, to na pewno takie dziwolągi językowe – uważa Karolina.
Spolszczone formy anglojęzycznych imion to przepustka do ich rejestracji w urzędzie stanu cywilnego.
Kasia temat dziwnych imion uzupełnia o te najbardziej wymyślne, bezpośrednio nawiązujące do innych języków. Nie mają one większego uzasadnienia w Polsce, ale stale zyskują na popularności.
- Tak jak niektórzy spolszczają Briana na Brajana, tak niektórzy idą w drugą stronę. Sama słyszałam o Dominicu i Yakubie. Imiona, jak imiona, ale wystarczyło zmienić jedną literę i robi się światowo. Nie rozumiem tego kompletnie, bo to szukanie oryginalności na siłę. Za chwilę ktoś wymyśli Patricka czy innego Crisstofa – ironizuje.