Chciałabym nawiązać nie tyle do natłoku artykułów, o nastoletnich matkach, ale i do przeróżnych komentarzy, które są umieszczane pod nimi. W jednych pojawia się zrozumienie, w innych jakaś dziwna empatia, niezrozumienie... Często się spotykam z tym, że "laski się puszczają, a potem dziwią ,że tyle w ciąże zachodzi". Otóż mam w tej chwili 18 lat i roczne dziecko, byłam takim typem, co to ciągle nachodziły mnie rożne ploty, o coraz to nowych dziewczynach z kręgu znajomych, o których dowiadywałam się ze są w ciąży, a w głowie: "dobrze ze mnie to nie dotyczy". Wszystko pięknie, ładnie, jestem z tym samym chłopakiem od kilku lat, chodziliśmy na imprezy, zabawy, aż tu nagle taka niespodzianka, okresu nie mam a test ciążowy: pozytyw. Świat mi sie zawalił i pomyślałam, że teraz to jestem tą, o której będą wszyscy gadać, że młoda itd. Miałam naprawdę przeróżne myśli, co do tej ciąży i niewszystkie pozytywne, ale pomyślałam sobie, że skoro byłam na tyle dorosła, żeby kochać się z chłopakiem, to muszę teraz być na tyle dorosła, żeby ponieść konsekwencje tego... i uwierzcie, że to nie była prosta decyzja... Teraz mam śliczna córeczkę ,której niczego nie brakuje, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem dobrą matką, a przynajmniej się staram i mimo, że w jakimś sensie strąciłam kawałek młodości, to w tej chwili, ten jeden szczerbaty uśmiech mi wszystko wynagradza.