W Polsce każdego roku dokonuje się kilkuset legalnych zabiegów przerywania ciąży. Dopuszczalne są wyłącznie w sytuacji, kiedy ciąża jest efektem czynu zabronionego (gwałt, seks w nieletnią, kazirodztwo), zagraża życiu matki lub płód jest poważnie uszkodzony. Kwestie społeczne nie mają żadnego znaczenia. Dziecko chronione jest od samego poczęcia, nawet jeśli wiadomo, że rodzina nie będzie w stanie go wychować i utrzymać. To wyłącznie urzędowe statystyki, które nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Organizacje kobiece opowiadające się za wolnym wyborem każdej kobiety (pro-choice) szacują, że nielegalnych aborcji każdego roku dokonuje nawet 100 tysięcy Polek.
Państwo udaje, że nie widzi problemu, bo znalezienie gabinetu i lekarza, który za odpowiednią opłatą zdecyduje się złamać prawo, to żaden kłopot. W prasie i Internecie nie brakuje ogłoszeń w stylu „Ginekolog, szybko, tanio” czy „Ginekolog rozwiąże twój problem”. W każdym przypadku chodzi o jedno – przerwanie ciąży na życzenie pacjentki. Mamy więc bardzo restrykcyjne prawo, którego nikt nie przestrzega. Aborcje wykonywane są każdego dnia, ale raczej nie słyszymy o tym, by kogoś z tego powodu spotkała kara. Mimo wszystko, niektóre kobiety boją się takiego ryzyka i stawiają na bardziej oficjalne i bezpieczne rozwiązania.
Miejsce Słowaczek i Czeszek szybko zajęły jednak Polki. Coraz chętniej korzystamy z legalnych zabiegów przerywania ciąży w komfortowych warunkach, zamiast ryzykować w prywatnych polskich gabinetach działających w podziemiu. Niektóre ośrodki aborcyjne tuż przy naszej granicy utrzymują się głównie z polskich pacjentek. Stanowimy nawet 80 procent wszystkich chętnych! Bezpiecznie, tanio, komfortowo i zgodnie z prawem.
„W pakiecie oferują anestezjologa, transport dla pacjentki i osoby towarzyszącej, opiekę „dzień po”, a nawet radzą, jak bezpiecznie dojechać na miejsce” – informuje „Gazeta Wyborcza”.
Wystarczy wsiąść w autobus lub pociąg, przygotować nieco ponad tysiąc złotych i sprawa załatwiona. Kliniki na Słowacji i w Czechach działają w pełni legalnie.
Gdyby nie restrykcyjne polskie prawo, wiele ośrodków u naszych południowych sąsiadów nie miałoby racji bytu. Władze takich krajów jak Słowacja i Czechy już dawno dostrzegły, że z aborcją nie da się walczyć rygorystycznymi przepisami. Niechcianym ciążom należy zapobiegać. Pełna refundacja antykoncepcji okazała się doskonałym rozwiązaniem. Z roku na rok coraz mniej obywatelek tych krajów decyduje się na aborcję, bo wpadki nie zdarzają się tam tak często, jak u nas.
W Czechach i na Słowacji przerwać ciążę można bez podania przyczyny aż do 12. tygodnia. Jeśli lekarz uzna, że aborcja uzasadniona jest w późniejszym momencie – nawet do 24. tygodnia. W przypadku zagrożenia zdrowia matki lub uszkodzenia płodu – kiedykolwiek. Obywatelki, które otrzymają skierowanie na taki zabieg, nie muszą nawet martwić się o koszty, bo wszystko jest refundowane z funduszu zdrowia. Polki przyjmowane są odpłatnie.
Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, ceny wahają się od 370 do 440 euro (ok. 1600-2200 zł). Południowi sąsiedzi nie muszą się nawet reklamować, bo Polki same do nich trafiają. Mimo wszystko zachęcają przyjazną atmosferą, a nawet obsługą w języku polskim.
Czy to nie lepsze rozwiązanie, niż zamiatanie sprawy pod dywan?