Lubiana aktorka Małgorzata Socha, matka trójki dzieci, kiedy zaszła w ciążę po raz pierwszy, w rozmowie z Agatą Młynarską wyznała, że ona i jej mąż planują poród rodzinny. „Powiedziałam mojemu mężowi tak: Skoro byłeś przy poczęciu, musisz też być przy narodzinach”. I tak też się stało. Ojciec dziecka nie tylko był obecny przy porodzie, ale również przeciął pępowinę.
Zobacz także: „Siedzę w domu i zajmuję się dzieckiem. Chcę, żeby mąż wypłacał mi miesięczną pensję”
Porody rodzinne są dziś standardem – każda kobieta ma prawo rodzić z ojcem dziecka (czy z inną wskazaną osobą, np. mamą czy siostrą) w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Nie musi wcześniej składać żadnej deklaracji (wystarczy zaznaczyć to w planie porodu), a za obecność bliskiej osoby na sali porodowej nie ponosi opłaty – jeśli szpital oczekuje, że za to zapłacisz, działa niezgodnie z prawem. Wyjątek stanowią opłaty związane z obecnością partnera w placówce takie jak np. obuwie ochronne, posiłek, właściwy strój.
W Polsce pierwszy poród, w którym uczestniczył ojciec dziecka, miał miejsce w 1983 roku w Łodzi. Coś, czego kiedyś na polskich porodówkach się nie praktykowało, dziś jest normą, z której korzysta większość Polek.
Patrycja ma 32 lata i dwie córeczki. Obie urodziła siłami natury, a jej mąż był obecny przy ich narodzinach. Dla Patrycji było to coś zupełnie naturalnego. „Mąż chodził ze mną do szkoły rodzenia, razem kompletowaliśmy wyprawkę, wiózł mnie na porodówkę, więc nie wyobrażałam sobie, żeby go przy mnie nie było. Towarzyszył mi zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Dopingował mnie, podtrzymywał na duchu, podawał wodę. Starszą córkę rodziłam jedenaście godzin. Gdyby nie jego obecność, nie dałabym rady!”.
Nie da się ukryć, że obecność mężczyzny przy porodzie wiąże się z szeregiem korzyści dla całej rodziny. Kobieta w tym jednym z najważniejszych dni w swoim życiu nie czuje się samotna i opuszczona. Ma wsparcie – emocjonalne, psychiczne, fizyczne. „Mężczyzna w trudnych momentach pociesza, chwali i podziwia, dodaje otuchy w sytuacjach kryzysowych, co z założenia zmniejsza uczucie lęku. W czasie porodu często pełni on też funkcje pielęgnacyjno-opiekuńcze. Ponadto partner wspiera fizycznie rodzącą podczas zmiany pozycji na łóżku, worku saco lub piłce oraz zachęca do wspólnego spaceru po sali porodowej, podaje wodę do picia oraz czuwa nad jej bezpieczeństwem. Jego działania mają na celu mobilizację rodzącej do podejmowania aktywności fizycznej” – piszą autorki pracy „Alternatywa porodów rodzinnych w opiniach kobiet”.
Wspólny poród to także szczególne wydarzenie dla mężczyzny. Obecność ojca przy narodzinach dziecka buduje więź między nim a maleństwem. Umacnia się również więź między partnerami.
„Rodziłam synka z mężem i nie żałuję. Polecam to każdej kobiecie” – mówi Agnieszka, lat 28. „Nigdy, przenigdy nie chciałabym być na porodówce sama. Przeszliśmy przez to razem od początku do końca i to był dla nas wszystkich niezapomniany czas”.
Dla naszych matek oraz babć obecność mężczyzn na porodówce nierzadko wydaje się… kaprysem. „Nigdy nie chciałabym rodzić z mężem” – mówi 68-letnia Jagoda, która urodziła dwoje dzieci i ma pięcioro wnucząt. „Kiedyś nie było takich praktyk i przyznaję, że na sali porodowej czułam się bardzo samotna. Ale to były zupełnie inne czasy i inny standard opieki. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby rodzić z mężem. Nie chciałabym. Chyba bym się wstydziła. Nie sądzę również, żeby on miał na to ochotę. Kiedyś porody były wyłącznie sprawą kobiet”.
Nawet dziś są mężczyźni, którzy tak sądzą. Natalia przyznaje, że córkę rodziła w obecności męża i to był błąd. „Nie dał rady” – mówi. „To było ponad jego siły. Denerwował się bardziej ode mnie. Na porodówce nie mógł znaleźć sobie miejsca. Zaczął krytykować położną, aż dobitnie zwróciła mu uwagę. W ogóle o mało nie zemdlał. Jego obecność w niczym mi nie pomogła, a wręcz przeszkadzała”.
Nieodporny psychicznie mężczyzna może nabawić się pewnego rodzaju traumy. W internecie nie brakuje historii mężczyzn, którzy po porodzie rodzinnym zaczęli mieć do partnerki… uraz. Bywa, że ojcowie tracą zainteresowanie partnerką i zaczynają wycofywać się z życia erotycznego.
Jeden z internautów pisze wprost, że żałuje swojej obecności przy porodzie żony. „To miało być wspaniałe doświadczenie, bardzo się cieszyłem, gdy żona zaproponowała mi uczestniczenie w tej wyjątkowej chwili. Jednak teraz muszę stwierdzić, że to była najgorsza decyzja w moim życiu. Przykro mi to mówić, ale od tego czasu nie mogę spojrzeć na żonę jak na kobietę. Ciągle mam przed oczami krew, pot, krzyki. Przez ostatni rok kochaliśmy się zaledwie kilka razy, bo jak przypominam sobie jej narządy w akcji, nachodzi mnie obrzydzenie”.
Internauta przyznaje, że myśli wręcz o wizycie w agencji, żeby jakoś rozładować napięcie. „Nie wiem, co mam robić, jak zapomnieć o tamtym przykrym widoku” – pisze. I apeluje do innych kobiet, aby na porodówkę nie zabierały swoich mężów.
W publikacji „Poród rodzinny z perspektywy ojca dziecka” można przeczytać, że współczesny ojciec to mąż powyżej 30. roku życia (średnia wieku to 32 lata), a ojcowie, którzy przygotowywali się do porodu rodzinnego, odczuwali mniejszy lęk przed porodem niż ci, którzy podeszli do tego instynktownie. Co więcej, wspólny poród wpływa pozytywnie na więzi partnerskie, o ile decyzja o uczestnictwie partnera została podjęta wspólnie. Z badań wynika ponadto, że mężczyźni wynoszą z sali porodowej różne wrażenia: 80 proc. uznało to za niesamowite przeżycie, 60 proc. za nowe doświadczenie, natomiast u 35 proc. doświadczenie to wyzwoliło większy szacunek. Najczęstszą odpowiedzią na pytanie, czy postrzeganie partnerki uległo zmianie, było: „tak, stała się dla mnie bohaterką”.
Warto jeszcze mieć świadomość, że w uzasadnionych przypadkach personel medyczny może wyprosić towarzyszącego rodzącej kobiecie mężczyznę. Stanie się tak m.in. gdy zacznie zwracać lekarzowi uwagę, krzyczeć, przeszkadzać, będzie nietrzeźwy albo jeśli kobieta stwierdzi, że nie życzy sobie jego obecności.
Zobacz także: „Przyjaciółka ukradła imię mojego dziecka!”
Bibliografia: