Choć zmarła w 1944 roku, Florence Foster Jenkins wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Jest m.in. bohaterką bardzo popularnej sztuki „Boska!”, którą w Polsce wystawił Teatr Polonia, a w rolę śpiewaczki wcieliła się Krystyna Janda. „Jestem nią zafascynowana, pewnie dlatego, że sama przez całe życie zawodowe byłam pragmatyczką i realistką. Ona jest z innego świata” – opowiadała aktorka.
Na początku maja na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych wejdzie film „Boska Florence”. W Foster Jenkins wcieliła się największa współczesna aktorka – Meryl Streep. „Doprowadzenie publiczności do śmiechu bywa równie trudne jak wzbudzenie zachwytu. Mimo wszystko Florence udało się odnieść sukces, choć nie taki, o jakim marzyła. A ja próbuję w filmie właśnie to pokazać” – tłumaczy gwiazda w jednym z wywiadów.
Na czym polegał fenomen amerykańskiej śpiewaczki?
Właścicielka tego BOSKIEGO ciała stała się internetową sensacją. Wygląda na swój wiek?
Florence urodziła się w 1868 r. w Wilkes-Barre, małym miasteczku w Pensylwanii, w rodzinie zamożnego bankiera. Od najmłodszych lat kochała muzykę, pobierała lekcje śpiewu i gry na fortepianie, a już w wieku 8 lat wystąpiła w Filadelfii. Nie wiadomo, jakie były reakcje publiczności, ale ojciec chyba nie dość szybko odkrył, że jego pociecha nie dysponuje zbyt imponującymi umiejętnościami wokalnymi, ponieważ zabronił nastoletniej Florence wyjazdu do Europy, gdzie chciała doskonalić warsztat, marząc o karierze śpiewaczki operowej.
Miała 17 lat, gdy zbuntowała się i uciekła z domu. W Filadelfii poznała młodego lekarza, Franka Thorntona Jenkinsa, którego poślubiła w 1885 r. Wściekły ojciec wydziedziczył córkę. Małżeństwo okazało się niezbyt udane, ponieważ także mąż mało entuzjastycznie traktował artystyczne plany Florence. Rozwiedli się po siedmiu latach, a przyszła gwiazda zaczęła klepać biedę, utrzymując się z udzielania lekcji gry na fortepianie.
Prawda była jednak zupełnie inna, ponieważ kompletnie nie miała predyspozycji wokalnych. Zdaniem krytyków większość osób przychodziła na jej koncerty, by po prostu się pośmiać. Florence miała także fatalną dykcję, a żenującego obrazu dopełniały jeszcze dziwaczne, obwieszone piórami i świecidełkami kostiumy, zaprojektowane oczywiście przez Jenkins. Podczas wykonywania arii obrzucała publiczność kwiatami, które później zbierano i wykorzystywano na kolejnym występie.
„Szczyt złego śpiewu” – pisały ówczesne gazety. Jednak Florence pozostawała głucha i ślepa na wszelkie słowa krytyki. Żarty dobiegające z widowni traktowała jako „profesjonalną zazdrość konkurencji”. Do historii przeszło jej powiedzenie”: „ludzie mogą mówić, że nie potrafię śpiewać. Ale nikt nie może nigdy powiedzieć, że nie śpiewałam”.
Popisowym numerem Florence Foster Jenkins była aria Królowej Nocy z opery „Czarodziejski Flet”, uznawana za jedną z najtrudniejszych, nawet dla najlepszych sopranistek. Amerykanka wcale się tym nie przejmowała i była przekonana, że nikt nie wykonuje tego utworu lepiej niż ona. „To, co słyszała w swojej głowie, było perfekcyjne” – tłumaczył Cosme McMoon. Jej recitale wypełniało wiele innych wymagających standardów z oper Mozarta, Verdiego oraz Straussa.
Florence Foster Jenkins kochała śpiewać. „Kiedy zaczynała, zapominała o wszystkim. Nic nie mogło jej powstrzymać. Sądziła, że jest wielką artystką” – opowiadał Cosme McMoon, jej akompaniator. Lubiła porównywać się do wielkich sopranistek swoich czasów – Friedy Hempel czy Luisy Tetrazzini, Uważała, że śpiewa sopranem koloraturowym, czyli rzadkim i najwyższym głosem kobiecym.
Sparaliżowana Barbie: Nie może chodzić, ale wciąż chce się podobać!
Po transmitowanym przez radio koncercie gazety pisały: „Madame Jenkins śpiewała, nie przejmując się... intencjami kompozytorów...”. Miesiąc później gwiazda zmarła na atak serca. Podobno z powodu załamania druzgocącymi recenzjami, gdy wreszcie dotarła do niej prawda o swoim śpiewie…
Beyonce mocno urażona przez Kim Kardashian. O co poszło?
RAF