Niania na podsłuchu

Czy nianie, które podczas pierwszego kontaktu wydawały się zatrudniającym je rodzicom świetnymi kandydatkami, okazują się równie świetne dla ich dzieci? Nagrania z ukrytych kamer i dyktafonów dowodzą, że nie.
Niania na podsłuchu
07.10.2008

„Mój Adasiu", „Mój Piotruśku", „Moja Anusiu" – takie pełne uczucia słowa niań w stosunku do dzieci, utwierdzają rodziców w przekonaniu, że dokonali właściwego wyboru, zatrudniając je do opieki nad swoimi pociechami. Kiedy jednak za wychodzącymi do pracy rodzicami zamykają się drzwi, bywa, że rzeczywistość zmienia się diametralnie. Trzy matki, z którymi rozmawiałem, postanowiły nagrać swoje nianie, aby sprawdzić, co naprawdę dzieje się w domu podczas ich nieobecności. To, co usłyszały i zobaczyły, zmroziło im krew w żyłach.

Marzena, pracowniczka firmy farmaceutycznej, mieszka w Warszawie. W chwili nagrań jej synek, Adaś, miał 9,5 miesiąca. Dorota, urzędniczka bankowa, mieszka w Poznaniu. W chwili nagrań jej córka, Ania, miała rok i dwa miesiące. Joasia, specjalistka ds. telefonii komórkowej i floty samochodowej, mieszka nieopodal Piaseczna k. Warszawy. W chwili nagrań jej syn, Piotr, miał rok. We wszystkich trzech przypadkach pierwsze spotkanie z nianią wypadło bardzo pozytywnie. Wszystkie organizowały casting, który obejmował od kilku do kilkunastu osób. Problemy zaczęły się potem.

„Nie drzyj się, k....!"

Dla Marzeny decyzja o monitoringu swojego mieszkania była oczywista: – Nagrywam moją nianię od ponad 2 miesięcy i nie widzę w tym nic złego, bo robię to tylko dla bezpieczeństwa i dobra mojego dziecka – mówi stanowczo. Jej zdaniem monitoring w miejscu pracy jest jak najbardziej usprawiedliwiony. – Zastanawiałam się, jak bym się czuła, gdybym miała kamerę nad swoim biurkiem w pracy i uznałam, że w ogóle by mi to nie przeszkadzało, bo w pracy pracuję i nie mam nic do ukrycia.

Dorota nie od razu wpadła na pomysł, aby nagrywać swoją nianię, jednak dość szybko dotarło do niej, że kobieta nie lubi swojej pracy. – Chciała gotować, sprzątać i robić wszystko, byle nie opiekować się dzieckiem. Postanowiłam więc sprawdzić, co ona robi w ciągu dnia, skoro ma tyle czasu na inne zajęcia – mówi. Jednak decyzja o nagrywaniu dojrzewała w niej i jej mężu przez kilka miesięcy. – W końcu uznaliśmy ją za konieczność – wyznaje.

Znacznie więcej sygnałów, że coś jest nie tak, otrzymała Joasia. Mimo próśb o prasowanie koszulek dziecka po lewej stronie, niania uparcie prasowała je po prawej stronie, niszcząc tym samym wiele naprasowanek. Choć Joasia dawała jej do pracy własne koszulki, a także proszek i mydło, kobieta uparcie zakładała te same rzeczy przez kilka dni, przez co intensywnie czuć było od niej woń potu. Za każdym razem po jej wyjściu Joasia z mężem robili generalne wietrzenie mieszkania. Już po pierwszym miesiącu pracy poprosiła o podwyżkę oraz telefon służbowy „gdybym chciała wyjść gdzieś dalej z dzieckiem". Sugerowała też, że poprzednia pracodawczyni „zawsze dorzucała jakieś ciuszki dla dzieci, albo 50 zł górką". – Mnie w firmie nikt górką 50 zł nie dorzuca – zauważa Joasia, dodając: – Tłumaczyliśmy sobie to z mężem, że w końcu nam nie musi się ona podobać, ważne, żeby dla Piotrusia była super. Jednak problemy zaczynały się nawarstwiać.

W decyzji pomogła Joasi historia o opiekunce 3-letniej córki jej znajomej. Rodzice dziecka wprost ją uwielbiali, do czasu, kiedy ojciec praktycznie bez powodu postanowił ją nagrać. – Okazało się, że kiedy dziewczynka zaczynała płakać, niania zamykała ją w pokoju – opowiada Joasia. – Kiedy dziecko prosiło: „Ciocia, choć do mnie, nie zostawiaj mnie, proszę, wróć!", niania odkrzykiwała: „Nie drzyj się, k....!, zamkniesz się?!"

„Zamarłam z przerażenia"

Po kilkumiesięcznych naleganiach Marzeny, jej mąż w końcu zainstalował w mieszkaniu system kamer. – Po pierwszym dniu nagrań zamarłam z przerażenia – wspomina. Od razu po wyjściu rodziców niania włączyła telewizor i dotąd bujała dziecko w wózku, aż zasnęło. – Kiedy się przebudził, to go bujała dalej, nawet po 2,5 godzinach spania – mówi Marzena. Jej synek przez długi czas siedział na krzesełku do karmienia przed telewizorem, „a jak zaczął popłakiwać z nudów, to niania wkurzona podeszła i z wyrzutem krzyknęła: „Czego się drzesz?!" - Niania jadła także tą samą łyżeczką zupkę z moim synkiem oraz oblizywała łyżeczkę w czasie karmienia, choć w tym samym czasie jej dziecko chorowało na mononukleozę, którą właśnie w ten sposób przenosi się na małe dzieci.

Dorota nagrała nianię za pomocą dyktafonu. Po odsłuchaniu nagrania uderzył ją przede wszystkim zły stosunek opiekunki do jej córki. – Przez cały czas na nią burczała, była jakby obrażona. Wciąż mówiła coś w stylu: „Nie będę cię nosić, ciocię nogi bolą". Poza tym, były tam długie godziny milczenia. dziecko przez cały czas siedziało samo, praktycznie bez kontaktu – mówi. Dorota miała również zastrzeżenia do pielęgnacji dziecka. – Nie zostawialiśmy w domu żadnych pieluszek, bo chcieliśmy odzwyczaić od nich dziecko, więc niania zakładała jej pieluchę z nocy, którą chcieliśmy, żeby wyrzuciła. dziecko chodziło w niej przez cały dzień, wskutek czego miało odparzoną pupę – dodaje.

Mąż Joasi przed wyjściem do pracy postawił na lodówce kamerę z półtoragodzinną kasetą, bez wizji. Mąż jeszcze przez chwilę kręcił się po domu, a niania nie przestawała mówić do Piotrusia: „Piotruśku, a tu listeczek, a tam łyżeczka, a tu przewinę ci pieluszkę". – Z momentem jego wyjścia zapada niemal głucha cisza – relacjonuje Joasia. – Słyszę, że robi sobie kawę. Piotruś siedzący w foteliku zaczyna domagać się jedzenia, a ona na to: „Co, matka ci rano żreć nie dała?! Czego się drzesz?!" Po szeleście rozpoznaliśmy, że dziecko dostaje francuskie ciasteczko z marmoladą, a potem następne i jeszcze następne. Wcześniej niania skarżyła się, że dziecko nie je parówek, ale jak miało jeść, skoro na czczo zjadło trzy ciastka? A potem przez półtorej godziny siedziała przed telewizorem i co jakiś czas powtarzała to samo zdanie: „Piotruś, odejdź od schodów, bo bach!" Po półtorej godziny kaseta się skończyła i oprócz tego „bach" niewiele się tutaj działo – mówi Joasia.

„Nie byłam w stanie zaufać już żadnej opiekunce"

Po tych traumatycznych wydarzeniach Joasia i Dorota widziały tylko jedno wyjście: rozstanie z opiekunką. Dorota nawet nie musiała jej zwalniać, ponieważ „dzięki nagraniu dowiedzieliśmy się, że niania szuka pracy, umawiała się na rozmowy". Rzeczywiście, niedługo potem porzuciła swoich pracodawców.

Również Joasia postanowiła, że nie będzie swojej niani „sponsorować na do widzenia traumy" w postaci informacji o nagraniu. Zaproponowała jej więc urlop na warunkach, które zmusiły kobietę do rezygnacji z pracy. – Niania, która codziennie opowiadała nam, jak wspaniały jest Piotrusiek, wychodząc od nas po raz ostatni, nawet się z nim nie pożegnała – mówi z żalem Joasia.

Dorota zatrudniła do swojej córki kolejną opiekunkę. Teraz jest zupełnie inaczej: – Relacje poprzedniej niani z tego, co się działo w ciągu dnia, były bardzo zdawkowe, w stylu: kupa była, zjadła dobrze albo niedobrze, spała 2 godziny i to wszystko. Obecna niania czasem zostaje przez godzinę, żeby opowiadać mi, co dziecko robiło w ciągu dnia – podaje przykład Dorota. Nie czuje potrzeby nagrywania nowej niani.

Znacznie głębszy ślad zostawiło to doświadczenie w Joasi. – Nie jestem już w stanie zaufać żadnej opiekunce – mówi. Po zwolnieniu poprzedniej niani przez pewien czas budzili dziecko o 6 rano, by wozić je do teściów na drugą stronę Warszawy. W końcu mąż Joasi postanowił zrezygnować z pracy. Siedząc z dzieckiem w domu, założył własną działalność. Obecnie handluje sprzętem audio oraz nawigacją do samochodów. – Na dzień dzisiejszy firma rozwinęła się tak dobrze, że być może nie wrócę już do pracy po urlopie macierzyńskim z drugim dzieckiem – cieszy się Joasia.

„Nie po to płacę prawie 2 tysiące"

Ze swojej niani nie zrezygnowała Marzena. Doszła do wniosku, że dzięki „podglądowi" z kamery może skutecznie korygować poczynania opiekunki, a także uczyć się, na co zwracać uwagę niańkom, które w przyszłości mogą się opiekować jej kolejnymi dziećmi. – Przy ukrytej kamerze korygowanie zachowań niańki wymaga dużo gimnastyki, ale da się to zrobić, tylko trzeba trochę pomyśleć i się wysilić – mówi Marzena. – Nie po to monitoruję, co się dzieje w domu i płacę prawie 2 tysiące miesięcznie, żeby się obojętnie przyglądać, ale żeby korygować to, co mi nie odpowiada.

Dziękuję bohaterkom tego artykułu za zgodę na rozmowę o tak trudnych dla nich sprawach. Dane bohaterów tekstu zostały zmienione.

(Źródło: dziecko.onet.pl, autor Marcin Wyrwał)

Polecane wideo

Komentarze (77)
Ocena: 5 / 5
aria (Ocena: 5) 21.08.2017 15:17
Straszne te historie. O poszukiwaniu dobrej niani można poczytać na http://www.lafoto.pl/niania-idealna-jak-ja-znalezc/
odpowiedz
Gunia (Ocena: 5) 16.09.2015 11:28
Ostatnio dużą popularnoscią wsród rodziców cieszą sie dyktafony ukryte w listiwe zasilającej (można je kupić np. internecie, w sklepie Spy-center) za pomocą których można właśnie kontrolować pracę niani.
odpowiedz
besia (Ocena: 5) 11.08.2015 13:21
No właśnie, nianie są różne, wiekszosc jest spoko, ale zdarzaja sie tez takie, które nie powinny nigdy miec kontaktu z dzieckiem. Ja kontrolowałam nianię za pomocą takiego ukrytego dyktafonu: www.sklep-seko.pl/?pages=dyktafony/dyktafon_pendrive
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 27.09.2012 10:00
Witam, właśnie mieliśmy podobną sytuację... zainstalowałem kamerkę, bo miałem wątpliwości... cały dzień w pracy miałem podgląd co się dzieje w domu. Dodatkowo kamerka nagrywała przy wykryciu ruchu i dźwięku... Do mojego momentu wyjścia z domu same milutkie słowa.. zobacz na ptaszki.. itp. itd. .. po wyjściu martwa cisza.. i tylko "nie do buźki"... "uważaj".. przesiedziała cały dzień przed TV.. a przed wyjściem zawsze mnie prosiła o przełączenie na bajki, bo nie potrafi włączyć dekodera.. po wyjściu od razu przełączała.. Maluch nie dostał obiadku.. w zamian herbatek do oporu i butelka mleka.. bo przy karmieniu trzeba odrobinę wysiłku.. okłamała nas, że nie pali.. a paliła co prawda wychodziła na balkon ale paliła.. na spacer powiedziała, że wyszła o 14:30, a wyszła 15 minut przed powrotem żony z pracy.. Przez cały dzień mały nie dostał ani jednej zabawki do ręki.. sam biedak (11 m-cy) musiał przepychać ciężką pufę żeby dostać się do regału z zabawkami.. co zrobił po kilu godzinach biegania kuchnia - pokój.. wiele by jeszcze pisać.. Mieliśmy problem z kupkami.. badania.. wizyty u gastrologa.. a się okazałe, że maluch zamiast jeść pił.. Częste problemy z karmieniem z łyżeczki.. masakra.. podsumowując przychodziła "żeby dziecko się nie zabiło".. Najlepszy jest motyw, że w pewnym momencie założyła buty i chodziła w butach po domu.. Także jak macie jakieś podejrzenia to się nie szczypcie.. to jest wasze dziecko i jego dobro jest najważniejsze.. Moja mam sama jest opiekunką do dzieci i odchowała już kilka (20 lat doświadczenia) i złapała się za głowę jak to wyszło na jaw.. Gdyby nie to chore Państwo i niskie zarobki mamy mogły by siedzieć w domu.. Dodam, że półtora roku czekamy na miejsce w żłobku publicznym... w akcie desperacji obdzwoniliśmy całe miasto i czekamy na odpowiedzi..
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.12.2011 15:53
www_germano_com_pl
odpowiedz

Polecane dla Ciebie