Kiedy w naszym życiu dzieje się coś złego, na każdym kroku słyszymy, że to nie koniec świata. Trzeba wziąć się w garść, jutro będzie lepiej, spójrz w przyszłość. Podobnie było w przypadku Marzeny. Problem w tym, że kiedy faktycznie postanowiła zapomnieć i ruszyć przed siebie - nagle okazało się, że tak nie wypada. Zdaniem najbliższych powinna wpaść w ciężką depresję, a przynajmniej płakać na każdym kroku i nie widzieć dla siebie nadziei.
26-latka niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży. Oficjalnie bardzo ją to ucieszyło. Kilka tygodni później poroniła. Zamiast wpaść w czarną rozpacz - przyjęła to na spokojnie, wychodząc z założenia, że nie ma tego złego. I właśnie to najbardziej zszokowało jej rodzinę i przyjaciół. Zdecydowanie bardziej, niż przedwczesne zakończenie ciąży. Teraz to oni mają do niej żal. Została posądzona o brak podstawowych uczuć.
Dlaczego młoda kobieta nie wpadła w czarną rozpacz, a w poronieniu dostrzegła szansę dla siebie? Opowiedziała nam o tym w szczerej rozmowie.
Zobacz również: 5 zdań, których nie masz prawa powiedzieć kobiecie po poronieniu
fot. Unsplash
Papilot.pl: Na początku bliscy ci współczuli. A teraz?
Marzena: Już mnie nie pocieszają i nie oferują wsparcia. Wiedzą, że tego nie potrzebuję. Poza tym, są na mnie w większości obrażeni. Nie zareagowałam tak, jak podobno powinnam. Naczytali się i naoglądali różnych rzeczy, więc teraz uważają się za ekspertów od poronień. Przecież na zdrowy rozum niedoszła matka powinna długo opłakiwać stratę i przynajmniej przez rok pozostawać w żałobie.
Nie można przecież powiedzieć, że wcale cię to nie ruszyło.
To absurdalna teza, która teraz się pojawia wśród najbliższych. Pewnie nawet posądzają mnie o to, że przyłożyłam do tego rękę. To jakieś nieporozumienie. Nie jestem dzieciobójczynią, ale dziewczyną, która postanowiła żyć dalej. W miarę normalnie i z nadzieją na przyszłość. Tylko ja wiem, jak bardzo to przeżyłam. Nikt inny nie siedzi w mojej głowie. Moim zdaniem każdy powinien zajmować się przede wszystkim sobą.
Matki, które marzyły o dziecku bardzo długo nie potrafią pogodzić się ze stratą.
Ja uporałam się z tym w miarę szybko i rodzina powinna być z tego zadowolona. Płacz, depresja i brak perspektyw to przecież nic fajnego. Nie ma też co ukrywać - ciąża nie była moim najważniejszym celem, ale efektem przypadku. Ani to nie był dobry moment, ani - jak się później okazało - dobry materiał na ojca.
Wyparł się dziecka?
Wręcz przeciwnie. Ale on też odebrał mi prawo do przeżywania tego po swojemu.
Zobacz również: Pogrzeb po poronieniu
fot. Unsplash
To znaczy?
Mój partner też był w szoku, kiedy dowiedział się o wpadce. Ale szybko przyzwyczaił się do tej myśli i bardzo chciał zostać tatą. Chciał się nawet oświadczyć, żeby dziecko przyszło na świat w małżeństwie. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że ślub chcę wziąć z miłości, a nie poczucia obowiązku. Dajmy sobie czas i jeśli za rok nadal będzie mnie kochał - wtedy chętnie to zrobię. Teraz wiem, że do tego nie dojdzie. Nie ma ciąży i on też zniknął z mojego życia.
Co zaważyło na waszym związku - poronienie czy twoja reakcja na nie?
Nie wiem. Nie jestem psycholożką, która potrafi to wszystko ogarnąć. Nie jest jednak tajemnicą, że on też zarzucał mi brak uczuć. „Dopiero co straciłaś dziecko, a już imprezujesz!”. Faktycznie, wybrałam się do znajomej na imieniny 3 tygodnie po przerwaniu ciąży. Nie po to, żeby świętować rozwiązanie problemu, ale wyjść do ludzi i odreagować. Chciałam z kimś pobyć i pogadać. Tylko i aż tyle. On, podobnie jak wiele innych osób w moim otoczeniu, uznał to za niestosowne.
Można powiedzieć, że po poronieniu odetchnęłaś z ulgą?
Nie nazwę tego w ten sposób. Po prostu zaakceptowałam sytuację, bo wszystko wróciło do normy. Przestałam być ciężarną panną, która musi wziąć ślub, bo tak wypada. Mogłam znowu realizować swoje plany, które na razie nie były związane z rodziną. Uznałam, że widocznie tak miało być. Mamą jeszcze zostanę, a póki co trzeba wziąć się w garść. Teraz cieszę się, że tak się stało.
Tych słów wielu ci nie wybaczy.
Trudno, to moje życie.
Zobacz również: Po 11 tygodniach to dziecko przyszło na świat. To, co napisała jego matka daje dużo do myślenia...
fot. Unsplash
Rodzina się od ciebie odsunęła?
Może nie całkiem, ale mają mnie teraz za wariatkę. Cieszy się z poronienia, więc nie może być normalna. Mają mi nawet za złe, że nie pochowałam tego dziecka. Przecież to jakiś absurd. U rodziców w domu stanął nawet w pokoju mały ołtarzyk ze zdjęciem USG. Mama pali tam świece i modli się za wnuka. Ich zdaniem powinnam robić to samo. Rozpaczać i przestać normalnie żyć. Może faktycznie tak by wypadało, ale nie byłoby to szczere.
Jakim jednym słowem określisz to, co się stało?
Szansa. Mam możliwość zacząć wszystko od nowa. Znaleźć prawdziwą miłość, która mnie nie zawiedzie i zawsze będzie wspierać. Na nowo ułożyć relacje rodzinne. Zrobić jeszcze wiele szalonych rzeczy, zanim się ustatkuję. Pracować, imprezować wyjeżdżać. Jako młoda mama musiałabym zamknąć wiele rozdziałów. Los dał mi szansę, żeby jeszcze się tym wszystkim nacieszyć. Nie prosiłam się o poronienie, ale stało się.
A jaki jest najbardziej przykry komentarz, który usłyszałaś?
Że zamiast płakać - skaczę z radości. To nie jest prawda. Być może nie szlocham na każdym kroku, ale po prostu staram się normalnie żyć. Dziwi mnie, że dla niektórych to taki wielki problem. Naprawdę woleliby, gdybym nie doszła do siebie?
Myślisz czasem, co by było, gdyby sytuacja ułożyła się inaczej?
Cały czas. I mam odwagę powiedzieć, że nie narzekam na to, jak jest.