„Wszystkie młode rodziny z dziećmi proszę: wróćcie do nas. To będzie dobre dla Polski, a niekoniecznie złe dla Wielkiej Brytanii” – apelował podczas niedawnej wizyty na Londynie wicepremier Mateusz Morawiecki, zwracając się do ogromnej rzeszy naszych rodaków mieszkających obecnie w Zjednoczonym Królestwie. W 2004 r., w momencie wchodzenia Polski do Unii Europejskiej, było ich około 44 tys., dziś – ponad 980 tys.
Z ostatnich danych Głównego Urzędu Statystyczny wynika, że za granicą mieszka obecnie blisko 2,4 mln Polaków. Choć w 2016 roku, po raz pierwszy od czasów powojennych saldo migracji zagranicznych było dodatnie, czyli więcej osób wróciło do kraju, niż z niego wyjechało, zdecydowana większość nie planuje powrotu do ojczyzny. Nie zniechęcają ich nawet coraz częstsze zamachy terrorystyczne, które wstrząsają zachodnią Europą czy niepewna przyszłość związana m.in. z Brexitem.
Co więcej, kolejne tysiące Polaków deklarują chęć wyjazdu za granicę w najbliższym czasie. 78. proc. ankietowanych przez Work Service przyznało, że kusi ich perspektywa zdobycia pracy dużo lepiej wynagradzanej niż w kraju. Częstą motywacją do emigracji jest także: wyższy standard życia (44 proc. wskazań), większe perspektywy rozwoju zawodowego (37 proc.), brak odpowiedniej pracy w Polsce (37 proc.), możliwość podróżowania i zwiedzania świata (35 proc.) oraz lepsza służba zdrowia (29 proc. badanych).
Zobacz także: McDonald`s za granicą serwuje zupełnie inne dania niż w Polsce! Jakie?
Pierwszą falę migracji zarobkowej stanowili przede wszystkim mężczyźni, których partnerki zostawały zwykle w kraju, opiekując się domem i dziećmi. Obecnie proporcje odwróciły się – z niedawnego raportu Polskiej Akademii Nauk wynika, że kobiety stanowią obecnie 52 proc. emigrantów.
Nie ulega wątpliwości, że wyjazd za granicę jest często ogromną szansą na poprawę warunków życia. Średnia płaca polskiego emigranta w Wielkiej Brytanii wynosi w przeliczeniu 5,8 tys. zł miesięcznie, a w Irlandii i Austrii nawet 6,6 tys. zł. Nic dziwnego, że w niedawnym sondażu ośrodka Ipsos, firmy marketingowej Polarity UK oraz grupy Polish City Club aż 72 proc. naszych rodaków mieszkających na Wyspach zadeklarowało chęć pozostania tam na stałe.
W tym gronie jest m.in. Karolina, która mieszka w Manchesterze od sześciu lat. Przez ten czas awansowała ze sprzątaczki w domu starców na właścicielkę małej agencji zajmującej się opieką nad chorymi i niedołężnymi osobami. Kilka miesięcy temu kupiła mieszkanie (na kredyt), w Anglii urodziła również synka. „Chcę tu zostać także dla niego, bo standard edukacji czy opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii jest nieporównywalny do tego, co czekałoby nas w Polsce. Miną jeszcze dziesięciolecia, zanim się do tego zbliżymy” – przekonuje Karolina. „Oczywiście, że tęsknię czasem za ojczyzną, ale dzięki temu, że dobrze zarabiam stać mnie, by latać do Polski, kiedy tylko mam ochotę. W drugą stronę już by tak nie działało” – dodaje.
Fot. Thinkstock
Zdaniem specjalistów, kobiety chętnie zostają za granicą, bo mają mniej kłopotów z integracją niż mężczyźni. Łatwiej nawiązują kontakty, są bardziej otwarte na świat. „(…) To Polki są w większości liderkami, mają wizję, zakładają szkoły, organizacje i stowarzyszenia: artystyczne, kulturalne, edukacyjne, pomocowe, które zajmują się rodakami, organizują kursy angielskiego i pomoc psychologiczną” – wylicza w rozmowie z „Wysokimi Obcasami” dr Anna Kronenberg, która zajmuje się twórczością literacką i działalnością społeczno-kulturalną Polek-emigrantek w Irlandii i Wielkiej Brytanii.
Nie bez znaczenia dla podjęcia decyzji o życiu na obczyźnie są również kwestie natury kulturowo-obyczajowej. „W Danii nie widać seksizmu, szowinizmu i patriarchalnej mentalności. Równość miedzy kobietami i mężczyznami jest naturalnym, niewymuszonym zjawiskiem społecznym. Mam do męża wielki szacunek, bo samodzielnie wychowywał swojego syna od niemowlęcia” – mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mieszkająca w Skandynawii Joanna Winkel. „Tutaj też widzę wyraźną różnicę między polskimi zwyczajami, gdzie zajmowanie się dziećmi przez ojca jest uważane za niemęskie. W Danii panowie zawsze korzystają z urlopów macierzyńskich, a widok ojca pchającego wózek dziecięcy jest normą” - dodaje.
Fot. Thinkstock
Ceni również fakt, że tutaj praca jest środkiem, a nie celem. Spędza się w niej 37 i pół godziny tygodniowo i ani minuty dłużej, jeśli nie jest to absolutnie niezbędne. Duńczyk nie potrzebuje L4, jak się przeziębi to informuje kolegów, że do pracy nie przyjdzie. W przypadku dłuższej choroby pracodawca może zażądać potwierdzenia lekarza, ale musi za to zapłacić, i nie ma prawa domagać się szczegółów niedyspozycji.
Jak widać, wspomniany na wstępie apel wicepremiera Morawieckiego raczej nie trafił na podatny grunt. „Jeszcze wiele wody musi upłynąć w Wiśle, żeby standard życia w Polsce dorównał temu, co mam tutaj” – przyznaje mieszkająca w Norwegii Marta, pracująca w hotelu położonym nad pięknym fiordem. Jednak to nie magiczne widoki powstrzymują młodą kobietę przed powrotem do kraju. „W przeliczeniu zarabiam około 12-14 tysięcy złotych miesięcznie. Oczywiście życie w Norwegii jest bardzo drogie, ale ponieważ nie muszę martwić się o mieszkanie czy wyżywienie, bo to daje mi pracodawca, mogę naprawdę sporo odłożyć. W Polsce nie miałabym szans na zarobienie nawet połowy tej kwoty” – twierdzi Marta.
RAF