Ze wszystkich stron słyszymy, że czas pozbyć się kompleksów i pokochać siebie. Przewrażliwienie na punkcie własnego wyglądu do niczego dobrego nie prowadzi. Im więcej mamy sobie do zarzucenia, tym gorzej postrzegają nas inni. Przekonanie o tym, że jesteśmy brzydkie i nikomu nigdy się nie spodobamy, działa jak samospełniająca się przepowiednia. Ale czasami to nie tylko kwestia naszej niepewności.
Dobrze wie o tym Ada, która przez lata pracowała nad swoim ciałem i pewnością siebie. Z marnym skutkiem. Młoda kobieta przekonuje, że na co dzień zdarza jej się słyszeć komplementy i nie narzeka na brak męskiego zainteresowania. Czar pryska, kiedy znajomość przechodzi do kolejnego etapu i rozbiera się przed wybrankiem. W 99 proc. przypadków oznacza to koniec znajomości.
- Faceci uciekają, kiedy się przed nimi obnażam - wyznaje. I tłumaczy, co takiego stało się z jej ciałem, że nikt nie chce na nie patrzeć. Czy kiedykolwiek to się zmieni?
Zobacz również: Szokujące wyznania otyłych kobiet, które NIE CHCĄ schudnąć. Dlaczego lubią swoją nadwagę?
fot. Unsplash
Papilot.pl: Napisałaś do nas wiadomość zatytułowaną „Faceci uciekają, kiedy się przed nimi rozbiorę”. Chyba nie jest aż tak źle?
Ada: Faktycznie, czasami jest jeszcze gorzej. Wtedy nie tylko uciekają, ale głośno komentują mój wygląd. Kiedy indziej opowiadają na lewo i prawo, co zobaczyli. Niektórych ludzi widzę pierwszy raz na oczy, a oni już wiedzą, co mam pod ubraniem. Takie plotki szybko się roznoszą. Szczerze? Nie dziwię się. Też bym się przeraziła, gdybym coś takiego zobaczyła na własne oczy.
Co masz na myśli?
Nie mam jeszcze 30 lat, a mojemu ciału bliżej do zniszczonej przez życie 60-latki. Jestem niemal cała pomarszczona. Na pierwszy rzut oka - fajna i zgrabna laska z długimi nogami, smukłymi rękami i sympatyczną twarzą. Pod ubraniem wszystko się rozlewa. Mam małe, zdeformowane i wiszące piersi. Zmasakrowany brzuch z widoczną blizną. Ogólnie - obraz nędzy i rozpaczy.
Nie zawsze tak wyglądałaś.
Jeszcze kilka lat temu nic się nie marszczyło i nie wisiało, bo ważyłam 50 kilogramów więcej. Byłam dużą, zakompleksioną i zmęczoną dziewczyną. Ale przynajmniej trzymałam jako taką formę. Miałam widoczną nadwagę, ale wszystko na swoim miejscu. Nie brakowało amatorów takich kształtów. Po przemianie nie podobam się już miłośnikom krągłości, ani tym doceniającym szczupłe ciała. Nikomu. Dosłownie nikomu.
Zobacz również: Skrajnie otyła para 2 lata temu postanowiła schudnąć. Jak ona i on wyglądają dzisiaj? (Sukces czy porażka?)
fot. Unsplash
Sporo schudłaś, a twoje ciało nie nadążyło za zmianami. Czy byłaś pod opieką lekarzy?
Nie chodziłam do dietetyka i nie miałam trenera. Do odchudzania podeszłam po amatorsku i zupełnie na oko. Trzeba mniej jeść, przez jakiś czas najlepiej w ogóle, z ćwiczeniami też uważać, bo duże mięśnie sporo ważą. Trochę diety, trochę głodówki i tak jakoś wyszło. Cieszyłam się jak dziecko z każdego kilograma na minusie. Aż wreszcie zrobiło się tego tyle, że organizm rzeczywiście odmówił posłuszeństwa. Wszystko zaczęło na mnie wisieć. Chciałam być chudsza, ale zgrabna. Udało się tylko to pierwsze.
Pomijając ludzkie reakcje - co ty widzisz, kiedy rozbierzesz się przed lustrem?
Widzę dziewczynę, którą nigdy nie chciałam być. Ważę mniej więcej tyle, ile sobie założyłam, ale wyglądam tak źle, jak nigdy wcześniej. Moje piersi przypominają pomarszczone naleśniki. Na biodrach skóra też się marszczy. Brzuch przypomina galaretę, na dodatek przeciętą. Przeszłam jeden zabieg usuwania zbędnej skóry i stąd blizna. Do tego spory cellulit na udach. Widzę nieszczęśliwego człowieka.
A co, według ciebie, widzą mężczyźni?
Nie muszę się tego nawet specjalnie domyślać. Zdarzali się tacy, którzy mówili to wprost. Zamknięta w starym ciele trzęsąca się galareta. Widzą młodą kobietę, która kiedyś musiała być strasznym potworem. Coś tam zrobiła, żeby zmienić swoje życie, ale nie wyszło. Operacja się udała, a pacjent zmarł. Zazwyczaj tylko patrzą z obrzydzeniem i od razu przypominają sobie, że zostawili w domu włączone żelazko albo mleko na gazie.
Zobacz również: Co za zmiana! Ta kobieta od zaręczyn do momentu ślubu schudła 50 kilogramów
fot. Unsplash
Pomimo kompleksów i niezadowolenia - próbowałaś ułożyć sobie życie w nowych okolicznościach. Szukałaś kontaktu i miałaś nadzieję na to, że spotkasz miłość swojego życia. Czy coś z tego jeszcze pozostało?
Wciąż marzę o tym, ze spotka mnie coś dobrego, ale też nie robię sobie zbyt dużych nadziei. Przez lata czułam się uwięziona we własnym ciele. Przez kolejne próbowałam się zmienić. A kiedy to się udało - nie mam już nikogo. Każda relacja z facetem trwa, dopóki się nie rozbiorę. Wtedy każdy, nawet najbardziej zainteresowany, od razu zmienia do mnie nastawienie. Kiedyś byłam gruba, ale prowadziłam jako takie życie towarzyskie. Teraz nie dzieje się już nic. Dlatego pomyślałam - spróbuję od drugiej strony. Założyłam konto na portalu randkowym i zaczęłam od wrzucenia zdjęcia w samej bieliźnie. Nikt nie napisał.
Żałujesz swojej metamorfozy?
Cieszę się, że jestem lżejsza, zdrowsza i prawdopodobnie przedłużyłam sobie życie przynajmniej o kilka lat. Jestem za to załamana efektami wizualnymi. Żeby doprowadzić się do stanu używalności, musiałabym przejść kolejne operacje, a i tak pozostałyby szpecące blizny. Czas ucieka, młodsza nie będę. Przez to wszystko czuję się jak mentalna staruszka bez nadziei i planu na przyszłość. Sama odwracam wzrok, kiedy widzę, co ze sobą zrobiłam.
Poddałaś się?
Już nie chodzę po imprezach i trzymam facetów na dystans. Dobrze wiem, jak to się skończy. Tutaj fajna rozmowa i w ogóle, a przyjdzie co do czego, to zacznie uciekać w popłochu. Jeśli zdarzy się taki, który zostanie - będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Obniżyłam poprzeczkę. Już nie szukam ideału. Wystarczy ktoś, kto nie będzie patrzył na mnie z obrzydzeniem.