Z biologicznego punktu widzenia do poczęcia dziecka jest potrzebna kobieta oraz mężczyzna. Jednak, jak coraz głośniej podkreślają panowie, nie są oni wystarczająco chronieni przez prawo. Z jednej strony spada na nich wiele obowiązków formalnych, ale przywilejów nie mają żadnych. W myśl zasady „moja macica, moja sprawa” - to wyłącznie matka decyduje o losach potomstwa. Przekonał się o tym Robert, który zgłosił się do nas z dramatycznym apelem.
Zobacz również: Usunęły ciążę i wyznają: „Aborcja to najłatwiejsza i najlepsza decyzja w życiu”
27-latek miał zostać ojcem, ale najprawdopodobniej nigdy nie zobaczy swojej pociechy. Jego partnerka podjęła inną decyzję, a on nie jest w stanie się skutecznie przeciwstawić. Młoda kobieta chce skorzystać z możliwości legalnego przerwania ciąży bez konsultacji z nim. On kategorycznie sprzeciwia się aborcji, ale w tej konkretnej sytuacji ma związane ręce. W myśl przepisów to do matki należy ostatnie słowo. On nie jest w stanie się z tym pogodzić.
W rozmowie z nami zdradza, co poczuł, kiedy dowiedział się, że zostanie tatą. I jak żyje mu się z myślą, że partnerka chce mu to odebrać. To wyjątkowo trudna historia, w której trudno zająć jednoznaczne stanowisko. A Ty po której staniesz stronie?
fot. Unsplash
Papilot.pl: Dowiadujesz się od partnerki, że spodziewa się dziecka i…
Robert: Rzeczywiście, to ona mnie poinformowała. Ale jestem zdania, że nie tylko ona się spodziewa. To my mamy zostać rodzicami. Sama matka niewiele by zdziałała. Potrzebny jest również ojciec. Byłem zaskoczony. Z jednej strony strach, ale też ekscytacja. Potrzebowałem chwili, żeby ochłonąć i przyjąć to do wiadomości. Później była już tylko radość i duma.
Długo się cieszyłeś?
Zaledwie kilka tygodni. Wyobrażałem sobie nasze dziecko i robiłem wszystko, żebyśmy wychowali je razem. Zaproponowałem pełne wsparcie. Chciałem stworzyć z nią rodzinę. Ona od początku uważała to za swoją porażkę. Nie chcę niczego sugerować, ale kiedy dowiedziała się o komplikacjach, chyba jej ulżyło. Tak jakby problem spadł jej z serca i znowu wszystko będzie po staremu.
Lekarze poinformowali was, że dziecko nie jest zdrowe.
Poinformowali ją, bo w naszym kraju ojciec to piąte koło u wozu. Jeśli kobieta niczego nie powtórzy, to mężczyzna do końca może nie być niczego świadomy. Ale tak - dotarło do nas, że maleństwo urodzi się z pewnymi wadami. Dość poważnymi, ale z którymi można żyć. To wymaga oczywiście poświęcenia z naszej strony. Byłem na nie gotowy.
A partnerka?
Zupełnie nie. W przeciwnym razie nie zaczęłaby od razu mówić o aborcji.
Zobacz również: Na złość hejterom publikuje zdjęcia córki ze zdeformowaną twarzą
fot. iStock
Nie mówimy o podziemiu, ale w pełni legalnym zabiegu usunięcia ciąży.
Dla mnie to żadna różnica. Od razu usłyszałem od niej, że trzeba się pozbyć problemu. Ona już rozmawiała z tym i owym, dostanie zgodę na aborcję, ale musi się szybko zdecydować. Nawet poprosiła mnie, żebym za bardzo nie chwalił się tą ciążą, bo ona nie chce później świecić przed ludźmi oczami. Niby zdecydowała się uśmiercić to dziecko, ale jakieś wyrzuty sumienia od razu się ujawniły. Może nawet wstyd.
W jaki sposób przekonywałeś ją, żeby tego nie robiła?
Zapewniłem, że będę dobrym i kochającym ojcem. Razem damy sobie radę. Dziecko chore jest taką samą istotą, jak każda inna. Wymaga wsparcia i miłości, a nie skrobanki. Jeśli będzie chciała - to na mnie może spaść główny ciężar opieki. Ja nie mam zamiaru skazywać jej na cierpienie. Skoro ona nie jest w stanie się poświęcić, to ja to zrobię. Nie chciała słuchać. Mówiła tylko, że robię jej wodę z mózgu i utrudniam sprawę.
A wydawało się, że w ten sposób sporo ułatwiasz.
Gdyby brała pod uwagę urodzenie, to tak. Ale ona już się nastawiła, że załatwi problem, a ja niepotrzebnie snuję różne scenariusze. Dla niej sprawa była już od początku zamknięta. „Ja nie pytam ciebie o zgodę. Ja cię tylko informuję” - usłyszałem od niej. I niestety niewiele mogę z tym fantem zrobić. Decyzja zapadła i niedługo najprawdopodobniej zabieg się odbędzie.
Poddałeś się?
Szukałem pomocy w kancelarii prawnej. Odesłali mnie z kwitkiem, bo prawo nie chroni ojca nienarodzonego dziecka.
Zobacz również: Prawdziwe życie: "Tak. Miałam aborcję"
fot. Unsplash
Zrobiłeś coś jeszcze?
Próbowałem przemówić do jej sumienia. Rozmawiałem z jej rodzicami. Oni niby stoją po mojej stronie, ale wychodzą z założenia, że córka jest dorosła i sama wie najlepiej. Są zupełnie z boku i nie chcą się mieszać. Pytam ich, czy chcą mieć na sumieniu swojego wnuka. Nie odpowiadają. Z tego powodu nasze relacje bardzo się pogorszyły. My nie jesteśmy już parą, a ja nie mam wstępu do jej rodzinnego domu. Podobno to ja wszystko utrudniam.
Naprawdę jesteś skłonny zająć się ciężko chorym dzieckiem, jeśli jego matka nie będzie chciała się za bardzo angażować?
Uważam, że zmieniłaby zdanie po porodzie. Zobaczyłaby, że to nie żaden uszkodzony płód, ale jej maluszek. Myślę, że dzięki porodowi przejrzałaby na oczy. Moglibyśmy do siebie wrócić. Jeśli nie - jestem facetem i biorę odpowiedzialność za swoje czyny i decyzje. Ja już teraz czuję się ojcem. Gdybym został z dzieckiem sam - trudno, jakoś dałbym sobie radę. Myślę, że dla miłości człowiek zrobi wszystko.
Utrzymujecie ze sobą kontakt?
Tylko przez pośredników. Nie chce ze mną rozmawiać po tym, jak nazwałem ją morderczynią. Nie wprost, ale stwierdziłem, że aborcja to zawsze morderstwo. Woli się ode mnie odciąć, niż żeby zżerały ją wyrzuty sumienia. Ale i tak twierdzę, że jeśli to zrobi, to już nigdy spokojnie nie zaśnie. Ona w głębi duszy wcale nie jest potworem.
Co teraz czujesz?
Bezsilność. Wszyscy są przeciwko mnie. I dziecku.