Córeczka Dagmary przyszła na świat dwa miesiące temu, ale młoda kobieta wciąż nie może zapomnieć koszmaru, jakiego doświadczyła na sali porodowej. „Od dzieciństwa mam wyjątkowo niski próg odporności na ból, dlatego gdy zaszłam w ciążę od razu założyłam, że skorzystam ze znieczulenia. Niestety, gdy pojawiły się skurcze i w końcu dotarłam do szpitala dowiedziałam się, że nie otrzymam zastrzyku, bo o tej godzinie nie ma już żadnego anestezjologa” – opowiada.
W efekcie przeżyła najstraszniejsze kilka godzin w życiu. „Trudno to nawet opisać, czułam się, jakby ktoś rozcinał mnie nożem na żywca. Najgorsze, że trwało to bardzo długo i myślałam, że zejdę z tego świata. Jednak walczyłam z tym jak mogłam, po pierwsze dla dziecka, a po drugie przy życiu trzymała mnie chęć jak najszybszego opuszczenia szpitala i wytoczenia mu sprawy w sądzie za to, że nie mogłam skorzystać z przysługującego mi prawa do ulgi w cierpieniach” – tłumaczy Dagmara.
Matki-siłaczki: W ciąży dźwigają tak OGROMNE brzuchy, że można im tylko współczuć!
Niedługo po wyjściu do domu faktycznie złożyła pozew za brak znieczulenia przy porodzie. Nie ona jedna, ponieważ coraz więcej Polek skarży się, że szpitale nie chcą stosować środków łagodzących ból, choć od lipca 2015 r. obowiązuje zarządzenie prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, na mocy którego NFZ refunduje znieczulenie przy porodzie, płacąc za nie szpitalowi 413 zł. Wcześniej było ono dostępne tylko wtedy, gdy kobieta miała do tego wskazania medyczne, czyli nie była w stanie rodzić siłami natury. W pozostałych przypadkach chętne pacjentki musiały płacić za dodatkową usługę ok. 600 zł.
Jakby tego było mało, w sierpniu 2016 r. weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia o łagodzeniu bólu porodowego. Daje ono każdej kobiecie prawo do znieczulenia farmakologicznego na życzenie.
W praktyce bywa z tym jednak kiepsko. „W zakresie dostępu pacjentek rodzących do znieczulenia zewnątrzoponowego dochodzi do naruszeń praw kobiet ciężarnych i rodzących” – stwierdza Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich w niedawnym wystąpieniu do ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła.
Fot. Thinkstock
Z danych statystycznych NFZ wynika, że między województwami istnieją znaczne dysproporcje w dostępie do tego świadczenia. Na koniec 2015 r. najwięcej znieczuleń wykonano w województwach: mazowieckim, małopolskim i podlaskim, gdzie ich odsetek dochodził do 24 proc. Z kolei w takich województwach jak: kujawsko-pomorskie, lubelskie, lubuskie czy pomorskie sięgał on… 1 procenta. W lubuskim w ogóle trudno mówić o dostępności do znieczuleń, skoro wykonano ich zaledwie osiem na 2,2 tys. porodów.
Takie dysproporcje wynikają przede wszystkim z niedostępności personelu medycznego, głównie lekarzy anestezjologów. Problem jest szczególnie widoczny w przypadku małych powiatowych placówek służby zdrowia.
Fot. Thinkstock
„Nie każda kobieta planuje i ma możliwość odbycia porodu w szpitalu wojewódzkim, w którym ma większe szanse na przeprowadzenie go ze znieczuleniem farmakologicznym. Wiele spośród nich rodzi w najbliższym szpitalu powiatowym, będąc często pozbawionymi możliwości farmakologicznego łagodzenia bólu” – zauważa Adam Bodnar.
Zdaniem rzecznika brak faktycznej możliwości podania znieczulenia, gdy jest ono prawnie gwarantowane, może świadczyć o naruszeniu praw pacjentki do poszanowania jej godności i intymności oraz prawa do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej.
Zobacz również: Ona za chwilę urodzi, a jej brzuch prawie w ogóle się nie zmienił!
„Każdorazowe zmuszanie pacjentki do urodzenia dziecka bez znieczulenia, gdy nie ma przeciwwskazań zdrowotnych do jego podania, może być uznane za przejaw nieludzkiego i poniżającego traktowania” – podkreśla rzecznik, powołując się na zapisy konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.
Fot. Thinkstock
Kobiety ciężarne i rodzące są grupą szczególnie narażoną na opresyjne traktowanie. W wielu przypadkach ich uwaga i zaangażowanie są bowiem skupione w pierwszej kolejności na dobru i bezpieczeństwu dziecka, a dopiero w dalszej na własnych prawach i potrzebach.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez stowarzyszenie „Obywatel Mama”, Polki są zaskoczone posiadaniem jakichkolwiek praw na oddziałach porodowych. Brak świadomości ciężarnych i rodzących pacjentek, że dysponują uprawnieniami i możliwościami ich egzekwowania może przekładać się na częstotliwość i ryzyko naruszania praw. Nieświadoma kobieta nie będzie żądała ich przestrzegania.
Fot. iStock
Wbrew rozpowszechnionym opiniom, także przekazywanym niekiedy przez personel porodówek, znieczulenie zewnątrzoponowe, wykonywane w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, nie niesie dużego zagrożenia dla zdrowia pacjentki. Oczywiście pod warunkiem, że zostanie zaaplikowane przez wyspecjalizowanego anestezjologa.
Bardzo ważny jest wcześniejszy wywiad medyczny i przeprowadzenie odpowiednich badań, zwłaszcza układu krzepnięcia krwi – wszelkie jego nieprawidłowości mogą stanowić przeciwwskazanie do stosowania znieczulenia. Podobnie jak schorzenia centralnego i obwodowego systemu nerwowego. Jeśli pacjentka miewa silne bóle głowy czy migreny, anestezjolog powinien skonsultować jej przypadek z neurologiem.
Wiele kobiet obawia się, że po znieczuleniu nie będą czuły skurczów, co utrudni i przedłuży poród. Obawy sią nieuzasadnione, bo farmakologia tylko łagodzi ból, a nie eliminuje go zupełnie. U osób rodzących po raz pierwszy aplikacja znieczulenia pozwala nawet skrócić czas akcji porodowej. Natomiast kolejny poród może być nieco wydłużony, choć nie jest to regułą.
Zobacz również: Kobieta jest w ciąży od... 2 lat! Jak to możliwe?
RAF