Dlaczego Polki wciąż nie rodzą po ludzku?

Porody w Polsce niewiele mają wspólnego z definicją porodu Światowej Organizacji Zdrowia. Polki rodzą tak, jak kilkadziesiąt lat temu - niewygodnie, na plecach, a potem rozdziela się je z dziećmi. Dlaczego?
Dlaczego Polki wciąż nie rodzą po ludzku?
28.09.2008

Czwartkowy „Dziennik" przeprowadził rozmowę z prof. Marianem Gabrysiem, ginekologiem i wykładowcą Akademii Medycznej we Wrocławiu, na temat tego, dlaczego w Polsce kobiety nadal rodzą w strasznych warunkach i są traktowane przedmiotowo. Nic na przełomie ostatnich kilkudziesięciu lat w państwowych placówkach się nie zmieniło.

RENATA KIM: Co to znaczy nowoczesny poród?

PROF. MARIAN GABRYŚ: "To taki, którego kobieta się nie boi. A niestety, w Polsce jest ogromny lęk przed porodem, zwłaszcza naturalnym. Lęk podsycany, przez szeroko rozumiane media. Bo proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób reżyserzy, nie tylko polscy, ale i na całym świecie, pokazują poród: ciężarna nagle wygina się w łuk, zaczyna ryczeć straszliwym głosem, wręcz wyje. Jestem położnikiem z 35-letnim doświadczeniem i takie porody, nazywam je teatralnymi, widziałem zaledwie parę razy w życiu. Dlaczego nie pokażą porodu w inny sposób?" niestety,

No właśnie, dlaczego?

"Bo to nikogo nie bierze. Nikt nie chce oglądać porodu przebiegającego w ciszy i spokoju. Do pewnego stopnia twórcami tego strachu wokół porodu jesteśmy my lekarze, bo nie potrafiliśmy stworzyć jasnego przekazu tego niezwykłego doświadczenia. I dlatego teraz chcemy pokazać młodym kobietom, że nie muszą się porodu bać. Chcemy je przekonać, że lekarze są właśnie po to, żeby im pomóc, gdy boli, żeby zadbać o dobro ich dziecka. I najważniejsze: że poród wcale nie przypomina tortur czy wymuszania zeznań".

Czy polscy lekarze są gotowi, by w ten sposób pomagać pacjentkom?

"Po to chcemy do nich mówić. Do ciężarnych kobiet możemy dotrzeć tylko poprzez lekarzy, którzy się na co dzień nimi opiekują. To im najpierw musimy wytłumaczyć: że poród może być przyjazny. Bo dopiero wtedy rodzenie przestanie spędzać sen z powiek bardzo wielu kobietom, nawet nastolatkom. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, na których Polki opowiadają o swoich przeżyciach, by zobaczyć, jak wiele zastrzeżeń mają do polskich szpitali, lekarzy i położnych. Więc już najwyższy czas, abyśmy my, lekarze, nauczyli się nowego sposobu myślenia o sprawach związanych z porodem i z przyjściem dziecka na świat".

Na czym miałoby polegać to nowe myślenie o porodzie?

"Generalnie chcemy przypomnieć kolegom, zarówno lekarzom, jak i położnym, że ani fizjologicznie prawidłowo przebiegająca ciąża, ani poród nie są zjawiskami chorobowymi. Nie trzeba na nie patrzeć z nadmiernie agresywnego, zabiegowego punktu widzenia".

Co to znaczy?

"Współczesne położnictwo cechuje się bardzo dużą skłonnością do korzystania z aparatury medycznej. Jako przykład wskazałbym badania ultrasonograficzne - według naukowych zasad w czasie rozwijającej się prawidłowo ciąży w zupełności wystarczają trzy takie badania. W praktyce jest ich wykonywanych dużo, dużo więcej. Tymczasem częstsze USG jest konieczne tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z ciążą patologiczną".

Czego jest jeszcze za dużo?

"Za dużo jest ciąż rozwiązywanych cięciem cesarskim. Ten problem dotyczy bardzo wielu krajów na całym świecie, szczególnie Ameryki Południowej. U nas też jest wiele ośrodków, w których ten odsetek jest bardzo wysoki. A są wiarygodne badania naukowe, które pokazują, że przekroczenie pułapu 20 proc. cesarek nie tylko nie poprawia wyników opieki prenatalnej, ale ją pogarsza".

A co z argumentami kobiet, które domagają się cesarskiego cięcia, bo boją się, że poród fizjologiczny będzie trwał zbyt długo? Chcą same decydować o jego przebiegu.

"Daleki jestem od tego, by rodzącym odbierać prawo do decydowania w sprawie porodu. Ale trzeba pamiętać, że cięcie cesarskie jest operacją. Dużą brzuszną operacją, wiążącą się, według statystyk, z określoną zachorowalnością i śmiertelnością kobiet. Oba te wskaźniki są po cesarce wyższe niż po naturalnym porodzie. A zatem, jak można żądać od lekarza, który stoi na straży zdrowia kobiety, żeby robił coś, na skutek czego może ona ucierpieć? Oczywiście nie mówimy o sytuacjach, gdy ciężarna lub rodząca, a przede wszystkim jej dziecko, są zagrożone. Wtedy cięcie cesarskie jest błogosławieństwem".

Opowieści kobiet rodzących

Małgorzata, matka 3-letniej dziewczynki

"Starannie wybierałam szpital. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby mąż był przy porodzie. Każdy szpital, który sprawdziłam, na swoich stronach internetowych wielkimi literami reklamował: u nas za obecność bliskiej osoby się nie płaci. Kiedy w końcu wybrałam jeden szpital, okazało się, że owszem, mąż ma prawo być przy porodzie bezpłatnie, ale porody odbywają się na sali dwuosobowej i druga rodząca musi wyrazić zgodę na obecność mojego męża. No chyba, że zdecyduję się na salę jednoosobową, ale za nią trzeba zapłacić".

Barbara, matka dwojga dzieci, trzy- i sześciolatka

"W szpitalu męża widywałam przez szybkę w drzwiach wtedy, kiedy chodziłam po korytarzu, licząc częstotliwość skurczy. Na oddział nie miał wstępu, bo porodówka to miejsce dla kobiet. Nawet nie przyszło mi do głowy, że można inaczej, bo tam dla wszystkich było oczywiste, że kobiety rodzą same, to znaczy bez mężów".

Karolina, matka półtorarocznego chłopca

"Po porodzie zabrano mi dziecko, przynoszono tylko na karmienie. Nawet się nie buntowałam, bo koleżanki opowiadały mi, jak było, kiedy dzieci zostawiano przy nich. Nikt się nimi nie interesował, nie podawał do karmienia, nie pomagał przewinąć, mimo tego że one same nie były w stanie się ruszyć z łóżka po cesarskim cięciu".

Anna, matka półrocznej dziewczynki

"Zapłaciłam za indywidualną opiekę położnej przy porodzie i za znieczulenie. Nie zapłaciłam za opiekę po porodzie. Pewnie właśnie dlatego jej nie miałam. Przez cały dzień w mojej sali nikt się nie pojawił. Dobrze, że nie wykupiłam sali pojedynczej, bo nie miałabym z kim zostawić dziecka, kiedy chciałam iść do toalety. Kobiety z sąsiednich łóżek udzielały mi też porad laktacyjnych. Prysznic wzięłam dopiero o godz. 16, kiedy przyszedł mąż".

Magda, matka 4 dzieci

"To było moje drugie dziecko. W szpitalu podczas badania KTG odeszły mi wody. Miałam tu wcześniej opłaconą położną, która miała się mną zajmować. Jednak był to piątkowy wieczór i ona bardzo się spieszyła. I nagle zaczęła mi podawać różne lekarstwa, nie informując mnie, co podaje. Okazało się, że natychmiast dostałam, nie wiadomo dlaczego, oksytocynę, jakiś środek na szyjkę macicy oraz tabletkę na znieczulenie, po której czułam się kompletnie ogłupiała. Ja w ogóle nie chciałam znieczulenia, ale ona nawet mnie nie o to zapytała, więc nie miała pojęcia, jaki lek mi podają. Najgorsze, że - jak mi powiedział później lekarz, to zaszkodziło mojemu dziecku, które urodziło się podduszone. Koszmarem okazało się także to, że cały czas mi masowała szyjkę macicy, co mnie potwornie bolało. Także unieruchomili mnie z kroplówką z oksytocyną, więc nie mogłam w ogóle chodzić, tylko byłam przywiązana do łóżka. Poród wspominam fatalnie".

Definicja normalnego porodu - tak powinien przebiegać:

• poród spontaniczny, niewywoływany sztucznie;

• kobieta podczas porodu może jeść i pić;

• błony płodowe pękają w sposób naturalny;

• lekarz i położna zachęcają kobietę do ruchu, na przykład do chodzenia czy ćwiczeń z piłką;

• przy uśmierzaniu bólu nie działa się tylko środkami farmakologicznymi, ale także zapewnia się komfort psychiczny kobiecie;

• atmosfera jest spokojna i bezpieczna;

• tętna płodu słucha się sporadycznie, dzięki czemu kobieta nie jest zmuszona do ciągłego leżenia.

tak nie powinien przebiegać:

• poród wspomagany i przyspieszany;

• ból jest uśmierzany tylko i wyłącznie metodami farmaceutycznymi;

• lekarz i położna zakazują jedzenia i picia;

• błony płodowe przerywa położna;

• kobieta ma ograniczoną możliwość ruchu, albo jest go pozbawiona;

• atmosfera jest typowo szpitalna;

• tętno dziecka jest stale monitorowane.

(Źródło: „Dziennik")

Polecane wideo

Komentarze (141)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 31.03.2011 13:35
i dlatego czytajac takie wypowiedzi NIGDY nie zdecyduje się na dziecko
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 19.12.2010 18:15
Witam ,ja rodziłam w maju w Pabianicach.Koszmar,10 godzin rodzenia ,a potem cesarka w sumie ratujaca zycie dziecku i mnie.Zero zai8nteresowania podczas porodu,problem z podaniem mi znieczulenia za ktore teraz wiem jest pobierana kasa tak samo jak i za zel przysieszajacy porod .Lekarze niemili,opryskliwi(...) .Moja corka byla owinieta pepowina wokol szyi tak,ze porod nie postepowal-zatrzymal sie w pewnym momencie i dziecko juz nie bylo slyszalne ,a ja wyczerpana ,dusilam sie bo niby mieli podac mi tlen ,ale zapomnieli odkrecic butle z tlenem.Wiec w ostatnich sekundach ,gdy juz zaczelam tracic przytomnosc zabrali mnie biegiem na blok z polecenia ordynatora ,ktory stwierdzil,ze nie ma tu mozliwosci urodzenia ,poniewaz dziecko sie cofa zamiast schodzic w dol. No i cesarka ,ktorej nie pamietam w znieczuleniu ogolnym,bo zbyt ciezki mialam stan i dziecko,zeby bawic sie w podawanie do kregoslupa. Potem poloznictwo,nastepny koszmar,sama na sali,z aparatura do mierzenia cisnienia i kroplowkami.Wieczorem zostalam mimo prosb do poloznej(.rybarczyk.) prawie sila sciagnieta z lozka -nigdy tego nie zapomne -zalana krwia ze skrzepami nago na sali chorych.Zbliza sie noc ,a tu dostaje od tej wlasnie poloznej nie zlecony zastrzyk podobno nasenny -tego nie wiem -odlot mialam przez kilka dni potem.Rodzilam w piatek o 9 przez cesarke wyszlam stamtad w niedziele na wlasna prosbe czyli dlugo nie wytrzymalam,poniewaz po usunieciu cewnika niestety nie potrafilam sie wygramolic z lozka starego jak swiat wysokiego i zarwanego ,zeby isc do toalety oczywiscie z asekuracja o ktorej ze strony personelu moglam pomazyc jedynie.Tak wiec,zdana na siebie i pomoc rodziny ,ktora nie byla w stanie byc non stop -postanowilam jak najszybciej opuscic szpital ,przyszlo mi to z wielkim trudem czulam sie koszmarnie ,ale wiedzialam ,ze w domu moge liczyc na pomoc i wsparcie kochajacego meza.Coreczke -druga juz,mamy wspaniala -prawdziwa pieknosc i zdrowa. Omijajciepabianicki szpital to pieklo z personelem ktory nie powinien tam byc
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.10.2009 20:33
Ja rodziłam synka 3 lata temu w Tychach W Wojewódzkim szpitalu , jestem z nich zadowolona . Był przy mnie mąż połozna , bóle były koszmarne ale starali sie mi pomóc na tyle na ile mogli w srodkach przeciw bólowych za 6 godzin położli mi malenstwo na brzuchu był śliczny duży i zdrowy byliśmy szcześliwi nasza trójka w komplecie .Mąż spał w tym samym pokoju co ja po trzech godzinach mogłam stanąć o własnych siłach i naprawdę dobrze sie czułam , rano zajrzała do mnie położna zabrała mnie na sale i tam dostałam malenstwo naprawde polecam ten szpital , kolejny poród bedzie napewno w tym szpitalu bo mam do nich naprawde zaufanie
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 26.02.2009 18:33
ja rodziłam na plecach i było mi dobrzse potem nakarmiłam Córcie i mi ja zabrali nawet i to dobrze bo po porodzie odsapnełam nad ranem mi ja oddali
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 21.12.2008 20:05
Mam 18 lat i jak czytam Wasze wypowiedzi to mnie przeraza... A ja chciałam mieć gromadkę maluchów w przyszłosci... :(((
odpowiedz

Polecane dla Ciebie